– Ależ Sol była najmilszą osobą, jaką można sobie wyobrazić! – wykrzyknął zdumiony hrabia.
– Och, miała ona swoje ciemne sprawki – zauważył Dag cierpko.
W tym momencie trzasnęły drzwi wejściowe i w hallu rozległy się głosy.
– Cecylia i Tarald! – zawołała Charlotta. – Chodźcie dzieci i przywitajcie hrabiego Strahlenhelma, który nas odwiedził.
Z hallu dobiegł jasny, dziewczęcy głos.
– Hrabia? Prawdziwy?
– Ależ, Cecylio! – upomniała Charlotta oburzona.
Gdy młodzi weszli do jadalni, hrabia Strahlenhelm wstał. Na widok zgrabnej sylwetki Cecylii w jego oczach pojawił się błysk podziwu.
– Na Boga! Zdaje mi się, że pamiętam moją nianię, kiedy na panią patrzę, panno Cecylio! Mimo że byłem wtedy taki mały. Budzi pani we mnie wspomnienie czegoś nieskończenie pięknego i czarującego.
Pochylił się i pocałował Cecylię w rękę. Ona zaś przyjęła jego zainteresowanie z wrodzoną naturalnością i wdziękiem, choć nigdy przedtem nie doświadczyła niczego podobnego.
– Dzieci – rzekła Charlotta uroczyście. – Hrabia Strahlenhelm przybył tutaj, aby zaproponować Sol posadę opiekunki dla dzieci króla Christiana. Ja myślę, że mogłabyś być nią ty, Cecylio, ale twoi rodzice protestują.
– Prawdę mówiąc, ja także – wtrącił Tarald. – Przecież ona ma dopiero osiemnaście lat.
– Niedługo dziewiętnaście – sprostowała Cecylia pospiesznie, choć brakowało do tego jeszcze wielu miesięcy. – I jestem jak na swój wiek dojrzała.
– Ach tak? – Tarald spojrzał na nią wymownie.
– A może… – zastanawiała się Charlotta – może Sunniva? No właśnie, dlaczegóż by nie ona?
– Nie – krzyknął Tarald zdecydowanie. – Sunniva nie.
– Dlaczego? – dopytywała się niedomyślna Charlotta.
Cecylia, widząc, że jej ekscytująca zagraniczna podróż mogłaby być zagrożona, oświadczyła pospiesznie:
– Sunniva jest zbyt mało zaradna, i zbyt naiwna. Przyjmuje ciosy od ludzi i od losu, nawet nie próbując się zasłonić. Uśmiecha się tylko łagodnie, wdzięczna za wszystko.
– No, teraz jesteś złośliwa – syknął Tarald.
– Nie, wcale nie. Ja tylko stwierdzam fakty.
Sprawę rozstrzygnęła Liv.
– Zgadzam się, że Sunnivy wysyłać nie powinniśmy. Ona by nie podołała takim obowiązkom, w każdym razie w zadowalający sposób. Nie chodzi tylko o pilnowanie królewskich dzieci. Wyobrażam sobie, że to wymaga specjalnej, silnej ręki. Trzeba umieć zachować równowagę między okazywaniem szacunku tym małym istotom a zdecydowaną postawą, gdyby posuwały się za daleko. Z tym zaś Sunniva sobie nie poradzi. Raczej usiądzie i będzie płakać, jeżeli któreś z nich powie na przykład, żeby trzymała swoje nędzne ręce i nie dotykała ich – królewskich dzieci.
Cecylia kiwała potakująco głową. W pełni się z tym zgadzała.
– Pani baronowa ma zupełną rację – powiedział hrabia, a Liv drgnęła. Przez dwadzieścia lat nie doczekała się, żeby ją ktoś nazwał baronową.
Hrabia Strahlenhelm mówił dalej:
– Ja ze swej strony uważam, że panna Cecylia nadaje się znakomicie. Rodzice na pewno zaakceptują mój wybór, skoro tak się złożyło, że nie może to być Sol. Dwór prosił mego ojca o radę i dla niego jest to, rzecz jasna, sprawa honoru, by zadowolić króla, wybierając odpowiednią opiekunkę.
– A dlaczego szukać jej w Norwegii? – zapytała Liv. – Jest przecież pod dostatkiem duńskich dziewcząt.
Hrabia chrząknął dyskretnie.
