– Sol to moja mama – powiedziała Sunniva z dumą.
– Czy ja jestem też taka ładna, jak ona?
Silje spojrzała na małą.
– Ty wcale nie jesteś do niej podobna, bo jesteś blondynką i oczy masz błękitne niczym skrzydła motyla. Ale też jesteś bardzo ładna i dobrze o tym wiesz.
Żadne z dzieci nie słyszało strasznej historii Sol, nie wiedziało nic o jej tragedii, o tym, że miała zostać spalona jako czarownica, gdy wyszło na jaw, że widłami zamordowała Heminga Zabójcę Wójta. Ani o tym, że w noc przed egzekucją Tengel dał jej truciznę, by ją uchronić od tortur i męczarni na stosie. Wiedziały jedynie, że zmarła wkrótce po urodzeniu Sunnivy.
Sunniva pytała też o ojca, ale powiedziano jej tylko, że umarł i że ona jest do niego podobna. Nikt nie mówił o makabrycznym końcu jego życia. Nigdy też nie wymieniano jego znienawidzonego imienia.
– Uwolnij teraz Irję, Taraldzie, a jak skończycie zabawę, zaproście ją do domu na obiad – poleciła Silje.
W ten sposób Irja została wprowadzona do Grastensholm i od tego dnia bywała tam często. Czworo równych wiekiem dzieci trzymało się razem, w złym i dobrym. Irja była im w jakiś sposób niezbędna. Podział zajęć był odtąd nierówny. To Irja musiała wykonywać wszystkie nudne zadania podczas zabaw, biegać na posyłki, siedzieć na czatach i temu podobne. Sunniva nie umiała nic, była zupełnie bezradna, a Tarald i Cecylia nieustannie walczyli o przywództwo. Przeważnie zwyciężała Cecylia, umiała znakomicie wygrywać na swoją korzyść istniejącą różnicę wieku.
Dorośli ze zdumieniem patrzyli, jak szybko i bez reszty Irja została włączona do grupy. Liv stwierdziła, że wygląda to tak, jakby potrzebowali kogoś, komu można imponować, ale to przecież nic niezwykłego, także wśród dorosłych.
Dla Irji jednak, i dla rodziny z Eikeby, nowi przyjaciele oznaczali radykalną poprawę życia. Ona sama dostawała w Grastensholm pod dostatkiem jedzenia, a od czasu do czasu nawet jakieś dodatkowe kąski, toteż wyrosła i nabrała sił. Po kilku miesiącach Silje wzięła ją do siebie, do Lipowej Alei, jako służącą. Dziewczynka przychodziła kilka razy na tydzień i pomagała przy lekkich pracach w atelier i w pokojach. Wszyscy byli z tego zadowoleni, ponieważ Silje wynagradzała ją co jakiś czas a to czymś do jedzenia dla rodziny, a to sztuką ubrania czy nawet drobną monetą.
Dość nieoczekiwanie także Sunniva zapragnęła pomagać babce, w każdym razie w pracowni, co było oczywiście bardzo interesujące. Tak więc obie dziewczynki przychodziły na zmianę do Silje, która nie miała już tyle energii co dawniej. Było to znakomite rozwiązanie, zwłaszcza że Silje mogła je po prostu odesłać, jeśli ich obecność uznała za zbyt męczącą.
Już dawno temu Sunniva przeprowadziła się do Grastensholm i wychowywała się z dwojgiem dzieci Liv i Daga. Silje dość szybko musiała dać za wygraną; nie miała już sił, by opiekować się małym dzieckiem, ale wtedy Liv sama zaproponowała, że zajmie się osieroconą dziewczynką.
Silje martwiła się trochę o Arego, swego najmłodszego syna. Nic nie wskazywało, by zamierzał się kiedykolwiek ożenić. Jedyne, co go zajmowało, to gospodarstwo, inwentarz, zbiory, zabudowania i las. Silje nie mogła i nie chciała się z tym pogodzić, nie dawała mu więc spokoju. Pragnęła wnuków, a obejście potrzebowało zdolnej gospodyni.
Gdy w końcu do tego doszło… Nie, to była po prostu zwariowana historia!
Pewnego dnia, a zdarzyło się to w tym samym roku, kiedy Irja zaczęła pomagać w Lipowej Alei, wszystkie dzieci były akurat u dziadków i bawiły się w chowanego. Nie bardzo już wiadomo dlaczego, ale nagle uwagę szukających pochłonęło coś innego i zapomniały o Irji, która schowała się w oborze. Siedziała cichutko jak mysz przy zagrodzie dla cieląt i zastanawiała się, dlaczego nikt nie przychodzi jej szukać.
Wtem ktoś jednak przyszedł! Tylko stąpał tak jakoś ciężko, że dziewczynka ukryła się jeszcze staranniej.
