Prawie tego nie dostrzegając, dorastaliśmy. I Wynikało z tego wiele rozległych i subtelnych metamorfoz.
Wcześniej, w podstawówce, dzieląca nas różnica jednego albo pół roku oznaczała jedynie, że chodzimy o klasę wyżej lub niżej, i nie liczyła się w ogóle w hierarchii w bloku i na ulicy; teraz różnica wieku oznaczała inne szkoły – innych kolegów i znajomych, inne zobowiązania, innych nauczycieli, inną pracę domową, inną miarę entuzjazmu. W miarę zawiązywania się nowych przyjaźni słabły stare znajomości. Ci, którzy zostawali z tyłu, musieli czuć się w znacznym stopniu wyłączeni z tego, co się działo. Nasi znajomi zaczynali się przyjaźnić z ludźmi z innych części Coney Island, którzy stawali się również naszymi znajomymi. Chłopcy z różnych ulic spotykali się, żeby stworzyć nowe i lepsze drużyny futbolu i punchballu, i w tym samym stopniu co sportem zaczynali się interesować dziewczętami. Coraz więcej czasu spędzaliśmy z facetami, którzy przyjaźnili się ze znanymi nam dziewczętami; dziewczęta również bardziej interesowały się sobą jako dziewczętami, a także chłopcami. Jeannie Goldman, mieszkająca po drugiej stronie ulicy, wstąpiła do klubu, w którym prym wiodły dziewczęta chodzące do publicznej szkoły we włoskiej dzielnicy w dolnej części Coney Island. Nigdy nie spotkaliśmy się na gruncie towarzyskim, nad czym bardzo bolała jej matka, która lubiła mnie, kiedy byłem mały, a także moja, która zawsze lubiła Jeannie, a po tym jak złamała biodro, darzyła ją jeszcze większą estymą. Geraldine Scharf, z sąsiedniego bloku, także wstąpiła do żeńskiego klubu i nigdy już nie spotkaliśmy się na żadnym przyjęciu.
Chłopcy, których wybierały sobie te dziewczęta, byli na ogół starsi. Nasze dziewczyny były na ogół o rok młodsze. Nie pamiętam, żebym utrzymywał zażyłe stosunki z Irvingiem Kaiserem po tym, jak rok przed nim poszedłem do szkoły średniej, chociaż dalej korzystałem z jego maszyny do pisania i nie zerwaliśmy ze sobą kontaktu do chwili, gdy każdy z nas idąc własną drogą, wstąpił do wojska.
Kiedy, wciąż ucząc się w szkole średniej, zebraliśmy się razem i zrobiliśmy zrzutkę na czynsz, meble i patefon naszego własnego klubu – mój pierwszy klub Highlight mieścił się w piwnicy bliźniaka – prawie wszyscy członkowie chodzili do tej samej klasy i byli w tym samym wieku. Niemal połowę stanowili ludzie z dolnej części Island, których nie znałem w podstawówce. Dziewczęta też nie musiały pochodzić koniecznie z naszej okolicy. W sobotnie i niedzielne wieczory przyjeżdżały z Brighton, Flatbush, East New York i innych miejsc i pochlebiało im, kiedy zapraszaliśmy je do naszego klubu na tańce i karesy. W lecie przyjeżdżały do nas ze wszystkich stron. Jestem prawie na sto procent pewien, że przed pójściem do wojska nigdy nie wybrałem się z dziewczyną na randkę i nie zdążyło tego zrobić również wielu moich kolegów. Wciąż jest dla mnie zagadką biologii, w jaki sposób seksualnie rozwinięci osobnicy płci obojga potrafią się od najwcześniejszych lat wyczuć, rozpoznać wzajemną gotowość do działań prokreacyjnych i intuicyjnie zbliżyć ku obopólnej satysfakcji.
Powstawały kliki, których jedynym celem były seksualne podboje; zawiązywały się na ogół między dwoma albo trzema chłopakami, którzy upatrzyli sobie dziewczynę, gotową oddać im się wszystkim po kolei przy tej samej okazji, i którzy nawet będąc razem z nami, trzymali się z boku, jakby coś knuli, i szeptali ze sobą ukradkiem nie tylko o tym, co chcą z nią zrobić, ale o wszystkim. Zagorzali palacze marihuany też trzymali się razem, podobnie jak potem uzależnieni od heroiny. Ku rozczarowaniu tych, którzy wciąż byli zbyt młodzi albo z jakiegoś innego powodu wykluczeni z tej czy innej koterii, stare przyjaźnie 7 bloku i ulicy powoli rdzewiały.