– Oczywiście, i nie brak chętnych, które chciałyby się zajmować królewskimi dziećmi. Ale dotychczas opiekunki zmieniały się na królewskim dworze bardzo często. Muszę przyznać, że z Kirsten Munk niełatwo jest wytrzymać. Swoje małe córki wychowuje ona tak, by nie zapominały, jak wysokiego są rodu. Zarówno matka, jak i dzieci są do tego stopnia świadome swej pozycji, że i połowa tego to już byłoby za dużo. Dlatego właśnie mój ojciec natychmiast pomyślał o pannie Sol. Zawsze mawiał, że to dziewczyna, która nie pozwoli sobie grać na nosie. A poza tym dwór szuka kogoś z wykształceniem, a właśnie Sol miała przecież bardzo staranne wykształcenie.
– Cecylii też tego nie brakuje – rzekła Charlotta z dumą. – Kształcenie wszystkich dzieci było tutaj zawsze moim obowiązkiem.
– To znakomicie! Innym powodem jest to, że król Christian chciałby przy okazji okazać szacunek swojemu drugiemu państwu, Norwegii. Gdyby więc panna Cecylia chciała się podjąć tego zaszczytnego zadania, myślę, że byłaby najlepszą kandydatką.
– Oczywiście, że bym chciała – oświadczyła Cecylia.
– Dobrze się zastanów – upominał ją Dag, który pamiętał, co działo się w Kopenhadze z Sol i bardzo niechętnie odnosił się do projektu wysłania tam własnej córki.
– Dag – prosiły Liv i Charlotta jednocześnie. – Pozwól jej jechać!
– Przecież ona nie może podróżować sama – odparł wymijająco, ale ciągle w wojowniczym nastroju.
– Nie, oczywiście, że nie sama – powiedział hrabia Strahlenhelm. – Pojedzie z nami, gdy będziemy wracali do Danii. Żona jest ze mną, czeka w Oslo. Dosyć źle zniosła morską podróż. Wracamy za trzy tygodnie. Czy to by państwu odpowiadało?
Nikt nie miał zastrzeżeń, tylko Dag wzdychał ciężko. Tak bardzo kochał swoją córkę o otwartym sercu!
Cecylia jednak, rozszczebiotana, nie była w stanie ukryć czysto kobiecej radości i zachwytu.
Dni późnego lata mijały aż nazbyt szybko. Kiedyś Silje musiała zostać w łóżku, bo noga odmawiała jej posłuszeństwa.
Pielęgnowała ją Irja. Ta duża dziewczyna spełniała ze szczerą ochotą każde najdrobniejsze życzenie Silje. Teraz przyniosła przybory do malowania, bo Silje chciała zrobić małą akwarelę, przedstawiającą wnętrze pokoju.
– Irjo, kochanie, dlaczego nie upniesz swoich włosów w jakiś inny sposób?
Irję uszczęśliwiło to, że Silje mówi do niej kochanie. Nie rozpieszczano jej na ogół takimi czułościami. Ale prawdą jest też, że z jej włosami trudno cokolwiek zrobić. Sterczały na wszystkie strony, jak targane wiatrem gałązki ostu.
– Jak miałabym to zrobić, pani Silje?
– Chodź i usiądź przy mnie na łóżku, spróbuję ci pokazać. Masz grzebień?
Irja wyjęła z kieszeni grzebień. Był czysty i nie połamany, co Silje pochwaliła. Irja w ogóle była staranna i bardzo dbała o higienę, a Silje niezwykle to ceniła. Lubiła też jej zawsze pogodny nastrój i poczucie ładu, jakie dziewczyna wnosiła ze sobą. Znacznie mniej pewnie czuła się, kiedy miała jej pomagać Sunniva.
Rozczesując długie blond włosy swojej ulubienicy, Silje mówiła:
– Jesteś już u nas od wielu lat, Irjo. Pamiętam, jak wszyscy czworo, Sunniva i ty, Tarald i Cecylia, graliście w piłkę w alei, albo jeździliście na drewnianym koniu. Cecylia zawsze była ostatnia i wciąż się na siebie za to złościła. Widziałam, że dajesz jej wygrywać od czasu do czasu.
– O, nie tak znowu często, to nie było konieczne – uśmiechnęła się Irja, próbując nie dać poznać, że Silje co chwila szarpie ją za włosy. – Panna Cecylia znakomicie dawała sobie radę sama. Tak jak wtedy, w czasie wyścigu z Grastensholm do Lipowej Alei. Ja się nie ścigałam, bo bieganie zawsze bardzo mnie męczyło. Cecylia musiała przegrać, bo była najmłodsza. Ale ona nigdy nie przyjmowała porażki do wiadomości, więc tam, za górką, udała, że się przewróciła i uderzyła, i dlatego nie może biec dalej. Sama rozmyślnie podarła sukienkę i kulejąc wróciła na dziedziniec. Nigdy nie widziałam kogoś bardziej zbolałego. To ona była bohaterką, a na zwycięzcę nikt nie zwracał uwagi. Oglądałam to wszystko z boku i widziałam, jak było naprawdę.