Sama też starała się być dla niej szczególnie miła w tym trudnym okresie, gdy nieoczekiwanie przeciwko młodym zostało skierowane tyle niechęci.
Tarald musiał sobie radzić sam. To on powinien był wiedzieć lepiej, a poza tym często traktował swoją przyszłość zbyt lekkomyślnie. Teraz zobaczył do czego to prowadzi, jeśli się nikogo nie słucha, tak, jakby człowiek był tylko sam na świecie.
Uważali, że ślub powinien być cichy i dyskretny, tylko dla najbliższych. Ale Sunniva chciała mieć mnóstwo gości. Po licznych wahaniach, także moralnej natury, rodzina zgodziła się – ze względu na Sunnivę.
Irja została, rzecz jasna, także zaproszona, lecz wymówiła się pilnymi zajęciami w domu na Eikeby.
– Rozumiem cię – powiedziała Silje któregoś dnia, gdy Irja przyszła jej pomagać.
– Tak, pani Silje, pani jedna wie, jak się czuję.
– I nikomu nic nie powiedziałam.
– Bardzo za to dziękuję! Przez chwilę myślałam, że już mi przeszło, to było wtedy, kiedy oni powiedzieli, że spodziewają się dziecka. Ale teraz jest jeszcze gorzej. Kiedy on patrzy na mnie tymi czarnymi, gorącymi oczyma i uśmiecha się tak, jakbym była dla niego kimś wyjątkowym, kręci mi się w głowie i muszę się powstrzymywać, żeby go nie dotknąć.
– O, znam ja to dobrze z czasów własnej młodości – uśmiechnęła się Silje. – Kiedy cierpiałam, beznadziejnie zakochana w Tengelu.
– Tak, tak. Nie ma chyba nic bardziej idiotycznego niż odrzucona dziewczyna, która siedzi i szlocha na ślubie ukochanego. Przecież nigdy nie liczyłam na to, że on zechce na mnie spojrzeć, ale co zrobić z głupim sercem?
– Masz rację – przyznała Silje, ściskając jej dłoń. – Serce nigdy nie słucha głosu rozsądku, to pewne!
– Baronowa Meiden prosiła mnie, żebym w najbliższym czasie była z Sunnivą tak często, jak tylko mogę. – powiedziała Irja bezbarwnie. – A ja, naturalnie, obiecałam, bo Sunniva, Tarald i ja zawsze byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Ale tak się boję, że mojemu beznadziejnemu sercu sprawi ta ból. A co będzie, jeśli zacznę płakać?
Silje nigdy nie brała jakoś pod uwagę, że „baronowa Meiden” to jej własna córka, Liv.
– Gdyby ci było za ciężko, to zrzuć winę na mnie, Irjo. Powiedz, że ja cię prosiłam o pomoc. Możesz tu przyjść i wypłakać się do woli.
– Dziękuję, jak to dobrze. Bo naprawdę bardzo bym chciała pomóc tej delikatnej, kochanej Sunnivie. A wygląda na to, że ona też bardzo liczy na moją przyjaźń.
– O, w to wierzę – mruknęła Silje. – Jesteś takim dobrym dzieckiem, Irjo. Tengel jest tobą zachwycony.
Twarz Irji rozjaśniła się z radości.
– Naprawdę?
– Oczywiście! Chciałabym… Nie, nie mogę mówić takich rzeczy.
– Co takiego?
– Nie, tak nie można, Sunnivę przecież także bardzo kochamy.
Irja nie była taka głupia, żeby się nie domyśleć, co Silje chciała powiedzieć. Odwróciła się szybko, żeby nie było widać wyrazu jej twarzy.
– Próbowałam zdusić w sobie to uczucie – powiedziała po chwili. Bo to po prostu idiotyczne czerwienić się na widok mężczyzny, który świata nie widzi poza inną kobietą. Ma zamiar się z nią ożenić i jest ojcem jej dziecka. Który – proszę mi wybaczyć – spędza noce w jej objęciach. Nigdy mi się nie śniło, że mogłabym być aż taka głupia, zawsze zresztą uważałam, że tego rodzaju myśli są trochę chorobliwe. O, pani Silje, złościłam się sama na siebie, tłukłam głową o ścianę i starałam się wzbudzić w sobie zainteresowanie dla innych młodych mężczyzn, nie zastanawiając się, czy będą mnie chcieli, czy nie. Ale moje nierozsądne serce zawsze się temu sprzeciwiało. Sama siebie nienawidzę.
– Irjo, kochanie – szepnęła Silje serdecznie, starając się pocieszyć tę dużą, niezdarną dziewczynę. – Co gorsza, uważam, że ty jesteś za dobra dla tego szczeniaka, mojego wnuka! I co my zrobimy z tym twoim sercem?
– Tego nie wiem, niestety! – Irja zgnębiona próbowała się roześmiać. – Ale że jestem za dobra dla Taralda, o nie, to niemożliwe! Dla niego nikt nie jest dość dobry!
– Nie wolno ci na niego patrzeć aż tak bezkrytycznie, Irjo! Jeśli mam być szczera, uważam, że oni są najmniej udanymi z moich wnuków. On i Sunniva.
– Może, ale są przecież tacy młodzi!
– Ty masz dokładnie tyle lat, co oni.
Irja roześmiała się.
– I co, uważa pani, że jestem szczególnie rozsądna?
Silje roześmiała się także.
– No, rzeczywiście, chyba masz rację.
Sunniva miała się dobrze. Jeśli zdarzało się czasami, że coś ją bolało, starała się nie zwracać na to uwagi. Wprost przeciwnie, była ostentacyjnie dzielna i zręczna, by dziadek Tengel nie mógł mieć żadnych zastrzeżeń do stanu jej zdrowia. Nikt jednak nie wiedział, jak wiele swojej pracy przerzucała na Irję, która tej zimy i wiosny właściwie już na stałe zamieszkała w Grastensholm. Ktoś, kto się nie przemęcza do tego stopnia jak Sunniva, nie ma kłopotów, by wyglądać zdrowo i ładnie.
Było tak, jak Tengel się obawiał: środek, który miał wywołać poronienie nie zadziałał. Sunniva także czepiała się mocno życia, nim przyszła na świat, mimo usilnych starań Sol, by się jej pozbyć.
Nic więcej nie można było zrobić. Pozostawało tylko czekać i mieć nadzieję.
ROZDZIAŁ VI
Cecylia siedziała oniemiała w swojej sypialni, we Frederiksborg, jednym z licznych królewskich zamków w Danii, i wpatrywała się przed siebie. W ręce trzymała list od matki.
Babcia i dziadek umarli?
A jej przy nich nie było!
Kochana babcia Charlotta, zawsze taka ruchliwa i serdeczna. Jak to możliwe, że nie żyje?
Cecylia miała wrażenie, że nie zniesie tej myśli. Ale to, niestety, prawda, nie sen. Musi się jakoś z tym pogodzić.
I dziadek Jacob! Wiedziała oczywiście, że nie był jej prawdziwym dziadkiem, ale dla wnuków nie miało to żadnego znaczenia. Nigdy nie znały innego dziadka, a on zawsze był z nimi, odkąd pamiętały. Cecylia często biegała do niego po pomoc w tym lub owym, bo wszystko potrafił. Był duży, przyjazny i dawał poczucie bezpieczeństwa. Na ogół ludzie nie specjalnie się z nim liczyli, zawsze pozostawał w cieniu swojej energicznej małżonki, lecz dla rodziny był jak opoka i jeśli chodzi o Grastensholm, to wiedział wszystko.
Za jego czasów majątek był naprawdę w znakomitym stanie. Dziadek wciąż coś naprawiał albo ulepszał i zawsze wszystko mu się udawało.
A teraz także i jego zabrakło.
Ojciec też chorował podczas zarazy, i Irja. Ale oni wyzdrowieli.
„Miałaś szczęście, że wyjechałaś – pisała matka. – Choć tobie by chyba i tak nie groziło niebezpieczeństwo, bo my z Ludzi Lodu zawsze dajemy sobie radę”.
Cecylia poczuła nagle dojmującą tęsknotę za domem. I to nie po raz pierwszy!
Jej duńska wyprawa nie okazała się dokładnie tym, o czym marzyła. Siedziała teraz oto w wiejskim zamku i patrzyła jak zimowy mrok spływa powoli na mokrą, przejmująco zimną Zelandię. Przeniknął ją dreszcz i skuliła się jeszcze bardziej w fotelu przed kominkiem.
W tej części zamku była sama. Tylko dwie małe królewskie córeczki spały w pokoju obok. Służba mieszkała w innym skrzydle, a pani Kirsten ze swoim dworem pojechała na bal do sąsiedniego majątku. Króla Christiana w ogóle we Frederiksborg nie było.
Pokój wypełniały ciężkie meble w wytwornym, renesansowym stylu. Wszędzie ciemne, połyskliwe drewno. Służba szeptała o duchach, które straszą w tym skrzydle zamku. Podniecające, pomyślała Cecylia ponuro. Złościło ją, że musiała się do tego przyznać, ale naprawdę trochę się bała.