Zaczęli od plebanii. Najpierw poprosili pastora, by wyprawił posłańca do wszystkich zagród we wsi i przekazał polecenia dotyczące izolowania chorych, mycia się i konieczności gotowania wody. Tengel zabronił też pastorowi bicia w kościelny dzwon, wiedział bowiem z doświadczenia, że ludzie, słysząc dzwon, zaczynają biegać od zagrody do zagrody, by zapytać co się stało.
Poprosili też o jakieś niewielkie pomieszczenie, w którym mogliby zamieszkać i złożyć swoje przybory. Pastor wcale nie był zachwycony, że właśnie jego obejście miało stać się punktem zbiorczym, nie mógł im jednak odmówić, bo, jak powiedział Tengel, zaraza już i tak przybyła do jego domu.
Pierwszym pacjentem, którym musieli się zająć, był służący pastora.
Jak się okazało, ów parobek odwiedził przed paroma dniami zagrody, gdzie ludzie chorowali.
Tengel dał mu wywaru z ziół i udzielił tych samych przestróg, co pastorowi. Uśmiechnął się przy tym leciutko pod szmatką osłaniającą dolną część twarzy. On wraz z Irją wypełniali dokładnie to, co powiedział Tarjei. Myli się starannie po każdym zetknięciu z chorym. Spalili jego zakażone ubranie i obiecali przyjść znowu wieczorem. Zakazali mu wychodzić i przyjmować gości, nie wolno mu było nic jeść, powinien natomiast pić przegotowaną wodę, którą przyniosła Irja.
– Mam tu leżeć i umierać w samotności?
Tengel uśmiechnął się uspokajająco.
– Wcale nie musisz umierać, nie jesteś ciężko chory i na pewno z tego wyjdziesz, jeśli tylko będziesz postępował tak, jak ci mówimy.
– I żebyś nie wkładał palców do ust – upomniał Tarjei.
– Co? Dlaczego nie?
– Bo choroba usadawia się na nie mytych palcach – wyjaśnił Tarjei i tym razem nawet Tengel popatrzył na niego z podziwem.
– Ileż ten chłopak ma w głowie! Chory jednak przyglądał się swoim palcom śmiertelnie przerażony.
– Poza tym twój gospodarz na pewno tu przyjdzie, by pomodlić się wraz z tobą – dodał Tarjei ze smutkiem, zanim opuścili plebanię.
Dużo gorzej miały się sprawy w dwóch zagrodach na skraju wsi. Wszyscy troje byli wstrząśnięci.
– Jak długo to trwa? – zapytał Tengel.
Gospodarz popatrzył na nich jakby byli zesłanymi na ratunek aniołami.
Leżał w łóżku, podobnie jak inni domownicy. Zewsząd widać było wysuszone twarze i trawione gorączką oczy. I ten odór…!
– My nie wiedzieliśmy – wyjąkał gospodarz. – Nie wiedzieliśmy, co to jest. Najpierw zachorował parobek, a potem to już jedno po drugim.
Tengel odwrócił się do swoich pomocników.
– Wracajcie do domu – powiedział spokojnie. – Tu jest zbyt niebezpiecznie.
Oboje młodzi potrząsnęli jednak głowami i stali nadal, jak przyrośnięci do podłogi. Serce Irji biło mocno ze strachu, ale nigdy by nie zostawiła pana Tengela na łaskę losu. Tarjei myślał bardziej naukowo. Tutaj mógł sprawdzić swoje teorie.
Tengel westchnął ciężko. Poczuł się nagle bardzo stary i bezradny.
– Gdzie jest ten parobek?
Gospodarz wskazał jeden z kątów. Rozpoznali w półmroku mężczyznę. Kogoś tak wychudzonego nigdy przedtem nie widzieli. Chory pojękiwał słabo, z otwartymi ustami, i ledwo zdołał odwrócić głowę.
– Posłuchaj mnie – powiedział Tengel. – Gdzie zostałeś zarażony?
Stary wydał z siebie zbolały jęk.
– Czy spotkałeś ostatnio jakiś obcych ludzi?
Tym razem także nie było wyraźnej odpowiedzi.
– Chodziłeś do sąsiadów?
Chory z trudem wykrztusił z siebie: – Nie.
Młoda córka gospodarzy, z potarganymi i przepoconymi od gorączki włosami, odezwała się spod kupy szmat, którymi było zarzucone dziecięce łóżko.
– On chodził do Tonsberg, w zeszłym tygodniu.
– I była tam zaraza?
– Nie wiem. Ale wielu ludzi chorowało, tak nam powiedział po powrocie do domu.
