Выбрать главу

Jasna, przystojna twarz Taralda zrobiła się kredowobiała, a Sunniva wybuchnęła płaczem.

– Dziadku – wykrztusił Tarald. – Właśnie teraz, kiedy dziadek znowu odzyskał siły, chciałem prosić, żeby dziadek zgodził się na wyjątek od tej reguły. Miałem przyjść do dziadka i babci, do mamy i do ojca. Ale dziadek mnie uprzedził. Chcę się ożenić z Sunnivą.

– To niemożliwe! – głos Tengela zabrzmiał ostro, jak cięcie biczem.

– W takim razie nie chcę żadnej innej.

Och, Tarald, jęknęła Silje w duszy. Czy nie widzisz, jak bardzo ranisz Irję? Czy jesteś całkiem ślepy, ty egoistyczny potworze?

Tarald jednak nigdy nawet nie myślał o Irji w ten sposób.

Ona zaś siedziała z rękami na kolanach i wyłamywała palce. Pozwólcie mi stąd wyjść, myślała zrozpaczona. Nie zmuszajcie mnie, bym tego słuchała!

Tengel patrzył ze smutkiem na Taralda.

– Jesteś taki młody, chłopcze. Jeszcze wiele razy zdążysz zmienić zdanie. Sunniva, jako córka Sol i wnuczka mojej siostry, nie może zostać żoną mojego wnuka. To zbyt niebezpieczne. Tyle chyba rozumiesz? Zapomnijcie o sobie nawzajem, póki nie jest za późno. Taka jest moja najszczersza rada.

Niesamowicie pobladły Tarald szepnął ledwie dosłyszalnie:

– Już jest za późno.

Wszyscy dorośli jęknęli, aż echo odbiło się od ścian.

Tengel dyszał ciężko, co nie wróżyło nic dobrego.

– Tengelu, nie! – upomniała go żona.

Nikt prócz niej nigdy nie widział Tengela w gniewie. Teraz wybuchł z zatrważającą siłą. Podszedł do Taralda, odtrącając Silje, która próbowała stanąć między nimi. Sunniva, krzycząc ze strachu, schowała się za plecami Daga.

Tengel chwycił śmiertelnie przerażonego Taralda i potrząsnął nim jak rękawicą.

– Coś ty zrobił, niegodziwcze? Coś ty zrobił?

– Dziadku! Nie! Ratunku! – krzyczał Tarald.

– Wiedziałeś przecież! – syczał Tengel.

Wyglądał teraz jak demon przybywający z piekieł, by zabić jednego ze śmiertelnych. Wydawał się ogromny, jak jakiś olbrzym, miało się wrażenie, że wypełnia sobą cały pokój, a jego oczy pałały – żółte, unicestwiające.

– Wiedziałeś, że to grozi strasznym niebezpieczeństwem! I mimo wszystko zrobiłeś to!

– Ja nie wierzę w przesądy – wrzeszczał Tarald, bliski histerii.

– Idźcie się bawić chłopcy – powiedział Are do swoich synów.

Dwaj młodsi posłuchali, spłoszeni, lecz Tarjei został przy drzwiach, blady i przerażony.

Dag ocknął się wreszcie z odrętwienia i próbował ratować syna.

– Ojcze! Trzeba się zastanowić, co ojciec robi?

Tengel zawsze odnosił się do Daga z respektem. Toteż i teraz jego gniew opadł równie szybko, jak się pojawił!

– Przesądy! – rzekł zmęczony. – Na wszystkich świętych! Żebyż to były przesądy!

Wszyscy odetchnęli, poruszeni i strwożeni tym, co zobaczyli.

– Gdybyś widział moją matkę, umierającą po wydaniu na świat takiego monstrum jak ja, to byś nie gadał o przesądach, Taraldzie. Gdybyś widział naszą ukochaną Sol w jej najtrudniejszych chwilach, to byś bardziej uważał na słowa. Dag, ty przecież pamiętasz Hannę i Grimara. Dlaczego nie ostrzegłeś chłopca?

– Ależ zrobiłem to, ojcze. Liv i ja ostrzegaliśmy ich oboje, Sunnivę też.

– I mimo wszystko nie posłuchałeś, Taraldzie?

– Myślałem, że przesadzają – odparł urodziwy młodzieniec, teraz bliski płaczu.

– A ty, Sunnivo? – wtrąciła się Silje. – Ty przecież obiecywałaś, że nie posuniecie się dalej niż do pocałunków.

– Nie zwalajcie winy na mnie – zaprotestowała gwałtownie Sunniva.

Tengel wyciągnął ją z ukrycia za plecami Daga.

– Nie, nie wolno ci się teraz uchylać od odpowiedzialności, Sunnivo! – rzekł ze złością.

