Выбрать главу

A teraz ta straszna wiadomość o śmierci dziadków. Wszelka radość życia i odwaga opuściły ją nagle.

Zresztą i praca, którą wykonywała, też nie dawała szczególnego zadowolenia. Prawie każdego dnia dochodziło do spięć z ochmistrzynią dworu. Z panią Kirsten sprawy wcale nie układały się lepiej. Była tylko trzy lata starsza od Cecylii, ale jej pycha była zabójcza. Najgorsze jednak, że stosowała niezwykle surowe zasady wychowawcze wobec małej Anny Catheriny. Ileż to razy Cecylia musiała potajemnie pocieszać dziecko! Sophie Elisabeth była jeszcze za mała na bicie, ale dostanie za swoje w odpowiednim czasie, i o tym Cecylia myślała z lękiem. Ona sama, w rodzinnym domu, nigdy nie była tak surowo karana. I to za byle co! Nawet za rzeczy i zachowania dla trzyletniego dziecka zupełnie naturalne. Cecylię głęboko poruszała sytuacja dziecka, lecz jej skargi nie odnosiły skutku. Wręcz przeciwnie!

Powozy wjechały na dziedziniec i hałaśliwa, rozbawiona gromada ludzi wlała się do zamku. Najwyraźniej przyjęcie dobiegło końca, wyglądało jednak na to, że dwór ma ochotę nadal balować w dużej sali zamkowej, o ile mogła wyciągać wnioski z tego, co słyszała.

Cecylia wciąż siedziała bez ruchu w swoim fotelu. Wiadomość o śmierci dziadków całkowicie odebrała jej chęć snu.

A więc Tarald i Sunniva wzięli ślub!

Ta myśl ją niepokoiła, nie sprawiała jej prawdziwej radości. Czy oni wiedzieli, co robią, czy też to takie młodzieńcze szaleństwo? Żadne z nich przecież nie spotkało jeszcze zbyt wielu rówieśników.

Cecylia nie wiedziała nic o dziecku, którego oczekiwała Sunniva. Liv nie zdobyła się, by jej o tym napisać. Jeszcze nie teraz.

W korytarzu rozległy się szybkie kroki i nagle drzwi otworzyły się gwałtownie. Do środka wszedł młody mężczyzna.

Początkowo nie zauważył Cecylii. Rzucił swój płaszcz na komodę i pogwizdując podszedł do kominka. Dopiero wtedy ją spostrzegł.

– O, przepraszam! – powiedział zmieszany. – Nie wiedziałem, że ktoś tutaj jest.

Cecylia pospiesznie podciągnęła nogi i ukryła pod spódnicą bose stopy. Zbyt była zaskoczona, by cokolwiek odpowiedzieć.

Mężczyzna wziął swój, dopiero co odrzucony płaszcz i zamierzał wyjść.

– Proszę mi wybaczyć, to zwykle był mój pokój… Ale pani nie sprawia wrażenia szczególnie zadowolonej. Czy wydarzyło się coś smutnego?

W jego głosie brzmiało tyle życzliwości, że Cecylia zdobyła się na uśmiech.

– Wszystko jest smutne! – odparła cicho. – Akurat teraz nie widzę żadnych jasnych stron życia.

Nieznajomy znowu podszedł bliżej.

– Aż tak źle? – zapytał. – Czy mógłbym coś dla pani zrobić.

Cecylia zawsze była otwarta i ufna.

– O tak, wielkie dzięki, gdyby pan mógł tylko usiąść tu przy mnie na krótką chwilę i spróbować przekonać mnie, że istnieje mnóstwo rzeczy, z których można się w życiu cieszyć! Och, proszę mi wybaczyć, to niestosowna prośba.

– Nie, nie – zaprotestował szczerze i zapytał czy może usiąść w drugim fotelu. – Wie pani, ja sam też często potrzebuję kogoś, kto by mi opowiadał o wszystkim, co na świecie wartościowe.

– Pan? – zapytała zdumiona. – Ależ pan wygląda tak… Pan wygląda jak ktoś, kto ma wszystko!

Był to bardzo przystojny mężczyzna, zdaniem Cecylii zbliżał się do trzydziestki. Ciemnobrązowe włosy, przystrzyżone równo nad czołem, z tyłu opadały na ramiona. Było coś dostojnego i czystego w jego męskiej twarzy, ale z brązowych oczu wyzierał smutek, a gdy przyjrzała mu się bliżej, dostrzegła jakby zmarszczkę goryczy wokół zaciśniętych cierpko ust. Ubranie nosił wspaniałe, ale był na balu, więc włożył pewnie co miał najlepszego.

