– Co? Oszalałeś? Nie, Martinie, jak możesz siebie obarczać winą za coś takiego! Bóg jeden wie, czy tak została wychowana, czy też sama do tego doszła, ale to okropnie wykoślawiona wizja chrześcijaństwa!
I nagle, skoro raz przerwał milczenie, wszystko co w sobie nosił ruszyło jak wzburzona fala, by wyrwać się na zewnętrz.
– To brudne, niegodne, wstrętne, powiada moja żona, jak ja w ogóle mogę myśleć o czymś takim. Musiałem płukać usta, gdy przypadkiem wspomniałem coś na temat, że człowiek ma ciało także od pasa w dół. Ona z trudem przyznaje, że ma nogi, na których chodzi. Uważa, że mamy być jak święci, których stawia się za przykład.
– Nic trudnego dla takich jak ona, pozbawionych wszelkich pragnień – mruknęła Cecylia.
– Ona mówi, że to jedyna słuszna postawa chrześcijańska. Odrzucenie spraw płci, poświęcenie się tylko czynieniu dobra…
– To dlaczego wyszła za ciebie? Dla kariery? Bo lepiej być pastorową niż tylko córką pastora, czy tak?
Martin słyszał zapewne jej uwagi, ale zbyt mu było pilno wykrzyczeć wszystko, co tłamsił w sobie nie wiadomo jak długo.
– Powinnaś była widzieć naszą noc poślubną, Cecylio! Niczego bardziej groteskowego nigdy nie przeżyłem. Gdy w dobrej wierze przyszedłem do jej pokoju, ona, piękna i kompletnie ubrana, spojrzała na mnie, jakbym był wiejskim rozbójnikiem i zaczęła krzyczeć. Próbowałem ją przekonać, że jesteśmy teraz mężem i żoną i że powinniśmy… być ze sobą, ale wtedy wrzasnęła do mnie „ty rozpustniku” i „wynoś się stąd, ty świnio!”. Całkiem straciłem pewność siebie, bo nic nie wiedziałem o kobietach, ona zawsze była dla mnie tą jedyną. A kiedy z największą ostrożnością wyjąkałem, że przecież chyba powinniśmy mieć dzieci, ona… ona dostała mdłości. Pobiegła do okna, wychyliła się na zewnątrz i… Wyszedłem zraniony i nieszczęśliwy, niczego nie pojmując. Ona była moim marzeniem, moim nieosiągalnym marzeniem przez tyle, tyle lat. Dopóki byłem jedynie zwyczajnym chłopcem, czy później diakonem, traktowała mnie jak powietrze. Kiedy próbowałem z nią porozmawiać, odwracała się do innych, jakby mnie nie słyszała. Potem otrzymałem parafię tutaj i wtedy ona zaczęła się dopytywać jakie mam możliwości dalszej kariery. Mierzyła aż do biskupa. Dowiedziała się od swego ojca, że wielu ludzi wyraża się o mnie bardzo dobrze i że chyba mam przed sobą piękną przyszłość. Wtedy zmieniła zdanie i na moje oświadczyny odpowiedziała tak. Byłem nieopisanie szczęśliwy. A teraz mój świat się zawalił. Ona, taka wzorowa żona, ubóstwiana przez wszystkich…
– Nie przez moją rodzinę – wtrąciła Cecylia. – Oni ją przejrzeli. Jej oczy. Ale nie myśleliśmy, że jest aż tak źle.
Pastora nagle ogarnęły wątpliwości.
– O Boże, siedzę tu i się użalam, a sam wcale nie jestem lepszy, nielojalny wobec własnej żony.
– Raczej doprowadzony do ostateczności. To musi być straszne, żyć z kobietą, którą się kocha od tylu lat i nie móc jej nawet dotknąć.
Martin wyprostował się przestraszony.
– Nie myślisz chyba, że ona wciąż jeszcze mnie pociąga? Ja jej nie znoszę! To właśnie dlatego stałem się taką łatwą zdobyczą dla moich ziemskich potrzeb i uczuć…
Zamilkł przerażony.
– Co właściwie chciałeś teraz powiedzieć, Martinie? – zapytała Cecylia łagodnie.
– Nic! Zapomnij o tym! – ciężko wciągał powietrze. – Powiedziałaś, że niedawno przeżyłaś szok. Opowiedz mi o tym!
Głos Cecylii zabrzmiał nieoczekiwanie piskliwie i niepewnie.