Dziewczyna szlochała ze strachu.

– Teraz pójdziesz ze mną, pozbędziesz się tego płodu. I to natychmiast!

Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.

– Nie! – wrzeszczała przerażona Sunniva. – Nie, nie, nie! To jest dziecko moje i Taralda i jeśli mi je dziadek odbierze, to ja też sobie odbiorę życie!

Tengel zatrzymał się.

– Jeśli nie pozbędziesz się tego dziecka, to ono zabije ciebie. Rozumiesz to?

– A ja nie wierzę! Nie wierzę w nic z tego… tam…

Do rozmowy wtrąciła się Liv.

– Ojcze… Już od tak dawna nic się nie stało. Wszystkie wasze wnuki są wspaniałe. A Tarald i Sunniva kochają się tak gorąco.

– Liv… dziecko najdroższe, nie mogę brać na siebie takiej odpowiedzialności.

Silje poparła męża.

– Musisz się pozbyć tego dziecka, Sunnivo. Nie rozumiem cię. Przecież obiecałaś mi, że nie posuniecie się za daleko.

– Och, babciu – odparła Sunniva zgnębiona. – Babcia jest taka staroświecka, babcia nie wie nic o miłości. O tym oszołomieniu, które człowieka ogarnia, kiedy…

– Dość, wystarczy Sunnivo! – przerwał jej Tengel gniewnie. – Jeśli ktoś rozumie znaczenie słowa miłość, to właśnie Silje, moja żona. Kochamy się oboje od czterdziestu lat. I możecie w to wierzyć lub nie, ale wciąż jeszcze żyjemy ze sobą! Zapewniam, że nie przemawia przez nas potrzeba osądzania. Ale to nie może się stać! To zbyt poważne, Taraldzie i Sunnivo. Wasze drogi muszą się rozejść.

– W takim razie ja się zabiję – krzyknęła Sunniva i rzuciła się do kredensu, gdzie leżały noże. Dramatycznym gestem przystawiła sobie ostrze do piersi.

– Sunnivo! – wrzasnął Tarald.

– Och, nie przejmuj się nią, ona próbuje tylko wymusić na nas zgodę – powiedział Tengel. – Ta dziewczyna nigdy sobie żadnej krzywdy nie zrobi.

Nóż wypadł na podłogę z metalicznym stuknięciem.

– Nikt się mną nie przejmuje – pochlipywała Sunniva.

– Dziecko kochane – rzekł Tengel. – Gdybyśmy się tobą nie przejmowali, nie bylibyśmy teraz tacy niespokojni.

– Ale my z Taraldem przysięgliśmy sobie, że będziemy się zawsze kochać. Nie możecie nas zmusić do złamania tej przysięgi.

Tarald także zebrał się na odwagę.

– Dziadku, my będziemy kochać to dziecko, nawet jeśli będzie wyglądało tak jak dziadek.

Tengel musiał się uśmiechnąć, mimo przygnębienia.

– Tarald, jak możesz! – syknął Dag.

– No, co znowu? Co ja takiego powiedziałem?

Nagle pojął.

– Dziadku, proszę mi wybaczyć, nie miałem nic złego na myśli.

– Nie przejmuj się tym – Tengel, zmęczony, machnął ręką. – Życie Sunnivy jest ważniejsze.

Ale dziewczyna nie chciała niczego zrozumieć.

– Przecież ani mnie, ani Taraldowi niczego nie brakuje. To musi być piękne dziecko. I kochamy się oboje. Dobry Bóg nie może zrobić nam nic złego.

Silje cierpiała z powodu Irji. Musiało być dla niej straszne, słuchać powtarzanych w kółko miłosnych wyznań Taralda i Sunnivy. Irja jednak siedziała wyprostowana, z bladym, smutnym uśmiechem na wargach, jakby sytuacja tych dwojga młodych sprawiała jej przykrość.

Zresztą tak też i było. Szokująca nowina o dziecku podziałała na nią jak kubeł zimnej wody, sprawiła, że ujrzała samą siebie w innym świetle. Wydała się sobie śmieszna. Teraz naprawdę głęboko współczuła Sunnivie. Irja nie znała nikogo z tej rodziny dotkniętego złym dziedzictwem, oprócz pana Tengela. A czyż istniał ktoś lepszy od niego? Dlatego nie rozumiała lęku, który doprowadzał go niemal do utraty zmysłów.

Liv zaczęła niepewnie:

– Byłam wtedy chyba za mała, żeby pamiętać Hannę i Grimara, ale przecież oni nie byli tacy źli, ojcze?

– Ja widziałem nie tylko ich. Widziałem także innych. Aż nazbyt wielu.