– Wszystko? – roześmiał się krótko, choć nie zabrzmiało to zbyt radośnie. – Owszem, ale bywa tak, że można mieć wszystko, a tak naprawdę nie mieć nic. Och, proszę mi wybaczyć! Nazywam się Alexander Paladin, należę do ludzi króla, jestem kapitanem jego gwardii przybocznej. Moim dziadkiem ze strony matki był książę Schwartzburga, ja sam jednak jestem tylko margrabią. Pusty tytuł, bez znaczenia.

– Paladin… czy nie znaczy to tyle, co rycerz?

Twarz przybysza rozjaśnił na chwilę uśmiech.

– Owszem. Ja się też zresztą czuję jak rycerz. Niestety, jestem ostatnim z rodu, więc nazwisko pewnie zaginie.

Chyba niekoniecznie tak musi być, pomyślała Cecylia, ale nie odważyła się wypowiedzieć tak poufałej uwagi.

– A ja mam na imię Cecylia i jestem córką barona Daga Christiana Meidena – przedstawiła się.

– Jest pani Norweżką?

– Tak. Pracuję tutaj jako opiekunka królewskich dzieci.

– Acha! – rzekł wolno i znowu usiadł wygodniej w fotelu. – To pani jest tą osobą, która ma odwagę przeciwstawiać się ochmistrzyni! Jest pani naprawdę dzielna! Zarówno ona, jak Kirsten szukają sposobu, żeby zrobić z pani siekane kotlety.

– Po prostu nie lubię, kiedy bije się małe dzieci.

– Tak – rzekł w zamyśleniu. – Ma pani rację. Takie traktowanie może spowodować nieodwracalne zmiany psychiczne.

Cecylia spojrzała na niego pytająco, lecz on już zmienił temat.

– Jak widzę, uważa pani, że życie jest ciężkie. I ten list w pani ręce. Czy to on ma taki ponury wpływ na pani nastrój?

– Niestety, tak. Moi dziadkowie zmarli w wyniku epidemii. Być może komuś postronnemu nie wydaje się to takie straszne, ale oni znaczyli dla mnie bardzo wiele. Mimo wieku byli tacy cudownie młodzieńczy, pełni życia.

– Rozumiem panią. Tacy ludzie zawsze pozostawiają po sobie pustkę.

– Tak, właśnie. Mam wielu krewnych o takim usposobieniu. Dziadkowie ze strony matki są zupełnie fantastyczni! Powinien by pan ich spotkać. Jestem pewna, że pan by ich rozumiał. I rodziców także mam wspaniałych.

– Dlaczego więc jest pani taka przygnębiona? – zapytał rozbawiony jej szczerym ożywieniem.

Cecylia machnęła ręką.

– Po prostu dlatego, że tak się wszystko zbiegło. Wiadomość o śmierci dziadków, te niełatwe stosunki tutaj, gdzie pracuję, czuję się niechciana przez wszystkich, z wyjątkiem dzieci… A jeszcze pogoda… Proszę spojrzeć na to szare, rozmokłe paskudztwo na zewnętrz! I te ponure pokoje. Przede wszystkim jednak dokucza mi samotność. Tak daleko od pogodnej atmosfery naszego domu, której chyba nie doceniałam, mieszkając tam…

– Kiedy jest się w pani wieku, tęsknota jest czymś naturalnym.

– Chyba tak. Wprawdzie, w każdej chwili mogłabym pojechać do domu, ale to by było jak przyznanie się do porażki. Poza tym myślę, że jestem potrzebna tym małym.

– W najwyższej mierze – potwierdził gość. – Niech pani trwa przy swoim, a ja będę panią wspierał. Nie mam wprawdzie wpływu na panią Kirsten ani na to drugie babsko, mam za to wpływ na króla. A to ma swoją wagę.

Nie zwrócił uwagi na to, że pośrednio wyraził się o pani Kirsten babsko. To chyba nie bardzo świadczy o uszanowaniu dla małżonki Jego Wysokości.

– Dziękuję – odparła Cecylia, przyglądając mu się badawczo. – Ale i pan nie wygląda radośnie. Czy jest coś, w czym ja mogłabym pomóc panu?

Wyprostował się i westchnął.

– Jest pani spostrzegawcza. Ale pomóc mi…? Nie, tego pani nie może. Muszę jednak wyznać, że właśnie cała moja egzystencja zawisła na włosku, miła panno Cecylio.

Cecylia pomyślała, że margrabia jest zapewne poważnie chory, jego wygląd mógłby na to wskazywać. Szkoda takiego przystojnego mężczyzny, westchnęła.

– Nie jestem chyba najlepszym towarzyszem dla pani – uśmiechnął się z poczuciem winy. – Obarczam panią swoimi zmartwieniami.

– Po pierwsze nie powiedział pan jeszcze ani słowa o swoich zmartwieniach, a po drugie przy panu zapomniałam o moich – zaprotestowała Cecylia. – Czy mogę zaproponować panu kieliszek wina?