I nagle okazało się, że są chłopcy i dziewczęta, których znaliśmy od zawsze i którzy nie należą do żadnej grupy: chłopak bez osobowości, dziewczyna, która nie jest atrakcyjna i nie potrafi się z tym pogodzić, odbiegający od normy, nieśmiali, nerwowi, a nawet ci pilni, upośledzeni, którzy nie potrafili grać w piłkę ani tańczyć lindy hop. Mursh Pasikonik. Jąkała. Ludzie pozbawieni przyjaciół, ludzie, którzy nigdzie nie pasowali i automatycznie wyrzucani byli poza nawias, bez żalu i bez zastanowienia. Niewiele się od tego czasu zmieniło.
Tymczasem sprawy przybierały obrót, którego nie mogliśmy dłużej ignorować. W 1939 roku Niemcy napadły na Polskę z zachodu, a Rosja ze wschodu i zaczęła się wielka wojna. W 1940 weszła w życie ustawa o przymusowym poborze i młodzi ludzie z sąsiedztwa zaczęli nagle znikać z pola widzenia, a następnie pojawiać się na przepustkach w wojskowych mundurach. George Mandel, senior z klubu Alteo, w którym ja byłem juniorem, powołany został dość wcześnie i razem z nim zniknęła jego wspaniała „gablota". Jako ilustrator, pomysłodawca oraz autor tekstów w rozwijającej się żywiołowo dziedzinie komiksów, zarabiał w młodym wieku pokaźne pieniądze i jeździł najnowszym modelem kabrioleta z niebieską karoserią, automatycznym dachem i hydrauliczną przekładnią, pierwszym tego rodzaju samochodem, jaki w życiu widzieliśmy, najpiękniejszym, jaki wolno nam było pieścić opuszkami palców. Henny Ehrenman, bardziej zbliżony do mnie wiekiem, ale też starszy, wyjechał do bazy powietrznej w Kolorado, w której później przez pewien czas i ja stacjonowałem. Wróciwszy do domu na przepustkę, opisywał wyłącznie przyjemne chwile, jakie spędził w barach w Denver, z kobietami pozwalającymi na więcej niż wszystkie, które do tej pory znał. Żaden z tych, którzy zostali powołani albo sami wstąpili do wojska, nie miał nic przeciwko temu. W wieku siedemnastu lat nie sądziłem, że będę kiedykolwiek musiał służyć w armii. Część zdatnych do poboru, w oczekiwaniu na wezwanie, znajdowała pracę w przemyśle obronnym, robiąc jakieś rzeczy z metalowym stopem o nazwie monel; niedługo potem, czekając na powołanie, sam też znalazłem sobie pracę w tej branży. Inni pracowali w fabryce produkującej tkaninę zwaną kordonek. Ale mój kuzyn, tylko trochę ode mnie starszy, zginął w wypadku samochodowym w wojskowej bazie lotniczej. A po Pearl Harbor zaczęli wysyłać ludzi za granicę. Po Pearl Harbor wraz z kilkoma milionami innych naiwnych przyjąłem głupio za pewnik, że skoro już się zaangażowaliśmy, to wojna wkrótce się skończy, skończy się, zanim jeszcze zdążą mnie powołać. „Tym Japońcom odebrało rozum – powiedziałem, pamiętam, znajomym, z którymi byłem w dzień ataku na Pearl Harbor. – Zetrzemy ich z powierzchni ziemi".
Nim wysłano mnie do Europy, wiadomo było, że Abie Ehrenreich, strzelec pokładowy mniej więcej w moim wieku, który musiał chyba od razu wstąpić do wojska, skoro znalazł się tak szybko w akcji, leciał samolotem, który strącono nad północną Afryką, i został wzięty do niewoli. George Mandel pojechał do Europy z wojskami piechoty, pragnąc za wszelką cenę wziąć udział w boju, mimo że mógł pozostać w Stanach w charakterze instruktora. Chyba nie zaprzeczy, kiedy powiem, że powinien mieć więcej oleju w głowie. W Holandii postrzelono go w nogę w zasadzce. Dochodząc do zdrowia, usłyszał o kontrofensywie w Ardenach, wypisał się ze szpitala, zdążył dołączyć do swojej jednostki i wkrótce potem oberwał w głowę kulą od snajpera. Powikłania, które wystąpiły w związku z tą raną, nigdy nie przestały dawać się we znaki. Generał George C. Patton byłby z niego dumny. Mój George nie byłby zadowolony, gdyby to słyszał.