Выбрать главу

A tam działy się rzeczy dziwne.

Liv nic nie wiedziała o rozmowie Taralda z Irją. Była przybita i zdenerwowana tym, że dziewczyna ich opuszcza. Powodów do zmartwienia miała wiele. Przede wszystkim chodziło o sprawy praktyczne, ale nie tylko. Z czasem w Grastensholm Irja zaczęła znaczyć coś więcej niż zwykła opiekunka do dziecka. Jakie będzie życie w tym dużym domu bez jej wiernej, ciepłej przyjaźni?

Kolgrim, który niedługo miał skończyć trzy lata, stał przy oknie.

– Gdzie posła Irja? – zapytał swoim grubym głosem.

Liv spojrzała znad robótki, a ponieważ było jej smutno, rzekła z goryczą.

– Irja nas opuszcza, Kolgrim. Będzie teraz mieszkać w domu swego ojca i pomagać jemu, a nie nam. To duża rodzina, wiesz.

Chłopiec jęknął. Spoglądał w dal, ku drodze wiodącej do Eikeby, gdzie zniknęła sylwetka Irji, daleko od Grastensholm i od niego.

Nagle zawył. Krzyk stawał się coraz wyższy i coraz bardziej przenikliwy, a mały walił pięściami w okno.

– Illa! – wrzeszczał. – Illa!

Liv zerwała się i próbowała go stamtąd odciągnąć.

– Irja musiała odejść – tłumaczyła uspokajająco.

Kolgrim kopał i wrzeszczał jak szaleniec.

– Dag! Tarald! Na pomoc! – krzyczała Liv przerażona.

Dag ocknął się z poobiedniej drzemki i wpadł teraz do pokoju równocześnie z Taraldem. Wspólnym wysiłkiem zdołali wciągnąć chłopca na łóżko Irji. Jego własne, dziecinne, miało wysokie boki.

– On płacze! – powiedział Dag zaskoczony. – Płacze prawdziwymi łzami!

Liv, ze wzruszenia także popłynęły łzy.

– Dziecko drogie – szeptała. – Dziecko drogie.

– Musimy sprowadzić Irję z powrotem – oświadczył Dag, gdy bezskutecznie próbował nakłonić chłopca, żeby zamilkł i leżał spokojnie. Tarald zrobił najgłupszą rzecz, jaką mógł zrobić – położył dłoń na ustach chłopca, ale natychmiast zawył z bólu.

– Ja naprawdę uczyniłem wszystko, co w mojej mocy, by zatrzymać Irję – jęknął, przyciskając zraniony palec do brzucha. – Zaproponowałem jej nawet małżeństwo.

– Naprawdę? – zapytał Dag. – No, nareszcie coś rozsądnego. A co ona odpowiedziała?

– Po prostu uciekła.

– Kochany Kolgrim – przemawiała Liv łagodnie do chłopca, ale on nie słuchał. Rzucał na poduszce tą swoją mało piękną głową i nie przestawał wyć. Pełna złych przeczuć zawołała do Taralda:

– Jak to się stało, że powiedziała ci nie?

– Też tego nie rozumiem – krzyknął w odpowiedzi. – Zaproponowałem jej przecież tytuł baronowej i bezpieczną przyszłość, jako pani na Grastensholm – zamilknij nareszcie, chłopcze! – i, chociaż nie mogłem jej ofiarować miłości, obiecałem swoją przyjaźń na zawsze, bo przecież i tak nie mógłbym ożenić się z nikim innym ze względu na… no, wiecie, i obiecałem, że nie będzie musiała znosić zbliżeń, których by sobie nie życzyła. Zaproponowałem jej nawet, że moglibyśmy mieć dziecko, bo ja bardzo bym chciał jeszcze jedno, naprawdę. To chyba ta ostatnia sprawa tak ją przeraziła. Ona prawdopodobnie boi się nowego podmieńca.

Liv wyprostowała się i odeszła, zostawiając mężczyznom zadanie uspokojenia chłopca. Łagodna, czuła Liv parsknęła nagle jak wściekła kotka.

– Byłeś zawsze tym mniej udanym z naszych dzieci, Taraldzie. Cecylia radzi sobie w życiu dużo lepiej niż ty!

Tarald zdenerwował się.

– Czy nie wypełniałem zawsze swoich obowiązków, a nawet więcej? Nie widzicie jak Grastensholm rozrosło się i rozwinęło w moich rękach? Czy może unikałem kiedyś odpowiedzialności wobec chłopca?

– Nie o tym teraz mówię. Jesteś bardzo dobrym gospodarzem, ale nie wiesz nic, absolutnie nic o ludzkim stosunku do drugiego człowieka. Jesteś równie zręczny, jak słoń!

Tarald, rozgniewany, stanął naprzeciwko matki. Powierzchowność miał wspaniałą, ale zupełnie nie wiedział, co ma powiedzieć.