Tego dnia Klaus, służący z Grastensholm, był z jakiegoś powodu w Lipowej Alei. To właśnie on wszedł teraz do obory, gdzie szukał starej uprzęży i wcale ukrytej dziewczynki nie zauważył. Po chwili w oborze pojawił się jeszcze ktoś. Była to jedna z tych istot, którymi kiedyś zajmowała się Soclass="underline" Meta, w ostatnich latach nieoceniona dla wszystkich pomoc w gospodarstwie.
Klaus nigdy nie był specjalnie rozgarnięty. Przez wiele lat gorzko żałował Sol, ostatnio jednak zaczął odczuwać zainteresowanie dla szczuplutkiej Mety o jasnoblond włosach. I gdy teraz, całkiem nieprzygotowany, spotkał się z nią sam na sam w oborze, okazało się, że to dla niego za wiele. Natura zwyciężyła wychowanie.
Dumnie obłapił Metę wpół i zapytał, czy nie chciałaby zobaczyć.
Ale Meta nie chciała, za żadną cenę. Wyrywała się rozpaczliwie, a jej rozdzierający krzyk wibrował w uszach Irji. Przerażona dziewczynka zaczęła się na czworakach czołgać do drzwi, gdzie o mało nie została stratowana przez Metę. Obie się stamtąd jakoś wydostały, a po chwili Silje, idąca akurat do obory, spostrzegła zzieleniałą na twarzy Metę, ukrytą za narożnikiem budynku i wymiotującą. Nikt nie zwrócił uwagi na małą, nie rzucającą się w oczy Irję.
– Dziecko drogie – pytała Silje Metę. – Jesteś chora?
Dziewczyna wyprostowała się. Dzwoniła zębami, ale potrząsała przecząco głową.
– Klaus… On wyjął to… – szepnęła. – Takie wielkie!
Znowu poczuła skurcz żołądka.
– Och, kochanie! – jęknęła Silje przerażona i wpadła do obory. Klaus stał tam jeszcze i uśmiechał się głupkowato. Ubranie zdążył już pozapinać.
Silje zgnębiona, lecz spokojna, z wciąż kryjącą się za jej plecami Irją, powiedziała: – Nie wolno ci się tak zachowywać, Klaus! Zwłaszcza wobec Mety.
– Ale ja ją lubię – odparł, wciąż z tym głupkowatym uśmiechem.
– Zapomnij o tym. Wiesz, Meta została kiedyś śmiertelnie przestraszona i okropnie potraktowana przez gromadę żołdaków. Oni wtedy wszyscy zrobili to, co ty teraz… i jeszcze coś gorszego. No, więc kiedy ty teraz… no wiesz, przypomniało się jej tamto okropne zdarzenie i poczuła się chora. Rozumiesz to?
Klaus wyglądał żałośnie.
– Ale Sol to lubiła. Ja chcę sypiać z Metą.
Słysząc, co Klaus mówi o Sol, Silje zacisnęła zęby.
– Nigdy do tego nie dojdzie, chłopcze. Wybij sobie Metę z głowy! Ale, czy nie zauważyłeś, że jest u nas dziewczyna, która rzuca za tobą powłóczyste spojrzenia?
– Rzuca powłóczyste…?
– Która cię lubi.
– Mnie? Lubi mnie?
Teraz Silje zmyślała na potęgę. Nigdy nie próbowała być swatką, ale chodziło o uwolnienie Mety od tego parobka, który tak zupełnie do niej nie pasował.
– A kto to jest, pani Silje?
– Rosa. Rosa o różowych policzkach i ciepłym uśmiechu.
Klaus myślał z takim wysiłkiem, że widać to było na jego twarzy. Najwidoczniej nie zwracał dotychczas uwagi na tę pulchną dziewczynę kuchenną o grubych nogach. Rosa, tak jak i on, była naturą prostą, bez rodziny i już za starą, by wabić młodych, nieżonatych mężczyzn. Musiała być co najmniej pięć lat starsza od Klausa, ale serce miała gorące. Wprawdzie Silje nie miała pojęcia, co Rosa myśli o Klausie, ale wychodziła z założenia, nie bez podstaw zresztą, że kuchenna dziewczyna będzie zadowolona z każdego konkurenta.
Nieco później, tego samego dnia, poszła porozmawiać z Rosą.
– Czy zauważyłaś, że masz wielbiciela? – zapytała.
Bujna kucharka spłonęła ognistym rumieńcem.
– Wielbiciela? Ja? Pani gospodyni nie powinna ze mnie żartować. Kto to taki?
– Klaus z Grastensholm. Przychodził tu nawet dzisiaj, by na ciebie popatrzeć.