Выбрать главу

Zarówno Luna Park, jak i Steeplechase Park George'a C. Ti-lyou założone zostały w ostatnich latach dziewiętnastego stulecia. Kiedy je poznałem, oba parki od dawna już funkcjonowały i chyliły się ku upadkowi. Choć przed przystąpieniem do pisania tej historii nie miałem o tym pojęcia, w okolicy działały trzy popularne tory wyścigów konnych: jeden całkiem niedaleko, w Sheepshead Bay; drugi w okręgu o nazwie Gravesend, do którego należy cała Coney Island; i kolejny jeszcze bliżej, w Brighton Beach.

Słynne dzisiaj wyścigi, takie jak Suburban i Futurity Handicaps były wydarzeniami sezonu i cieszyły się w kraju większą sławą niż Kentucky Derby; przez pierwsze piętnaście lat wyścigi Preakness również odbywały się na Coney Island. A także mecze bokserskie: pierwsza nowojorska walka o tytuł światowego mistrza wagi ciężkiej została stoczona w Coney Island Athletic Club (było to w 1899 roku, walczyli ze sobą Bob Fitzsimmons i James Jeffries. Triumfował Jeffries, choć stawiano w stosunku trzy do jednego na jego przeciwnika). Sezon wyścigów konnych przyciągał do mojego matecznika osobistości o nazwiskach takich, jak: Whitney, Vanderbilt i Belmont, a także wielu innych niżej urodzonych utracjuszy. Goście stojący wysoko w hierarchii społecznej preferowali spokojne otoczenie Manhattan Beach i Oriental Beach na wschodnim skraju tego, co wówczas nazywano The Island. Jednakże trenerzy i dżokeje oraz naganiacze, hazardziści i inni nieokrzesani luzacy, ciągnący za wyścigami i walkami bokserskimi, walili całymi tłumami i wypełniali gwarem hotele, restauracje i piwiarnie z ogródkami, śpiewającymi kelnerami, artystkami oraz zalotnymi kelnerkami, zachęcającymi klientów, żeby wypili jeszcze jednego, oraz pracującymi na własny rachunek prostytutkami, których liczba, jak się dziś dowiaduję, stale rosła. Wprowadzona w stanie Nowy Jork w roku 1909 ustawa przeciwko hazardowi położyła kres znaczeniu Coney Island jako czołowego ośrodka wyścigów konnych na Wschodnim Wybrzeżu. Kiedy pojawiłem się na scenie, nie działał już ani jeden z trzech torów i jedyne konie, jakie znaliśmy, należały do dostawcy lodu, mleczarza oraz człowieka, który powoził furgonem pralni Brighton.

Do moich czasów przetrwał przestronny elegancki ogródek piwny Feltmana, popularne miejsce spotkań słynnych hulaków w wesołych latach dziewięćdziesiątych. Kiedy jednak odkryłem ten lokal, jego sława była już mocno zwietrzała. To właśnie pan Feltman we własnej osobie wynalazł podobno frankfurterkę, małą gotowaną parówkę, którą podawał na bułce. W tym samym czasie pokazywano również na Coney Island w charakterze atrakcji wcześniaki w inkubatorach. Przysięgam na Boga, że to prawda! Dowiaduję się teraz, że pokazy organizował jakiś europejski lekarz o międzynarodowej renomie; zatrudnił pielęgniarki, zakupił nowoczesny sprzęt i dokładał więcej starań, aby ocalić te niemowlęta, aniżeli były to skłonne czynić ówczesne szpitale. Niemniej wydaje się to groteskowe.

Coney Island wychwalana była pod niebiosa w śpiewanych po dziś dzień przebojach: w Manhattan oraz The Lady Is a Tramp Rodgersa i Harta i w You're the Top Cole'a Portera, gdzie noc na Coney wymienia się jednym tchem obok Koloseum, muzeum w Luwrze, krzywej wieży w Pizie i Mony Lizy. Nasza dzielnica występowała również w filmie. Typowe dla lat trzydziestych wydania cotygodniowej kroniki filmowej rok po roku ilustrowały otwarcie sezonu w weekend Święta Poległych, zamieszczając obrazek płaskodennej łodzi pędzącej po wodnej zjeżdżalni Luna Parku, względnie jednego z obrotowych urządzeń Steeplechase Parku lub kobiety w spódnicy zadartej wysoko przez nieoczekiwany podmuch powietrza z ukrytej w podłodze dyszy. W nakręconym w początkach lat trzydziestych filmie Manhattan Melodrama bohaterowie grani przez Williama Powella i Myrnę Loy jadą na Coney Island na randkę. W The Devil and Miss Jones Robert Cummings i Jean Arthur dołączają wraz ze Spring Byington i Charlesem Coburnem do tłumów spacerujących po Coney Island w dzień wolny od pracy. William Powell, Myrna Loy, Robert Cummings i Jean Arthur mogli równie dobrze pojechać tam w rzeczywistości, gdyż o pojawieniu się popularnych osób stale donosili ci, którzy znali ludzi przysięgających, że je widzieli.

