Выбрать главу

Jonathan Kellerman

Test krwi

Blood Test

Przełożyli Ewa i Dariusz Wojtczakowie

Jak zawsze Faye, Jesse’owi i Rachel,

I serdecznej Ilanie

1

Siedziałem w sali rozpraw i obserwowałem, z jaką miną Richard Moody przyjmuje od sędzi złe wieści.

Moody włożył na tę okazję poliestrowy czekoladowy garnitur, kanarkowo-żółtą koszulę, wąski krawat i kowbojskie buty ze skóry jaszczurki. Skrzywił się, zagryzł wargę i wbił wzrok w sędzię, ta jednak zmierzyła go twardym spojrzeniem, więc w końcu spuścił oczy i zaczął się wpatrywać w swoje dłonie. Zauważyłem, że stojący z tyłu sali strażnik czujnie go obserwuje. Po moim ostrzeżeniu przez całe popołudnie starał się nie dopuszczać do siebie Moodych, a przed wejściem na salę nawet skrupulatnie zrewidował Richarda.

Sędzią była Diane Severe, zadziwiająco dziewczęca jak na pięćdziesięciolatkę, o szaro-blond włosach i wyrazistej życzliwej twarzy. Zawsze mówiła spokojnie i niezwykle rzeczowo. Nigdy nie uczestniczyłem w jej rozprawach, lecz doskonale znałem jej reputację. Zanim rozpoczęła studia prawnicze, pracowała w opiece społecznej, a teraz – po dziesięciu latach praktyki w sądzie dla nieletnich i sześciu w sądzie rodzinnym – należała do nielicznych sędziów, którzy naprawdę rozumieli dzieci.

– Panie Moody – odezwała się – proszę bardzo uważnie wysłuchać tego, co mam panu do powiedzenia.

Oskarżony przybrał agresywną postawę, garbiąc się i mrużąc oczy jak barowy ochroniarz. Kiedy jego prawnik szturchnął go, rozluźnił się i zmusił do uśmiechu.

– Wysłuchałam zeznań doktora Daschoffa i doktora Delaware’a. Obaj są wybitnymi specjalistami w dziedzinie psychologii i często występowali jako eksperci w tym sądzie. Rozmawiałam też na osobności z pańskimi dziećmi, obserwowałam pańskie zachowanie dzisiejszego popołudnia i wysłuchałam pana zarzutów wobec eks-małżonki. Podobno namawia pan własne dzieci do ucieczki od matki, twierdząc, że zamierza je pan ocalić… – zamilkła na chwilę i pochyliła się do przodu. – Podsumowując, muszę stwierdzić, że cierpi pan na poważne problemy emocjonalne, panie Moody.

Uwagi sędzi nie umknął uśmieszek wyższości, który zniknął z twarzy Moody’ego równie szybko, jak się pojawił.

– Dziwi mnie, że uważa pan zaistniałą sytuację za zabawną, panie Moody, ponieważ ja określiłabym ją raczej mianem tragicznej.

– Wysoki Sądzie… – wtrącił prawnik oskarżonego.

Sędzia uciszyła adwokata machnięciem ręki ze złotym piórem.

– Nie teraz, panie Durkin. Nie mam ochoty na kolejne gierki słowne. To jest końcowy werdykt i pragnę, by pański klient wysłuchał go z należytą uwagą.

Znów spojrzała na Moody’ego.

– Być może pańskim problemom zdrowotnym da się zaradzić. Wierzę, że tak jest. Nie mam jednakże wątpliwości, że niezbędna jest psychoterapia… Potrzebuje pan pomocy psychiatrycznej, prawdopodobnie wspomaganej lekami. Przyda się ona dla dobra pana i pańskich dzieci. Mam nadzieję, że okaże się skuteczna. Na razie zabraniam panu kontaktów z dziećmi, do czasu, aż psychiatrzy stwierdzą, że nie stanowi pan już zagrożenia dla innych. Kiedy przestanie pan grozić ludziom śmiercią i szantażować ich własnym samobójstwem, porozmawiamy ponownie. Musi pan zaakceptować rozwód i zacząć wspierać panią Moody w wychowaniu waszych dzieci. Pańskie słowo, panie Moody, na razie mi nie wystarczy… Na wniosek sądu doktor Delaware ustali harmonogram pańskich spotkań z dziećmi. Wizyty będą się odbywały w obecności wyznaczonego kuratora.