– Nie to zbyt trudne, żeby o tym mówić. Wiesz, taka się czułam samotna w Kopenhadze i spotkałam bardzo dobrego przyjaciela, na którym mogłam polegać. Byłam, podobnie jak ty, zupełnie niedoświadczona, jeśli chodzi o to, co tak ładnie określasz jako pragnienie płci. No, a kiedy się okazało, że kobiety w ogóle go nie pociągają, przeżyłam szok. Nawet nie przypuszczałam, że coś takiego jest możliwe, a poza tym straciłam akurat jego, człowieka, którego tak bardzo potrzebowałam.
– Och, drogie dziecko! – zawołał pastor poruszony i objął ją opiekuńczym gestem. Natychmiast uświadomił sobie niewłaściwość swego postępowania i cofnął ramię gwałtownie, jakby się sparzył albo jakby dotknął jadowitego węża. Cecylia, skrępowana, patrzyła w bok.
On wsparł głowę na kolanach.
– Dlaczego, dlaczego pojechałaś wtedy do Kopenhagi, Cecylio? – szepnął. – Dlaczego nie spotkaliśmy się wtedy?
– Nie pamiętasz, że wtedy wszystkie marzenia lokowałeś w Julii? Nie sądzisz, że nic bym dla ciebie nie znaczyła?
Martin potrząsnął głową.
– Ty jesteś cielesna, czysta i pociągająca. Wobec takich jak ty bledną ekstatyczne marzenia o aniołach. Cecylio, co ja mam teraz zrobić? Moje ciało płonie po przymusowej wstrzemięźliwości trwającej tyle pełnych udręki lat.
– Nie jesteś sam, jeśli o to chodzi – szepnęła Cecylia. – Dobrze, że wyjeżdżam za parę dni.
– Tak – przyznał szczerze. – Proszę Boga, żebyśmy się już nie spotkali do tego czasu.
– Ja też.
Uśmiechnął się gorzko.
– Dobrze jest chociaż wiedzieć, że znaleźliśmy się w tej samej łodzi.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Oboje drgnęli gwałtownie, ale odetchnęli z ulgą widząc, że to Tarjei i że będą już mogli sobie pójść. Pożegnali się skinieniem głowy i odeszli, każde w swoją stronę.
Cecylia biegła do domu uradowana. Jakie to jednak cudowne wiedzieć, że jest się kochaną. Poza tym, ta nieszczęśliwa miłość tłumiła nieco uczucia, które kipiały w jej duszy.
ROZDZIAŁ XII
Pan Martinius wrócił do domu, lecz nie czekało go tam dobre przyjęcie.
Już w sieni słyszał szelest starannie wykrochmalonych spódnic, gdy żona szła spiesznie przez pokoje, by go przywitać. Miała ów zimny, badawczy wyraz oczu, który nadaremnie starała się pokryć słodziutkim głosem.
– Późno wracasz. Musieliśmy już zacząć podawać do stołu. Co zabrało ci aż tyle czasu?
Martin odparł szczerze:
– Musieliśmy przewieźć rannego do Lipowej Alei.
Na te słowa piękna pani Julia aż poczerwieniała.
– My? Czy taka praca należy do pastora?
– Wiesz jak to jest, Julio. Musiałem pomóc. Tarjei i Cecylia i tak mieli ręce pełne roboty z utrzymaniem rannego na saniach.
Jak cudownie było wymawiać jej imię! Po całym ciele rozchodziło się od tego słodkie ciepło.
Julia nie skrywała już dłużej lodowatego spojrzenia. Wyczuła rywalkę, mimo że twarz męża pozostawała szczera i niewinna. Od początku nienawidziła ludzi z Lipowej Alei i Grastensholm. Ich brak zainteresowania dla kościoła oraz brak respektu wobec pierwszej damy parafii zawsze były cierniem w jej oku.
– Cecylia? Masz na myśli pannę Meiden? Tę bezwstydnicę, która miała śmiałość przyprowadzić do kościoła tamto monstrum i pozwoliła mu bezcześcić chrzcielnicę pańską? Tę, którą później odprowadzałeś z Lipowej Alei do dworu?
Pan Martinius zawsze zdawał relację z tego, co robił w ciągu dnia. Jego łaskawa małżonka tego wymagała.
– Tak, to ona. Jesteś jednak wobec niej niesprawiedliwa, Julio. To dobra dziewczyna.
Gorzej nie mógł się wyrazić!
Znajdowali się właśnie w jadalni, którą pastorowa urządziła z nienagannym smakiem. Pięknie zarysowane powieki Julii były teraz zaciśnięte. Stwierdziwszy, że służba znalazła się poza zasięgiem jej głosu spytała:
– No, i cóż takiego zabrało ci aż tyle czasu?
– Musieliśmy czuwać przy łóżku rannego, bo Tarjei pomagał ojcu.