– Pomóżcie mi – jęknął Dag. – Chłopiec się wyrywa!

Liv odeszła od nich.

– Och, czy tu w ogóle cokolwiek ma jakiś sens? Irja została wystraszona przez tego idiotę, naszego syna, a nasza przyszłość będzie nieustającą walką z dzieckiem, które nigdy…

Nagle zamilkła.

– Irja wraca! – krzyknęła. – Z węzełkiem i ze wszystkim. Czy to nie Irja, tam, od strony Eikeby?

Tarald rzucił się do okna.

– Tak, oczywiście, że to Irja, nikt nie kołysze się tak komicznie, jak ona. Pobiegnę jej naprzeciw.

Zbiegł z łoskotem Po schodach, goniony napomnieniami, których nie słuchał.

Nie tyle biegł, co pędził w dół drogi.

– Wracasz! – krzyknął zdyszany, z błyszczącym wzrokiem.

– Tak. Kolgrim potrzebuje mnie bardziej niż te rozpuszczone chłopy w domu.

Tarald wziął od niej węzełek.

– On zupełnie oszalał, kiedy zobaczył, że poszłaś, Irjo. Płakał, wyobraź sobie!

– Kolgrim? – spytała z niedowierzaniem. – Myślałam, że on się zupełnie mną nie przejmuje…

– Ja też. Mama tak się wzruszyła. Irja… czy… czy zastanowiłaś się nad moją propozycją?

– Tak, zastanowiłam się – powiedziała poważnie.

– No i?

– Zgadzam się, dziękuję. Na większy szacunek wobec samej siebie mnie nie stać.

– No, teraz to cię nie rozumiem. Czy być panią na Grastensholm to coś poniżającego?

– Tego nie powiedziałam!

– A, więc uważasz, że nie zasługujesz na to, co ci proponuję? Nie powinnaś się wstydzić, że to przyjmujesz! Wiesz dobrze, jak rozpaczliwie cię potrzebujemy. Ojciec powiedział, że poproszenie cię o rękę to najrozsądniejsze, co dotychczas zrobiłem, a matka nakrzyczała na mnie, że cię wystraszyłem. Nazwała mnie niezdarnym słoniem, co mnie rozgniewało, bo przecież na to chyba nie zasłużyłem.

Irja uśmiechnęła się do siebie. Baronowa zawsze była mądrą kobietą.

– Jeszcze tylko jedna sprawa – powiedziała przystając, zanim weszli na drogę prowadzącą na dziedziniec.

– Tak?

– Czy możemy… zaczekać trochę z drugim dzieckiem? Ja myślę… że jeszcze do tego nie dojrzałam.

Tarald uścisnął jej rękę.

– To jasne, rozumiem cię. Możesz mieć tyle czasu, ile ci potrzeba.

Nie rozumiał w ogóle niczego. Myślał, że ona lęka się długiego okresu ciąży. Nie pojmował, że wzdragała się przed samym aktem. Przed przyjęciem mężczyzny, którego kochała od tylu lat, przed tą świadomością, że on leży w jej ramionach, nie przejmując się nią bardziej niż jakąkolwiek inną istotą, służącą tylko do spłodzenia dziecka.

Była to myśl trudna do zniesienia.

Przez chwilę szli w milczeniu.

– A poza tym – rzekła po chwili Irja – kto powiedział, że ja się nadaję do rodzenia dzieci? Byłam w dzieciństwie chorowita, co wszyscy wiedzą. Może w ogóle nie będę mogła donosić żadnego dziecka? Powinieneś wybrać inną kobietę.

– Ale Kolgrim chce ciebie.

To podziałało jak plaster na piekącą ranę, którą Irja nosiła w piersi.

Dag i Liv zbiegli do hallu, trzymając za ręce swego rozwrzeszczanego wnuka. Jego małe nóżki pędziły w stronę drzwi wyjściowych. Malec zanosił się rozpaczliwym płaczem, a jego szloch odbijał się echem od ścian.

Dag otworzył drzwi. Zostali dosłownie ściągnięci ze schodów. Akurat w tym momencie nadeszła Irja z Taraldem. Kolgrim skoczył do Irji, wyciągnął do niej ręce i znowu zawył, tym razem z radości. A gdy go podniosła, oplótł rękami jej szyję.

Ona zaś głaskała jego sterczące ramiona.

– Moje kochane, małe dziecko – szeptała uspokajająco. – Kochane maleństwo. Teraz już zawsze będę przy tobie.

Wszyscy byli wstrząśnięci, patrzyli z przejęciem na cud. Kolgrim żywił jakieś uczucia do drugiego człowieka!

I tylko Liv widziała twarz chłopca ponad ramieniem Irji. Przeniknął ją lodowaty chłód na widok uśmiechu, który dostrzegła. Był podstępny, fałszywy, triumfujący.