– Teraz już wiem! Tych ziół nie możemy stosować łącznie, one do siebie nie pasują.
– Czy musisz aż narażać własne życie, żeby się o tym przekonać? zapytał Tengel, zły ze strachu.
Ale czuli się ze sobą znakomicie. Silje uśmiechnęła się na wspomnienie ich poważnych min, gdy Tarjei dążył do wyjaśnienia czegoś i Tengel, który sam nigdy nie pytał dlaczego, usilnie starał się znaleźć odpowiedź.
To Sunniva przyniosła placek. Śmiała się rozbawiona.
– Kucharki prosiły, żebym pomyła jakieś drewniane wiadra, ale ja chciałam porozmawiać z babcią, więc wyręczyłam się Irją.
– Nie powinnaś była tego robić! Irja dostała ode mnie inne polecenie.
Oczy Sunnivy zrobiły się duże i żałosne.
– Czy babcia nie chce ze mną rozmawiać? Może mam zawołać Irję?
– Nie, nie, moje dziecko, oczywiście, że nie. Myślałam tylko… Och, zapomnij o tym. O czym to chciałaś ze mną mówić?
Sunniva wzięła ze stołu lusterko i przyglądała się sobie badawczo, wyraźnie zadowolona z tego, co widzi. Potem je odłożyła i westchnęła głęboko, uśmiechając się przy tym słodko.
– Taka jestem szczęśliwa, babciu!
– To świetnie – rzekła Silje z wahaniem, bo nie bardzo podobała się jej ta rozmowa. – Czy Tarald jest w kuchni?
– Nie, musiał wrócić do Grastensholm.
Nim Sunniva zdążyła wystąpić z nie bardzo przez babkę pożądanymi zwierzeniami, ta ostatnia powiedziała pospiesznie:
– Kochana Sunnivo… myślę, że nie powinnaś się tak często spotykać z Taraldem.
Dziewczyna patrzyła na nią, nie rozumiejąc o co chodzi.
– Ale dlaczego?
– Jesteście zbyt blisko ze sobą spokrewnieni.
– To pokrewieństwo trzeciego stopnia. Czy to za blisko? Ależ ludzie mogą zawierać małżeństwo w takiej sytuacji. Nawet rodzeństwo może!
– Tak, ale Ludzie Lodu mają specjalne cechy.
– Ech, to dawne baśnie! Takie tam gadanie!
– Nie, Sunnivo, to nie jest tylko gadanie! Czy uważasz, że dziadek Tengel jest podobny do większości ludzi?
– Nie, zdaję sobie sprawę, że dziadek wygląda trochę dziwnie, ale on jest przecież najwspanialszym człowiekiem na świecie.
I szepnęła cichutko sama do siebie:
– Zaraz po Taraldzie.
Nagle zaczęła płakać, chowając twarz w dłoniach. Cecylia może pojechać do Danii, bo wy wszyscy ją lubicie. Tarjei i dziadek zawsze są razem. Ciotka Charlotta uwielbia Taralda i jego rodzice także. Babcia też woli mieć Irję do pomocy. Tylko mnie nikt nie lubi, ja jestem tylko nieszczęśliwym przypadkiem, którym musieliście się zająć. Dobrze wiem, że babcia nie chciała mnie tutaj, kiedy byłam mała, i oddała mnie Dagowi i Liv. A teraz chce mi babcia odebrać jedynego człowieka, któremu na mnie zależy?
Silje była wstrząśnięta. Jak ta dziewczyna może myśleć, że nikt jej nie chce?
– Ależ Sunnivo, na Boga – jęknęła, kładąc swoją szczupłą dłoń na ramieniu dziewczyny. – Oddałam cię pod opiekę Liv i Dagowi, bo nie miałam już dość sił i cierpliwości na to, żeby wychowywać małe dziecko. Muszę ci coś wyznać. Kiedy moje dzieci były małe – twoja matka i Dag, Liv i Are – byłam chyba najgorszą gospodynią w całej Norwegii. Kochałam ich tak, jak teraz kocham ciebie i wszystkie wnuki, ale Boże mój, jakaż ja byłam niecierpliwa, jakże często miotałam się po domu. Dag mógłby ci powiedzieć, jak wiadra i ścierki latały po izbie, kiedy byłam wściekła. Mógłby ci opowiedzieć o tym, jak uciekałam do lasu, kiedy było za dużo roboty, albo jak przypalałam kaszę. Ubrania dzieci były tak okropnie uszyte, że sąsiedzi się śmiali. A przecież byłam wówczas młoda i silna. Kiedy człowiek robi się starszy, nie jest już w stanie podołać wszystkim obowiązkom i całemu zamieszaniu, jakie nieuchronnie w domu wywołuje obecność małego dziecka. Liv jest urodzoną matką, ja nie.
Sunniva przestała płakać. Na nieszczęśliwej dziecinnej twarzyczce o bezradnych oczach pojawiło się zdumienie i coś jakby odrobina nadziei.
– Rozumiem, że czasami czujesz się porzucona – mówiła dalej Silje. – Nie masz ani matki, ani ojca. Ale musisz wiedzieć, że wszyscy w obu naszych domach kochają cię, ba, nawet ubóstwiają, bo jesteś takim małym bezbronnym stworzeniem.
Blady uśmiech przemknął po łagodnej buzi.
Sunniva była delikatna, tego nie można było nie dostrzegać. Była słaba, nie umiała nikomu stawić oporu. Samą swoją postawą wywoływała opiekuńcze uczucia ludzi i wsysała w siebie wszelką troskliwość, jak wysuszona gąbka, ale sama bardzo niewiele dawała w zamian. Piękne rysy twarzy nie miały w sobie nic z siły Sol, rysy matki wymieszały się z rysami Heminga. Sunniva odziedziczyła też wiele z jego słabości. Skłonność do unikania trudności, do życia kosztem innych, wykorzystania ich dobrej woli. W okresie dorastania trzymała się zwłaszcza silnej i rosłej Irji. To ona wykonywała wszystkie ciężkie prace i była oparciem dla Sunnivy.
Jednocześnie Sunniva była urzekająco miłą istotą, której nikt nie chciał wyrządzić krzywdy i która wciąż jakby przepraszała, że żyje.
Silje przytuliła ją do siebie.
– A co się tyczy Taralda…
Dziewczyna spłonęła rumieńcem.
– Co się tyczy Taralda, to nie mamy nic przeciwko temu, żebyście byli przyjaciółmi. Możecie, oczywiście, pomarzyć trochę razem, trzymać się za ręce, może czasami pocałować jedno drugie i w ogóle lubić się. Ale nigdy nie wolno wam posunąć się dalej. Nigdy!
Sunniva wyglądała na zaszokowaną tym, że babcia rozmawia z nią o takich sprawach.
– Ależ nigdy o niczym takim nawet nie myśleliśmy! Chociaż bardzo byśmy chcieli się pobrać.
Silje oniemiała na chwilę. Czy ta dziewczyna naprawdę wie tak mało?
– Nawet mowy być o tym nie może! – krzyknęła zdecydowanie, bo w tym akurat zgadzała się z Tengelem. – Raczej zerwiesz tę przyjaźń.
– Och, nie! – Sunniva jęknęła tak, jakby świst wiatru przedzierał się przez szparę w drzwiach.
– No to możecie sobie uprawiać ten wasz mały flirt i pozwolić mu, by z czasem wysechł, jak woda na piasku, sam z siebie. To wygaśnie, na pewno. Zobaczysz!
– Och, babcia jest taka dobra, ale niczego nie rozumie. Babcia nie wie, co to znaczy kogoś kochać!
Silje z trudem zachowała powagę. Udała, że kaszle, a potem powiedziała surowo:
– Ale jedną rzecz musisz mi obiecać: nie przekraczajcie granicy tego, co przystoi! Nigdy!
– Oczywiście, babciu. Mogę ci to obiecać bez trudu.
Nie wątpię, pomyślała Silje.
Wieczorem opowiedziała o tej rozmowie Tengelowi. Słuchał, zaciskając zęby.
– Sunniva nie wie, o czym mówi. Muszę poważnie porozmawiać z Taraldem.
– Tak, koniecznie porozmawiaj, bądź tak dobry. Martwi mnie to, a nie przypuszczam, że udało mi się dzisiaj opanować sytuacji. Czy nie sądzisz, że historia się znowu powtarza? Liv i Dag wychowywali się razem, jak rodzeństwo. I zakochali się w sobie. Wszystko skończyło się dobrze, ponieważ Dag nie jest z nami spokrewniony. Tarald i Sunniva także dorastali w jednym domu, i teraz widocznie ich kolej. Nasz dom zdaje się stwarza znakomitą atmosferę dla miłości!
– Tak, to prawda. Ale tym razem nie możemy na to pozwolić. Muszę porozmawiać z Taraldem. Z Dagiem także, on też powinien im powiedzieć parę słów.
– Dobrze. A ja porozmawiam z Liv.