Выбрать главу

Silje roześmiała się.

– Jakie to typowe dla niej! O tak, Cecylia umie sobie dawać radę. Znacznie gorzej jest z Sunnivą. Próbowałam dodać tej dziewczynie trochę odwagi, ale ona jest taka lękliwa. Pociesza mnie świadomość, że Sunniva ma was. Tarald też jest dla niej miły.

Irja milczała, jak zaklęta. Twarz jej posmutniała i Silje zaczęła podejrzewać, że kryje się za tym jakiś dramat.

Dobra, czuła Irja! I tak całkowicie pozbawiona jakiegokolwiek wdzięku, jeśli chodzi o wygląd. Tymczasem Taralda to bardzo interesowało. Silje popatrzyła na ręce dziewczyny, duże niczym wiosła, spoczywające na podołku, a potem na jej kanciastą twarz. Ale oczy Irji promieniowały ciepłem, jeśli tylko ktoś zdobył się na to, by w nie spojrzeć.

Silje zaczęła mówić o czym innym.

– Weź lusterko, leży tam, na stole, i zobacz co z tego wynikło.

Irja posłusznie sięgnęła po lusterko.

– Zrobiłam przedziałek pośrodku, zaczesałam włosy z czoła i ułożyłam miękko tutaj, przy uszach.

– Ale czy w ten sposób moja beznadziejna twarz nie będzie się wydawać jeszcze większa?

– Przeciwnie, wygląda na mniejszą w obramowaniu włosów. Teraz zaplotę włosy z tyłu w dwa ścisłe warkocze…

Potrzebowała na to trochę czasu, więc zapytała Irję o jej domowe sprawy.

Była to długa i beznadziejna historia. Żadnej radości, tylko mordęga i awantury. Śmiertelność niemowląt w całej parafii była ogromna, ale potomstwo gospodarzy z Eikeby odznaczało się jakąś niezwykłą odpornością. To prawdziwa udręka mieszkać w takiej ciasnocie, jak tam. Irja nigdy nie miała własnego kąta, toteż wyczekiwała dni spędzanych w Lipowej Alei jak upragnionej okazji, bo mogła trochę odetchnąć.

Na początku, gdy dopiero zaczynała pomagać w Lipowej Alei, Silje krępowała się trochę podsuwać dziewczynce, bądź co bądź towarzyszce zabaw własnych wnuków, te drobne datki – jakiś grosz czy trochę jedzenia. Teraz przekonała się jednak, że postępuje słusznie. Choć Irja tego nie mówiła, wyszło i tak na jaw, że jej rodzice bardzo liczyli na te prezenty, jako swoje najpewniejsze dochody, i że nigdy nie pozwoliliby córce leniuchować w Lipowej Alei, nie zajmować się niczym pożytecznym. To by była strata czasu. Najwyraźniej uważali, że Irja ma stałe zajęcie u pani Silje. A jej przyjaźni z całą rodziną nie pojmowali. Gdyby o tym wiedzieli, chyba by po prostu zabrali dziewczynę do domu.

Silje pomyślała z poczuciem winy, że musi jej płacić bardziej regularnie. Nie wiedziała dotąd, że te drobne grosze znaczyły tak wiele. Ale tyle było gąb do wyżywienia w Eikeby. Nic dziwnego, że Irja w dzieciństwie chorowała.

Jakaż to szkoda! Jaka szkoda tej wspaniałej dziewczyny, która mogłaby być znakomitą żoną i matką dla najlepszego chłopca. Jej ojciec, który wydawał za mąż swoje córki, jedną po drugiej, i sam wybierał zięciów, zdecydował, że Irja za mąż nie wyjdzie, zostanie w domu, by pomagać starym rodzicom. Mógł podjąć taką decyzję bez wahania, nie było obaw, że jakiś konkurent z własnej woli będzie się o nią starał. Mężczyźni bali się dziewcząt z takimi wadami bo zazwyczaj miały one kłopoty z rodzeniem dzieci. A mówiąc dzieci, mieli oczywiście na myśli synów. Było czymś normalnym, że mężczyzna pytany o to, ile ma dzieci, odpowiadał: „Mam czworo dzieci”, a po chwili dodawał: „I trzy córki”.

Irja robiła się smutna, ilekroć mówiła o swojej przyszłości. Pielęgnowanie surowych, gderliwych rodziców nie wydawało jej się szczególnie pociągające.

– No, przejrzyj się teraz w lusterku – powiedziała Silje, by zmienić temat. – Jeszcze upnę warkocze wysoko i ozdobię włosy perełkami. Oprócz tego opaska z pereł na czoło, o tak! I jeszcze trochę pudru na twarz, wyjmij go z szuflady, z tamtej! Tak, ten. Nos ci się świeci jak latarnia, tak nie można. Gdzie jest dzisiaj Sunniva?

– Ja… widziałam ją i Taralda, szli… drogą przez pole.

