Выбрать главу

– No, jesteś teraz zadowolony z tego, co zrobiłeś przeklęty, zły Tengelu? Tam w górze pewnie ciebie nie ma, ale burzowa chmura może wysłuchać przekleństwa w twoim imieniu. Wiesz, jak zatrułeś życie moje i mojej ukochanej żony? Oczywiście, na pewno wiesz, jesteś teraz szczęśliwy i triumfujący. Wygrałeś, jeszcze raz wygrałeś!

Droga do domu zabrała Tengelowi dużo czasu. Wiedział dobrze, co się stało. Wiedział, że dzisiejszej nocy przyszło na świat zło. Zdarzało się, że wśród potomstwa Ludzi Lodu rodziły się potwory będące wcieleniem zła. To dziecko jest jednym z nich. Przypuszczalnie nie pozostaje bez znaczenia fakt, że jego dziadkiem jest Heming Zabójca Wójta. W tym człowieku bowiem dobra było niewiele.

Tengel chciał spać. Nie czuł się na siłach od nowa przejść przez to wszystko. Towarzyszyć temu chłopcu i raz jeszcze przeżywać swoje przejmujące dzieciństwo. Nie czuł się na siłach raz jeszcze stanąć do walki z ludzką głupotą.

W końcu burza zagnała go do domu. Nie od razu jednak udał się do siebie. Najpierw wszedł do nowej, pięknej części, którą wybudował Are. Wiedział, że drzwi zostawiono otwarte na wypadek, gdyby Tarjei wrócił, ale chłopiec wolał przenocować w Grastensholm. Tengel wślizgnął się bezszelestnie do pokoju chłopców.

Po chwili obudził się Trond.

– Dziadek?

Tengel usiadł na krawędzi łóżka, zaraz obudził się także Brand.

– Chciałem tylko na was popatrzeć – szepnął Tengel. – I powiedzieć, że bardzo was kocham.

Te słowa uszczęśliwiły chłopców.

– My też dziadka kochamy – zapewniali, obejmując ramionami jego szyję.

Długo tak siedzieli, ale chłopcy nie zauważyli, że dziadek płacze. W końcu uwolnił się z ich uścisków i życzył dobrej nocy.

– Powiedzcie ojcu i mamie – szepnął – że ich także bardzo kocham.

Gdy wszedł do mieszkania, Silje siedziała w łóżku.

– No? No i jak poszło?

Mówiła wysokim, niecierpliwym głosem.

Tengel pochylił się, by podnieść szal, który upadł na podłogę. Jego głos był wyraźnie zdławiony i musiał to jakoś ukryć.

– O dobrze, wszystko świetnie!

– Tak? Ale powiedz nareszcie! Jesteśmy pradziadkami?

Tengel wyprostował się i powiedział z ożywieniem:

– Oczywiście, że jesteśmy! Duży, wspaniały chłopak!

– Naprawdę? – zawołała radośnie. – Nic mu nie jest?

– Nic w ogóle. Żadnych wad!

– A Sunniva?

– Sunniva czuje się dobrze. Wszyscy są tacy szczęśliwi.

– Och Tengelu, Tengelu! A myśmy tak się martwili, całkiem bez powodu. Wiedziałam, że wszystko się dobrze skończy. Słuchaj, czy ja bym mogła tam jutro pojechać? Mogę jechać do Grastensholm, odwiedzić ich? Zobaczyć nowego potomka?

Tengel musiał wciągnąć głęboko powietrze, nim zdołał odpowiedzieć.

– Oczywiście! Wszystko urządzimy. Możemy wziąć powóz i pojechać okrężną drogą.

– Och, jak się cieszę, ale czy ty nie jesteś przeziębiony? Masz chrypę!

– Chyba tak, zaraz sobie coś przygotuję, Silje – mówił dalej. – Musimy uczcić narodziny prawnuka! Przyniosę butelkę wina. To już ostatnia i na dodatek na wpół opróżniona, ale wystarczy dla nas dwojga. A poza tym potrzebuję czegoś na przeziębienie.

– Teraz? Mamy pić w środku nocy? – śmiała się ożywiona. – Świetnie, niech będzie!

Tengel przystanął na chwilę.

– I wiesz…! Zapomniałem ci powiedzieć, że Tarjei i ja… udało nam się zrobić mieszankę ziół i mamy nadzieję, że powinna pomóc na twój reumatyzm. Nie tylko na bóle, ale i na sam reumatyzm.

– Nie, naprawdę? To by było wspaniałe, bo jeśli mam być szczera, to bóle stają się niekiedy trudne do zniesienia. I taka się zrobiłam chuda. Jakby mi ten reumatyzm całkiem odbierał apetyt.

Pogłaskał ją pospiesznie.

