Naarjuk zgodził się jej pomóc.
Wspólnymi siłami, w bitwie, która trwała dziesięć tysięcy lat i spustoszyła krainę duchów, Siła i Naarjuk pokonali straszliwego Tuunbaqa.
Jak wszystkie tupilek, które nie zdołały wykonać swego zadania i zabić wyznaczonej im ofiary, Tuunbaq zwrócił się przeciwko swemu stwórcy, Sednie.
Jednak Sedna, która od czasu swego nieszczęśliwego małżeństwa wiele się nauczyła, zdawała sobie sprawę, jak groźny może stać się dla niej Tuunbuą, i zabezpieczyła się przed jego atakiem. Kiedy potwór stanął przeciwko niej, za pomocą specjalnego zaklęcia obudziła słabość, którą ukryła w nim podczas aktu tworzenia.
Tuunbuą został natychmiast wygnany na powierzchnię ziemi. Nigdy nie mógł już powrócić do świata duchów ani na dno morza. Sedna była bezpieczna.
Ziemia i jej mieszkańcy z kolei nie mogli już czuć się bezpiecznie.
Sedna wygnała Tuunbaqa do najzimniejszej, najbardziej opustoszałej części ziemi – wiecznie zamarzniętych obszarów w pobliżu bieguna północnego. Wybrała Daleką Północ, a nie południe, bo tylko na północy, centrum ziemi dla wielu bogów inuat, żyli szamani, którzy umieli radzić sobie ze złymi duchami.
Tuunbaq, pozbawiony swej potwornej postaci, lecz wciąż tak samo niebezpieczny, zmienił wkrótce kształt – podobnie jak wszystkie pupilek - upodabniając się do najbardziej przerażającego zwierzęcia, jakie spotkał na ziemi. Wybrał postać najsprytniejszego i najgroźniejszego drapieżnika – białego niedźwiedzia – lecz górował nad zwykłymi niedźwiedziami inteligencją i siłą tak, jak Prawdziwi Ludzie górują nad swymi psami. Tuunbaq zabijał i zjadał białe niedźwiedzie – pożerając ich dusze – równie łatwo, jak Prawdziwi Ludzie zabijali i pożerali pardwy.
Im bardziej skomplikowana jest dusza inua żywej istoty, tym bardziej smakuje pożeraczowi dusz. Tuunbaq wkrótce przekonał się, że woli zjadać ludzi niż nanuą, białe niedźwiedzie, że dusze ludzkie smakują mu bardziej niż dusze morsów, a nawet wielkie, łagodne i inteligentne dusze orek.
Przez pokolenia Tuunbaq objadał się ludzkimi istotami. Olbrzymie połacie śnieżnej północy, na których gęsto było niegdyś od wiosek, wielkie obszary morza, po których pływały niegdyś całe floty kajaków, miejsca, gdzie niegdyś rozbrzmiewały głosy i śmiech tysięcy Prawdziwych Ludzi, opustoszały, gdy wszystkie ludzkie istoty uciekły na południe.
Lecz przed Tuunbaqiem nie można było uciec. Tupilek Sedny był szybszy i sprawniejszy od ludzi. Przewodził złym duchom ixitqusiqjuk i kazał im przesuwać lodowce na południe, śladem uciekających istot ludzkich, by ukryty w lodzie i zimnie mógł nadal spokojnie pożerać ludzkie dusze.
Setki myśliwych wyruszały z wiosek Prawdziwych Ludzi, by zabić potwora, ale żaden z nich nie wrócił żywy. Czasami Tuunbaq drWń z rodzin zmarłych łowców, podrzucając im części ich ciała – zdarzało się, że zostawiał w jednym miejscu głowy, nogi, ręce i tułowia kilku myśliwych, przemieszane do tego stopnia, że bliscy nie mogli nawet wyprawić im właściwej ceremonii pogrzebowej.
Wydawało się, że potwór Sedny pożre dusze wszystkich istot ludzkich żyjących na Ziemi.
Stało się jednak to, na co liczyła Sedna. Szamani setek różnych grup Prawdziwych Ludzi zbierali się na peryferiach zimnej północy, spotykali się w enklawach angakkuit, naradzali się między sobą i rozmawiali z przyjaznymi im duchami, aż wreszcie obmyślili plan, który miał rozwiązać problem Tuunbaqa.
Nie mogli zabić tego Boga Który Chodził Jak Człowiek – nawet Siła, Duch Powietrza, i Sedna, Duch Morza, nie mogły zabić tidipek Tuunbaq.
Mogli go jednak powstrzymać. Mogli nie dopuścić do tego, by wędrował dalej na południe i zabił w końcu wszystkie ludzkie istoty i wszystkich Prawdziwych Ludzi.
Najlepsi spośród najlepszych szamanów – angakkuit – wybrali spośród siebie najlepszych mężczyzn i kobiety obdarzonych zdolnościami jasnowidzenia, czytania w myślach i przesyłania myśli i parzyli je ze sobą tak, jak Prawdziwi Ludzie parzą dziś psy, by stworzyć jeszcze silniejsze, inteligentniejsze pokolenie.
Nazwali te szamańskie, jasnowidzące dzieci sixam ieua lub władcami-duchów-z-nieba i wysłali je wraz z rodzinami na północ, by powstrzymały Tuunbaqa od zabijania Prawdziwych Ludzi.
Sixam ieua porozumiewali się bezpośrednio z Tuunbaqiem – nie za pomocą języka duchów tuurngait, co próbowali czynić zwykli szamani, lecz dotykając bezpośrednio umysłu i duszy Tuunbaqa.
Władcy-duchów-z-nieba nauczyli się przyzywać Tuunbaqa swym śpiewem. W zamian za możliwość komunikowania się z potworem zgodzili się, by ów zazdrosny tupilek pozbawił ich umiejętności zwykłej mowy i pozbawił kontaktu z innymi istotami ludzkimi. Władcy-duchów-z-nieba obiecali Tuunbaqowi, że jeśli przestanie pożerać ludzkie dusze, Prawdziwi Ludzie nigdy więcej nie będą zakładać swych wiosek na dalekiej północy. Obiecali także Bogowi Który Chodzi Jak Człowiek, że bez jego pozwolenia nigdy nie będą łowić ryb ani polować w jego królestwie.
Obiecali, że wszystkie przyszłe pokolenia będą zaspokajać ogromny apetyt Boga Który Chodzi Jak Człowiek, przynosząc mu ryby, morsy, foki, karibu, zające, wieloryby, wilki, a nawet mniejszych kuzynów Tuunbaqa, białe niedźwiedzie. Obiecali, że żadna ludzka istota nie wtargnie do królestwa Boga Który Chodzi Jak Człowiek, a jeśli już to zrobi, to tylko po to, by przynieść mu jedzenie, zaśpiewać kojącą pieśń lub oddać mu cześć.
Sixam ieua wiedzieli dzięki swym niezwykłym zdolnościom, że kiedy kraina Tuunbaqa zostanie w końcu najechana przez bladych ludzi – kabloona – będzie to początek Końca Czasów. Zatruty bladymi duszami kabloona Tuunbaq zachoruje i umrze. Prawdziwi Ludzie zapomną swojego języka i zwyczajów. W ich domach zapanują pijaństwo i rozpacz. Mężczyźni zapomną o dobroci i życzliwości, będą bić swoje żony. Inua dzieci pogubią się w nowym świecie, a Prawdziwi Ludzie stracą swe dobre sny.
Władcy-duchów-z-nieba wiedzą, że kiedy Tuunbaq umrze na chorobę kabloona, jego biała, lodowa kraina zacznie się topić. Na lodzie zabraknie miejsca dla białych niedźwiedzi, więc ich młode umrą. Wieloryby i morsy nie będą miały gdzie żerować. Ptaki, pozbawione lęgowisk, będą krążyć pod niebem i nadaremnie wzywać na pomoc Kruka.
Tak wygląda przyszłość, którą ujrzeli.
Sixam ieua wiedzieli, że choć Tuunbaq jest przerażający, przyszłość bez niego – i bez ich zimnego świata – będzie gorsza.
Tak wyglądała przyszłość, lecz oni musieli dbać o teraźniejszość. Dzięki temu, że mężczyźni i kobiety sixam ieua przemawiali do Tuunbaqa tak, jak robiła to tylko Sedna i inne duchy – nie głosem, lecz bezpośrednio, z umysłu do umysłu – Bóg Który Chodzi Jak Człowiek wysłuchał ich propozycji i obietnic.
Tuunbaq, który – jak wszystkie wielkie duchy inua – lubi być rozpieszczany, zgodził się. Obiecał, że będzie jadł ich dary, a nie ich dusze.