– Dokąd? – zapytała Silje ostrzej, niż by rzeczywiście chciała.

– Nie wiem. Po prostu pobiegli przed siebie.

Mój Boże, mam nadzieję, że Tengel tego nie widział, pomyślała Silje. Muszę jednak z nimi porozmawiać.

Głośno zaś spytała:

– No? I co o tym myślisz?

Irja na widok swego odbicia w lustrze straciła dech.

– Jak ja ładnie wyglądam – szepnęła.

– Bo ty jesteś ładna – oświadczyła Silje spokojnie, choć świadoma, że trochę przesadza. Z drugiej jednak strony trzeba przyznać, że w tym dość beznadziejnym wyglądzie Irji było jakieś trudne do określenia piękno.

– Te opaski z perłami możesz zatrzymać, zresztą i tak nie są prawdziwe.

– Dziękuję – wyszeptała Irja ze łzami w oczach. – Dziękuję, droga pani Silje!

W tej samej chwili do pokoju weszła Sunniva, a za nią Tarald.

– Dzień dobry, babciu – szczebiotała Sunniva z promiennymi oczyma. – Jak się czujesz?

– Dziękuję, dość dobrze. Gdzie byłaś?

– Po prostu chodziłam – odparła Sunniva tak niepewnie, że wydawało się to podejrzane.

Tarald także przywitał się z babką: Irja, która stała obok w swojej nowej fryzurze pełna nadziei, doczekała się jedynie krótkiego:

– Cześć, to ty dzisiaj jesteś u babci? Świetnie.

Blask w oczach Irji powoli gasł. Silje mogłaby obić tych dwoje młodych, ale nie miała wątpliwości, że myślami są zupełnie gdzie indziej.

Sunniva wydawała się bardziej pewna siebie niż zazwyczaj. Śmiała się, a jej oczy płonęły, gdy patrzyła na Taralda. Słuchała z zachwytem, gdy opowiadał co widzieli po drodze.

W końcu jednak spojrzała na Irję i dostrzegła przemianę.

– Irja! – aż gwizdnęła z przejęcia. – Czy ty się przebrałaś?

Irja, prosta i nieśmiała wiejska dziewczyna, rozpaczliwie szukała wzroku Silje.

– To ja upięłam jej włosy – rzekła starsza pani spokojnie. – Uważam, że wygląda bardzo ładnie.

Dzięki Bogu Tarald miał tyle serca, żeby zrozumieć, jak przykro zrobiło się Irji. Zwykle nie był zanadto spostrzegawczy.

– I ja tak uważam – oświadczył. – Do twarzy ci w tym uczesaniu.

Sunniva zmieszała się. Nie chciała jej przecież zranić.

– Ja, oczywiście, też jestem tego zdania – powiedziała pospiesznie. – Po prostu ledwo cię poznałam. Chodź, pójdziemy do kuchni. Jestem głodna.

– Mogę iść? – zapytała Irja.

– Naturalnie, idź – uśmiechnęła się Silje. – Dam sobie radę.

– Zaraz wrócę. Czy pani życzy sobie czegoś z kuchni?

– Taaak – Silje wahała się trochę. – Tak, kawałek placka na miodzie, jeśli jesteś tak dobra.

Właściwie już może sobie na to pozwolić. Miała pięćdziesiąt sześć lat i przez cały czas, odkąd Sol żartowała, że Silje za dużo je, dzielnie odmawiała sobie swego ukochanego placka na miodzie. Teraz jednak przestało to mieć znaczenie. Zresztą chciała sobie sprawić trochę przyjemności, na pociechę, przy tej bolącej nodze.

Nie malowała już teraz tyle, co dawniej. Zaczęła znowu trochę tkać, ale to okazało się za bardzo męczące.

Poprzestała więc na wykonaniu od czasu do czasu jakiejś małej akwareli, takiej jak ta, którą malowała dzisiaj. Było jakoś tak, jakby wszystko, za co się brała, rozrastało się przed nią niczym wielka, trudna do zdobycia góra. I ubrania zwisały na niej, za duże, musiała zacząć je zwężać.

Placek na miodzie mógłby nawet okazać się pożyteczny.

W ciągu dnia Tengel bywał stale zajęty. Uczył młodego Tarjeia, razem odwiedzali chorych, a poza tym obaj eksperymentowali z dawnymi, tajemniczymi ziołami i mieszankami rodu Ludzi Lodu.

Często bystry umysł wnuka zdumiewał Tengela niepomiernie. Uważał, że on sam jest zdolny, ale Tarjei przewyższał go pod każdym względem. Analizował zioła, próbował odkryć, co decyduje o tym, że poszczególne rośliny działają tak, jak działają. Pewnego razu sprawdzał na sobie mieszanki różnych medykamentów i w rezultacie przerażony Tengel musiał użyć wszystkich swoich sił i umiejętności, by go przywrócić do życia. Gdy chłopiec w końcu się ocknął, wykrzykiwał przejęty: