– Irjo, moje dziecko – szepnął Tengel, poruszony jej ofiarnością.
Sunniva kuliła się w ramionach Taralda.
– Tak się boję! A co będzie, jeśli się zarazimy? Pomyśleć, że mogłabym umrzeć! I Tarald.
On objął ją opiekuńczo ramieniem.
– Będę cię chronił, kochanie.
Tengel nakazał ostrym tonem:
– Nie wychodźcie z domu! I nikogo nie wpuszczajcie! Nigdy nie wychodźcie na zewnątrz. Nawet pomiędzy Grastensholm a Lipową Aleją nie wolno się nikomu poruszać. Teraz pojadę do domu i zabiorę potrzebne rzeczy. Nie zobaczymy się długo.
– Tengelu! – krzyknęła Silje, próbując wstać, lecz noga odmówiła jej posłuszeństwa.
– Nie dotykaj mnie – rzekł Tengel pospiesznie. – I nie bój się, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
Tarjei nie dawał za wygraną. Jego twarz o niezwykle wyrazistych rysach i szerokim, wypukłym czole wyrażała absolutne zdecydowanie.
– Dziadku, w tych warunkach dziadek nie da sobie rady. Pójdę, czy dziadek chce, czy nie. Ktoś musi dbać też o dziadka.
– Ja też pójdę z wami i będę pomagać – oświadczyła Irja z uporem. To za duże obciążenie na jedną osobę. A jeśli przyrzeknę, że nawet się nie zbliżę do Eikeby, czy to wystarczy?
– Uparte dzieciaki – powiedział Tengel poruszony. – No dobrze! Chodźcie. Bóg jeden wie jak jesteście mi potrzebni. Ale nie wolno wam dotykać chorych, tego wam stanowczo zabraniam!
Meta dopadła do syna.
– Tarjei, nie możemy cię utracić z powodu jakiejś zarazy! Do innych rzeczy zostałeś stworzony.
– Uspokój się mamo – odparł Tarjei. – Na pewno nic mi nie będzie. Wydaje mi się, że wiem jak powinniśmy postępować. A to jest najważniejsze, prawda, dziadku?
Tengel, który już niejednego nauczył się od swego bystrego wnuka, skinął poważnie głową, a w jego oczach pojawił się błysk smutnego uśmiechu.
– Tak, to jest najważniejsze. Trond, biegnij do Eikeby i powiedz, że Irja nie będzie przez jakiś czas przychodzić do domu, dobrze? Dziękuję ci. A ty, Taraldzie, dopilnuj, żeby Klaus odwiózł babcię Silje do domu powozem. Sunnivo, ty wracaj do Lipowej Alei i zostań u babci, dopóki niebezpieczeństwo nie minie. Teraz, pod nieobecność Irji, będziesz babci potrzebna.
Potem wszyscy troje opuścili pokój. Silje starała się jak mogła panować nad sobą, ale nie zdołała powstrzymać łez.
– Zawsze byłam taka dumna z mojego Tengela. Ale teraz wolałabym, żeby był całkiem zwyczajnym człowiekiem.
– Wszystko pójdzie dobrze – uspokajała ją Liv, lecz głos jej drżał. – Myślę, że teraz powinniśmy się pożegnać i niech każdy robi, co do niego należy. Nie zobaczymy się przez jakiś czas, mamo. Trzymajcie się jakoś wszyscy w Lipowej Alei.
Sunniva była bliska histerii ze strachu.
– Ja chcę zostać z Taraldem – powtarzała raz po raz, wychodząc z babką na dziedziniec. – On obiecał, że będzie się mną opiekował. Ja nie mogę mieszkać w Lipowej Alei. A co będzie, jeśli dziadek Tengel przyniesie zarazę do domu?
W końcu udręczona Liv powiedziała:
– Pozwól jej tu zostać, mamo! W tym stanie będzie dla ciebie tylko ciężarem.
Silje wahała się. Nie miała ochoty zostawić Sunnivy razem z Taraldem, choć akurat teraz wydało się jej się to wszystko czymś zgoła niewinnym.
– No dobrze, jeśli jesteś taka dobra, Liv…
– Oczywiście!
– Dag, zadbaj o to, żeby Tarald i Sunniva nie zostawali zbyt często sam na sam – poprosiła Silje swego wychowanka, gdy pomagał jej wsiąść do powozu.
– Rozumiem. Będę tego pilnował, mamo Silje – obiecał.
W końcu pożegnali się. Niektórzy z nich widzieli się po raz ostatni, ale o tym jeszcze nie wiedzieli…
Tarjei nie przestawał mówić, niezwykle ożywiony, idąc wraz z Irją do Lipowej Alei u boku jadącego konno Tengela.
Tengel próbował nie patrzeć na drzewo Silje. Za każdym razem, gdy na nie spoglądał, przenikał go dreszcz niepokoju i rozumiał teraz jej niechęć do tych lip, nad którymi kiedyś wypowiedział zaklęcia.
