– Ale to było dawno temu.
– Zdaje mi się, jakbym już kiedyś słyszała tę dyskusję – mruknęła Silje, a Tengel uśmiechnął się na te słowa
– Tak, to prawda. Kiedy Silje oczekiwała swego pierwszego dziecka, dyskutowaliśmy oboje o tym samym. Ja chciałem usunąć płód, ale uległem jej prośbom. I urodziła się Liv.
– No, a mama nie ma przecież żadnych złych cech – wtrącił pospiesznie Tarald. – Nie ma nikogo lepszego od niej.
Tengel skinął głową:
– Takie same rozmowy odbywały się, kiedy Silje chodziła z Arem. Tym razem Sol powstrzymała mnie przed zabiciem płodu.
– Dzięki ci, Sol – szepnęła Meta.
– Faktem jest, że baliśmy się tak samo jak teraz i cierpieliśmy tak samo za każdym razem, kiedy kolejne dziecko miało się pojawić w naszej rodzinie. Gdy miał się urodzić Tarald, a potem Cecylia i gdy mieli przyjść na świat trzej chłopcy Mety. Pamiętacie zapewne obie, Liv i Meta, jak was błagałem, żebyście nie decydowały się na urodzenie dziecka…
Obie kobiety skinęły głowami, potwierdzając jego słowa.
– Ale odstąpiłem od tego, nie nalegałem – powiedział Tengel. – To byłaby niepotrzebna surowość. Zresztą, z drugiej strony, pokrewieństwo z Ludźmi Lodu daje też pewne korzyści. Pochodzący z tego rodu zwykle nie mają wiele dzieci. Are i Meta, ze swoją trójką, osiągnęli rezultat rzadko spotykany.
Chwilę milczał. Zastanawiał się i widać było wyraźnie, że bawi się tą myślą.
– No więc? – powiedziała naburmuszona Sunniva. – Za każdym razem popełniał dziadek błąd. Dzieci się rodziły, zawsze takie, jak trzeba. Dlaczego ja miałabym urodzić inne?
– Czy nie wytłumaczyłem tego dostatecznie wyraźnie? Jesteście zbyt blisko ze sobą spokrewnieni. I pamiętaj o obu porodach Silje! Oba były tak ciężkie, że za każdym razem jej życie wisiało na włosku! Naprawdę była bliska śmierci!
– Tak, ale to chyba z tego powodu, że babcia nie miała dość sił. Ja natomiast jestem niezwykle silna.
– Czyżby? – Tengel uśmiechnął się ironicznie. – Kiedy jednak przychodzi co do czego, jesteś prawdziwą biedulką. I jakoś nigdy nie widziałem, żebyś się podejmowała najcięższych robót.
Ładna, lalkowata buzia Sunnivy skrzywiła się znowu do płaczu.
– Nikt mnie nie rozumie!
Tarald natychmiast znalazł się przy niej i pogładził ją po policzku.
– Ja cię rozumiem, Sunnivo, przecież o tym wiesz.
Tengel westchnął.
– A co wy o tym sądzicie? Silje? Dag, Liv, Are, Meta? Nie mam już sił walczyć dłużej sam.
– Ja zgadzam się z tobą – odparła Silje.
– To niesprawiedliwe! – zawołała Sunniva. – Babcia wywalczyła sobie prawo urodzenia obojga dzieci, a ja nie mogę mieć nawet jednego!
Tarjei, o którym wszyscy zapomnieli, wtrącił cicho.
– Dziadek Tengel ma rację, Sunnivo. Jeśli w rodzinie istnieje jakieś obciążenie, to członkowie rodziny nie powinni zawierać pomiędzy sobą małżeństw. Bo dzieci mogą urodzić się z tym obciążeniem.
– Co ty o tym wiesz? – parsknęła Sunniva. – Ty zawsze jesteś taki strasznie mądry! Popisujesz się tylko!
– A ty, Dag? – zapytał Tengel, nie zwracając uwagi na Sunnivę.
– No, nie wiem. Ale mam trochę wątpliwości.
– Dotychczas wszystko układało się tak dobrze – powiedziała Liv z wahaniem.
Are skinął głową.
– Wszystkie dzieci są wspaniałe.
Meta myślała to samo co Are. Jak zawsze.
Oboje młodzi wstrzymali dech.
Tengel usiadł obok Silje. Był bardzo zmęczony.
Oni wszyscy się mylą, myślał. Jest jeszcze ktoś, kto nosi w sobie dziedzictwo zła. Nie tak dawno znowu dostrzegłem żółty, koci błysk w pewnej parze oczu. Nic mi się nie wydawało poprzednio, widziałem dobrze. Jedno z moich wnucząt jest obciążone!
Właściwie to już podjął decyzję. Ten płód trzeba usunąć, ale działając otwarcie daleko nie zaszedł. Będzie musiał podać Sunnivie odpowiedni środek tak, by niczego nie zauważyła. Tym razem nie ma żadnej Sol, która by mogła go powstrzymać!