Zdarzało się to najczęściej po Święcie Pracy podczas nocnych parad zwanych Mardi Gras, Ostatkami, które wymyślono, aby z jednej strony zasygnalizować koniec sezonu, a z drugiej przedłużyć go choć o kilka dni. Co dziwne, tym wieńczącym sezon uroczystościom przyświecał również zbożny cel zbierania funduszy na odbudowę strawionego pożarem schroniska dla zbłąkanych dziewcząt. Jak było do przewidzenia, parady przyciągały pełne nadziei chmary jeszcze bardziej zbłąkanych dziewcząt.

W latach dwudziestych ustawodawcy zaczęli w końcu wdrażać reformy, które miały gruntownie zmienić charakter Coney Island. Sprzyjały temu rozbudowa elektrycznych linii tramwajowych i przedłużenie sieci metra do samej Coney, do zatłoczonego skrzyżowania przy Surf Avenue. Za skromną opłatą pięciu centów szybki transport miejski dowoził tutaj mnóstwo ludzi spragnionych bezpiecznej i niedrogiej zabawy i w latach trzydziestych, w mojej epoce, niechlubny nimb grzesznego kurortu stał się zupełnie niezasłużony i odszedł w przeszłość.

Podczas organizowanych wówczas parad najbardziej ekscytującą rozrywką dla tych z nas, którym znudziło się oglądanie maszerujących, było rzucanie pełnych garści konfetti w twarze dziewcząt, co miało im pochlebiać. Nie wydaje się to zbyt zabawne. Czytałem, że ostrzy faceci wpychali panienkom konfetti do ust i pod sukienki. To też nie wydaje się zabawne.

W prawie wszystkich poświęconych Coney Island hołdach, które przytaczałem, można zauważyć wyraźnie protekcjonalny ton: ludzie z elity odwiedzają dla uciechy dzielnice nędzy. Wprowadzali modę na coś uprzednio niemodnego, w podobnie beztroskim nastroju, w jakim wytworni i łaknący przygód nowojorczycy podróżowali bezpiecznie przed wojną, moją wojną, do Harlemu, aby posłuchać muzyki, coś przegryźć (głównie pieczone żeberka) i kupić marihuanę- Nie wiem, dokąd uzależnieni od narkotyków mieszkańcy Coney Island, tacy jak Danny Byk, Raymie Glickman, Philly Penner i George Weiss, jeździli po wojnie po heroinę, ponieważ zaraz po zwolnieniu z wojska ożeniłem się i wyprowadziłem z Brooklynu, a nie była to rzecz, której mógłbym się dowiedzieć od mojej matki.

Ani mnie, ani innym, którzy wyemigrowali w szeroki świat, nie zajęło dużo czasu zorientowanie się, iż bardzo popularnym sposobem deprecjacji jakiegoś miejsca był i wciąż jest zarzut, że przypomina Coney Island. I chciałbym zaznaczyć, że nikt, kogo znam z Coney, nie określał nigdy Coney Island tym skrótowym terminem „Coney".

W roku 1920, zaraz po tym, jak metro BMT przedłużyło swoje cztery linie do Coney Island, zaczęły przybywać do nas tłumy ludzi – najpierw dziesiątki tysięcy w letnie weekendy, potem setki tysięcy, a w końcu milion i więcej. Większość wywodziła się z klas pracujących i nowo powstałej niższej klasy średniej. Wielu było imigrantami, którzy osiedlili się niedawno na Wschodnim Wybrzeżu i pochodzili głównie ze wschodniej (Żydzi) i południowej Europy (Włosi). Irlandczycy już tu byli, podobnie jak Niemcy i Skandynawowie. Świadczyły o tym nazwy założonych wcześniej firm: Hahna, Batha, Scoville'a, Feltmana, Staucha, Shannona oraz Salon Paddy Shea. Facet, który nazywał się Nathan Handwerker (chodziłem z jego siostrzeńcem do szkoły średniej), otworzył z powodzeniem małą budkę z hot dogami na Surf Avenue naprzeciwko skrzyżowania, przy którym wyrosła nowa stacja metra, i sprzedawał swoje smakowite wyroby z grilla tylko za pięć centów, podczas gdy gotowane parówki Feltmana kosztowały dziesięć. Feltman może i wynalazł hot doga, ale to Nathan doprowadził go do perfekcji i wkrótce klienci stali po pięciu w rzędzie, krzycząc, żeby ich obsłużono.

Prawdopodobnie to właśnie w czasie, gdy metro zapewniło dostęp do prawie wszystkich innych części miasta, wzniesiono pierwsze drewniane bungalowy, ceglane domki i kamienice i wprowadziły się do nich rodziny imigrantów. Już w 1921 roku postępowy reformator Bruce Bliven skarżył się na łamach postępowej „New Republic", że nowa ludność wypiera „rdzennych Amerykanów". Zauważył, że prawie wszyscy, których widział na plaży Coney Island, „mieli czarne włosy".