– Zaraz wypróbujemy tę mieszankę! Razem z winem, bo zioła są gorzkie. Tylko nie uśnij, dopóki wszystkiego nie przygotuję. Silje znowu się roześmiała, a Tengel szybko zszedł na dół, do pokoju, którego Tarjei i on używali jako pracowni. Nie znalazł niestety żadnego nowego lekarstwa, choć Bóg jeden tylko wie, jak bardzo się starał.

Zamiast cudownej mieszanki wyjął dwie swoje najbardziej niebezpieczne trucizny. Jedna to silny narkotyk, wywołujący dobry nastrój, a potem piękne sny. Nalał jej sobie do małej szklanki i pospiesznie wypił, potem wlał taką samą porcję dla Silje.

Następnie sięgnął po drugi środek. Ręka mu drgnęła i zawahał się na moment. Opanował się jednak, chwycił woreczek, wsypał sporą dawkę jego zawartości do butelki z winem i potrząsnął, żeby wszystko się wymieszało. Wytarł nos i oczy, po czym wrócił do żony.

– Proszę. Najpierw ta mała szklaneczka. To jest lekarstwo. Smakuje dość obrzydliwie, więc musisz to zaraz spłukać winem.

– Jak każesz – roześmiała się i zmarszczyła nos, gdy poczuła zapach lekarstwa.

– Silje, ty jesteś przecież prawie naga! – upomniał ją surowo. I to z twoim reumatyzmem!

Wyszukał najładniejszą nocną koszulę żony i pomógł jej przy wkładaniu. Sam także przebrał się w nocną bieliznę, której używał na ogół rzadko.

– Nie powinienem marznąć – wyjaśnił.

Silje przytuliła się do niego.

– Wiesz, tak się bałam, kiedy leżałam tutaj sama, podczas burzy. Ale wiedziałam przecież, że oni, tam, potrzebowali ciebie bardziej niż ja. Nie muszę ci jednak mówić, jak się ucieszyłam, kiedy usłyszałam, że otwierasz drzwi.

Tym razem udało mu się uśmiechnąć naprawdę. Środek oszałamiający zaczynał działać.

– Za naszego wnuka, Silje! Wypijmy!

– Wypijmy, Tengelu! O, jak mi teraz dobrze!

Wypili wino, a potem leżeli spokojnie obok siebie, wsłuchując się w burzę, która znowu zdawała się oddalać.

– Czuję się tak wspaniale – szepnęła Silje zdumiona. – Czy to możliwe, że już działa lekarstwo na reumatyzm?

– Niewykluczone.

Tengel także czuł, że ogarnia go euforia, owo uniesienie, będące następstwem zażycia środka oszałamiającego.

– Tengelu, czy tęskniłeś kiedykolwiek do lodowej doliny?

– Nie. To chyba dziwne, ale nigdy. – A ty?

– Nie, żyło nam się przecież tak fantastycznie tu, w Lipowej Alei. A pamiętasz, Tengelu, jak kiedyś w dolinie kochaliśmy się na dworze, za domem?

Uśmiechnął się. Świadomość okrutnej prawdy gdzieś się ulotniła, przeniósł się znowu w lata młodości i wierzył, że to młoda Silje spoczywa na jego ramieniu. Przeżywał znowu pełnię szczęścia.

Silje przysunęła się jeszcze bliżej, westchnęła zadowolona i zasnęła. Wkrótce potem zasnął także on.

Na zewnątrz burza odeszła gdzieś nad horyzont. Przedtem jednak, w jej gwałtownym porywie padła najbardziej uszkodzona lipa w alei. Została wyrwana z ziemi wraz z korzeniami, a waląc się pociągnęła za sobą drzewo rosnące po przeciwnej stronie drogi.

ROZDZIAŁ VII

Liv szła z naręczem kwiatów przez mały cmentarzyk, ku nowo wzniesionemu kamieniowi nagrobnemu. Potem stała przez chwilę, po raz kolejny odczytując wykuty w kamieniu napis:

Tengel Dobry z rodu Ludzi Lodu

1548 – 1621

Małżonka Silje Arngrimsdotter

1564 – 1621 Miłość

była waszą szlachetną cnotą

– Pozostaniecie z nami na zawsze – szepnęła Liv. – Na zawsze!

U dołu kamiennej płyty znajdował się jeszcze jeden napis:

Sol Angelika z rodu Ludzi Lodu

1579 – 1602

Na wieczną pamiątkę

Sol nie miała własnego grobu. Rozczarowane władze zajęły się jej martwym ciałem tamtego ranka, kiedy miało ono być poddane wymyślnym torturom. Prawdopodobnie ciało Sol zostało spalone, a prochy wrzucone do masowego grobu. Dag zabiegał o wydanie mu zwłok siostry, lecz otrzymał kategoryczną odmowę.