Myśl o Sol sprawiła jednak, że przypomniał sobie o czym innym. Ona też próbowała zabić nie narodzone dziecko – Sunnivę. Ale jej się to nie udało. Sol, która umiała przynajmniej tyle samo, co on. Stracił wszelkie iluzje co do Sol. Był pewien, że miała wielu kochanków i przypuszczalnie uśmierciła wiele płodów. Ostatnie dziecko jednak miało zbyt silną wolę życia.
– Róbcie, co chcecie – oznajmił bezsilny. – Ale przy pierwszych oznakach, że z Sunnivą dzieje się coś niedobrego, usuwam ciążę, czy to jasne?
Wszyscy się zgadzali. Młoda para padła sobie w ramiona z radosnymi okrzykami. Irja uśmiechała się, ale jej oczy stały się czarne z żalu i osamotnienia. Robiła jednak, co mogła, by cieszyć się razem ze wszystkimi.
Tengel wstał i ruszył ku schodom prowadzącym do sypialni.
– Tylko pamiętajcie, że trzeba szybko wziąć ślub, przeklęte smarkacze!
Silje poszła za nim. Wchodziła na górę z wysiłkiem. Mąż zaczekał, by ją wesprzeć.
– Może przeniesiemy się na dół, Silje? Uniknęłabyś tych schodów.
– No wiesz, to byłoby przyznanie się do porażki. A poza tym musielibyśmy przenosić się znowu, kiedy mi się poprawi.
– Tak, masz rację – roześmiał się z nadzieją, że ten śmiech zabrzmi szczerze.
– Czy pomyślałeś o tym, Tengelu – rzekła po chwili, siadając ciężko na skraju łóżka. – Czy pomyślałeś, że kiedy urodzi nam się pierwszy prawnuk, to ja będę znała już ludzi z siedmiu pokoleń?
– Jak to? Jakim sposobem?
– Posłuchaj tylko. Pamiętam jeszcze matkę mojej babki. To są trzy pokolenia wstecz. Sama należę do czwartego. No i teraz będą trzy pokolenia po mnie. Dzieci, wnuki i prawnuki.
– Tak, masz rację. Myślę, że to niezwykłe.
– Prawda?
– W takim razie ja też muszę ci coś wyznać. Będę znał osiem pokoleń! Bo ja pamiętam jeszcze babkę mojego dziadka! To była prawdziwa stara wiedźma. A ci z naszego rodu, którzy przynoszą na świat dziedzictwo zła, żyją bardzo długo, wiesz przecież. Za to nigdy nie widziałem swojej matki, tak że chyba nie mam się czym przechwalać.
Gdy już pomógł Silje położyć się do łóżka i dał jej ziołowego naparu na sen, stał jeszcze długo i patrzył na swoją śpiącą żonę. Serce miał ciężkie, jak ołów.
Innym potrafię pomóc, myślał. Pomagałem setkom, ba, tysiącom ludzi. A dla niej, którą kocham więcej niż własne życie, nie mogę zrobić nic. Jeśli ona odejdzie, to i ja nie potrafię dłużej żyć. Jej lipa w alei zaczyna chorować, Silje jeszcze tego nie zauważyła, lecz Are już wie. A wczoraj zauważył to również Tarjei. Prosiłem ich, by milczeli.
Tengel westchnął ciężko, z lękiem. Znam tę chorobę. Szybko, bardzo szybko, będę musiał obciąć jej nogę nad kolanem, żeby zło nie rozeszło się poprzez szpik po całym ciele. Na tę chorobę nie mam lekarstwa. Na razie jeszcze moje ciepłe dłonie przynoszą jej ukojenie, wkrótce jednak i to pomagać będzie na bardzo krótko. Wkrótce też nie będzie mogła brać silniejszych środków na uśmierzenie bólu.
Och, jakie życie bywa okrutnie niesprawiedliwe.
Silje zauważyła, że chociaż Liv i Dag odnosili się do Sunnivy bardzo życzliwie, to jednak pragnęli innej przyszłości dla swojego jedynego syna. Nawet nie to, że chcieli go posłać na studia, bo Tarald był urodzonym gospodarzem i pragnął całkowicie się temu zajęciu poświęcić. Był jednak baronem, a to zobowiązuje. Nie powodował nimi w żadnym razie snobizm, mieli po prostu wątpliwości, czy Sunniva jest tą najlepszą kandydatką na panią Grastensholm.
Takie Silja odnosiła wrażenie. I to sprawiła, że wzięła stronę Sunnivy, mimo iż w gruncie rzeczy zgadzała się z rodzicami Taralda. To chyba naturalne, że współczuła tej dziewczynie. Pragnęła, by Sunniva czuła się akceptowana. Pewność i wiara w siebie to cechy, na których jej stanowczo nie zbywało.