– No? To przynajmniej wiemy skąd choroba nadchodzi. Teraz będzie zadanie dla was dzieci. Irjo! Pobiegniesz do zagrody Helle, tej przy drodze do sąsiedniej parafii. Nie wchodź do środka, tylko zawołaj ich i powiedz, że muszą postawić na straży dwóch silnych mężczyzn, najlepiej uzbrojonych w karabin. Muszą pilnować drogi we dnie i w nocy. Nie wolno im nikogo przepuszczać, ani idących ze wsi, ani do wsi. Poproś też, by wysłali kogoś do Skogtorp, na drugim końcu parafii, i przekazali wiadomość, że tam mają postąpić tak samo. Powiedz, że to polecenie Tengela, który chce uchronić parafię przed rozprzestrzenieniem się zarazy. Zrozumiałaś?
Wymawiał swoje imię z taką godnością, jaką akurat teraz chciał mu nadać.
Irja skinęła głową i natychmiast pobiegła. Droga nie była daleka.
Tengel najchętniej wysłałby wnuka, żeby trzymać go jak najdalej od tej dotkniętej zarazą okolicy, ale Tarjei nie potrafił okazać swojej woli tak, by go potraktowano poważnie. Gdy patrzył na swego ukochanego następcę, jak krząta się pomiędzy tymi wszystkimi zakażonymi przedmiotami, doznawał skurczu serca. Ten chłopiec został przeznaczony do rzeczy wielkich.
Stara babcia w rodzinnym łóżku żegnała się raz po raz.
– Żaden poganin się do mnie nie zbliży, o nie! Modlitwa pastora, to jedyne, co może tutaj pomóc. On może nas uwolnić od tego karzącego miecza Szatana. Dlaczego pastor nie przychodzi?
– Tak, warto by zapytać – mruknął Tengel. Głośno zaś rzekł:
– Jeśli chcesz tu leżeć babciu i czekać na niego, to proszę bardzo. Ja się tymczasem zajmę innymi.
– Wiedziałam, że tak się stanie – nie przestawała zawodzić starucha. – Widziałam znak na niebie. Chmura przybrała postać krzyża. To była przestroga.
– Nie, nieprawda – zaprotestowała gospodyni, leżąca obok na tym samym łóżku. – To gospodyni z Lille Tjesnbruket. Ona jest na nas zła, bo nasze krowy dają więcej mleka niż u nich. To wszystko jej sprawka, mówię wam!
– Bzdury! – przeciął Tengel ostro. – To jest choroba, która przyszła z Tonsberg i dotknęła cały dystrykt. Nie rzucajcie paskudnych podejrzeń na niewinnych!
Irja wróciła zdyszana ze wsi i zameldowała, że polecenie zostało wykonane. Ludzie obiecali postępować tak, jak Tengel kazał.
– Dobrze, dziękuję ci, Irjo!
Przez cały czas dwoje dzieci płakało rozdzierająco; jedno zdrowym, mocnym głosem, drugie pochlipywało żałośnie. Irja rozejrzała się wśród tego nieszczęścia i ogarnęło ją gwałtowne uczucie bardzo przypominające strach. A w każdym razie pragnienie, by choć jeszcze raz w życiu móc zobaczyć Taralda.
Natychmiast jednak otrząsnęła się z tego i głęboko wciągnęła powietrze, gotowa pomagać.
– Co robimy, Tarjei? – zapytał cicho Tengel. – Od czego powinniśmy zacząć?
– Musimy tu zrobić porządek. Nikomu nie pomożemy, dopóki wszystko tonie w brudzie i gnoju.
– Czy jest w domu ktoś zdrowy? – zawołał Tengel.
– Tak, moja córka i jedna ze służących – odparł gospodarz. – Ale nie pozwoliłem im pozostać tutaj z nami. Są w starym domu.
Przywołano śmiertelnie przerażone dziewczyny; obie miały po około dwadzieścia lat.
Tengel powiedział zdecydowanie:
– Skoro nie zachorowałyście przez cały czas, to chyba nie macie się czego bać. Jesteście odporne na chorobę. Chodźcie więc i pomóżcie nam!
Jego autorytet i osobowość były tak silne, że dziewczyny usłuchały. Wysprzątano stary dom, by tam przenieść chorych, po czym przystąpiono do generalnego czyszczenia. Obie młode kobiety miały za zadanie przygotować na podwórzu balię z gorącą wodą. Z pomocą Irji rozpoczęto kąpiel wszystkich chorych, jednego po drugim. Zdejmowane z nich ubrania palono, a chorych szorowano od stóp do głów. Już to samo wystarczyło, by poczuli, że choroba jeszcze ich do końca nie pokonała. Starą babcię wykąpano jako ostatnią – Tengel dotrzymał obietnicy i zostawił ją w spokoju, aż w końcu przestraszyła się, że o niej zapomnieli i zaczęła krzyczeć głośno, przejmująco wzywając pomocy.