– Przede wszystkim, dziadku, musimy się bardzo starannie umyć. Wiesz, ja mam swoją teorię na temat skąd się biorą takie choroby brzucha.
Tengel skinął głową.
– Chętnie się umyję, jeżeli chcesz.
– To konieczne, dziadku! I trzeba się myć za każdym razem, po zbliżeniu się do chorego.
– Nie ma aż tyle wody! – roześmiał się Tengel.
– Ale musimy się myć! To naprawdę poważna sprawa! Ja myślę, że zło przedostaje się do wnętrza człowieka przez usta.
– Myślisz, że to złe duchy? No, możliwe.
– Dziadku, nie! Chyba nie wierzysz w złe duchy! Ja nie wiem jak choroba wchodzi w człowieka, ale myślę, że woda może ją pokonać.
– Pitna woda? O to ci chodzi?
– Nie, nie na Boga! Nie wolno niczego pić! Trzeba się myć! Bardzo często. I chciałbym żebyśmy wszyscy, i dziadek, i Irja, i ja, zasłaniali nosy i usta tak, aby zło nie przedostawało się do nas. Wieś nas teraz potrzebuje. Jakie dziadek ma środki lecznicze?
Tengel wyliczał z pamięci:
– Czarne jagody, ziele pięciornika, ziele przewrotnika, podbiał, dziurawiec, krwiściąg leczniczy, krwawnik, rumianek… Te wszystkie zioła wstrzymują biegunkę.
– To na pewno dobrze, ale ja myślę, że czystość jest najważniejsza.
– Tak, tylko, że w jednym się mylisz, Tarjei. Nie znasz krwawej biegunki. Ona kompletnie pozbawia ciało wód, wysusza je. Chory musi pić.
Tarjei wciąż miał wątpliwości.
– Tak, oczywiście, pewnie dziadek ma rację.
Tengel uśmiechnął się leciutko. Jaki ten chłopiec jest dociekliwy, to prawdziwa duma rodziny. A w ogóle Tangel nie bardzo chciał być pouczany przez trzynastolatka. Choć sam nie miał żadnego wykształcenia, w ciągu swego długiego życia wiele się nauczył.
Tarjei przeczuwał jednak coś ważnego, jeśli chodzi o sprawę czystości.
Irja, ciężko stąpając, szła obok niego. Nie miała odwagi się odezwać.
– Wiesz Tarjei – rzekł Tengel, kiedy zbliżali się do niemal zupełnie wyludnionego domu w Lipowej Alei. – Zastanowiłem się nad tym piciem. A jakby tak dawać im piwo? Czy myślisz, że piwo jest bardziej czyste niż woda?
– Piwo? No, nie wiem, naprawdę – odparł chłopiec niepewnie. Ale wódka powinna być czysta.
– Nie możemy przecież upić wszystkich w okolicy – roześmiał się Tengel.
– Dlaczego nie? Jeśli sytuacja tego wymaga? Odkryłem coś w związku z wodą – powiedział po chwili Tarjei w zamyśleniu. – Kiedyś zagotowałem mocno zabrudzoną wodę i ona się od tego zrobiła prawie zupełnie czysta.
– Myślałem o tym samym. Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie, ale niech ludzie sami wybierają – wódka, lub gotowana woda! Wiem, w każdym razie, co wybiorą mężczyźni…
Zebrał służbę i wyjaśnił, co się stało. Ci, którzy zdecydują się zostać w Lipowej Alei, nie będą mogli odwiedzać rodzin, jeśli zaś ktoś chce pójść do domu, to nie wolno mu wracać. Musi tam pozostać, dopóki dzwony kościelne nie obwieszczą radośnie, że zaraza minęła.
Większość w popłochu odeszła do swoich rodzin, ale ci nieliczni, których jedynym domem była Lipowa Aleja, zostali wierni, by służyć swojej umiłowanej pani Silje i całej rodzinie gospodarzy. Klaus, który przywiózł Silje z Grastensholm, pobiegł kłusem do swojej zagrody w lesie, z przerażeniem w oczach zamknął się w izbie razem z Rosą i swoimi na wpół dorosłymi dziećmi i zatarasował drzwi wszystkim, co znalazł pod ręką. Potem usiadł na łóżku i spoglądając na drzwi obgryzał paznokcie, jakby się spodziewał, że zaraza przyjdzie osobiście i wślizgnie się przez dziurkę od klucza. Wiedział, że odpowiedzialność za rodzinę wymaga odeń czujności.
W tym czasie Tengel i jego dwoje pomocników zebrali wszystko, co mogło być im potrzebne, wydali odpowiednie zalecenia co do zasad zachowania ostrożności i opuścili Lipową Aleję. Tengel widział powóz, w którym Silje z rodziną wracała z Grastensholm, ale nie zatrzymał się ani nie poczekał na nich.