Moody wykonał nagły ruch do przodu. Strażnik natychmiast zareagował i w okamgnieniu stanął u jego boku. Widząc to, Moody skrzywił się i opadł na swoje miejsce. Po jego policzkach spłynęły łzy. Durkin wyjął chusteczkę, podał mu ją i zgłosił sprzeciw wobec naruszenia prywatności jego klienta.

– Może się pan odwołać od mojej decyzji, panie Durkin – oświadczyła spokojnie sędzia.

– Wysoki Sądzie… – odezwał się Moody niskim głosem, w którym czuć było wielkie napięcie.

– O co chodzi, panie Moody?

– Pani nie rozumie… – Załamał ręce. – Te dzieci to całe moje życie.

Przez moment sądziłem, że sędzia go skarci, ale ona tylko przyjrzała mu się ze współczuciem.

– Proszę mi wierzyć, że doskonale pana rozumiem. Wiem, że kocha pan dzieci. Niestety, może pan być dla nich dobrym ojcem tylko wtedy, gdy uporządkuje pan własne życie. Chcę, by w pełni dotarła do pana konkluzja ekspertyzy psychiatrycznej: nie może pan obarczać dzieci odpowiedzialnością za swoje problemy. Dziecko nie zniesie takiego ciężaru. Syn i córka nie mogą wychowywać pana, panie Moody! To pan jest człowiekiem dorosłym, nie one. Przy obecnym stanie umysłu nie może pan brać czynnego udziału w ich opiece. Potrzebuje pan pomocy.

Moody chciał coś powiedzieć, lecz zrezygnował. Pokręcił głową i oddał adwokatowi chusteczkę, wyraźnie usiłując zachować resztki godności.

Podczas następnego kwadransa ustalano podział majątku Moodych. Nie miałem ochoty słuchać szczegółów na temat ich skromnego mienia i wyszedłbym, lecz Mai Worthy prosił, żebym z nim porozmawiał po rozprawie.

Po odczytaniu ostatnich ustaleń sędzia Severe zdjęła okulary i zakończyła sprawę. Popatrzyła w moją stronę i się uśmiechnęła.

– Poproszę pana na moment do mojego pokoju, doktorze Delaware.

Odwzajemniłem uśmiech i skinąłem głową. Chwilę później wstaliśmy i sędzia wyszła z sali rozpraw.

Durkin wyprowadzał Moody’ego pod czujnym okiem strażnika.

Przy drugim stoliku Mai usiłował podnieść na duchu Darlene Moody. Poklepał ją po pulchnym ramieniu, po czym zebrał dokumenty i spakował je do jednej ze swoich dwóch walizeczek. Mai był człowiekiem bardzo sumiennym, toteż podczas gdy inni prawnicy przychodzili na rozprawę jedynie z podręczną aktówką, on zabierał ze sobą wszędzie tony dokumentów w walizach, które przywoził na chromowanym wózku bagażowym.

Eks-żona Richarda Moody’ego popatrzyła na niego skonsternowana z rozpromienioną twarzą i skinęła głową. Miała dziś na sobie jasnoniebieską letnią sukienkę przyozdobioną mnóstwem falbanek. Strój taki pasowałby kobiecie o co najmniej dziesięć lat młodszej. Czy aby Darlene nie pomyliła świeżo odzyskanej wolności z powrotem do lat niewinnego panieństwa?

Jej prawnik ubrał się w typowy dla adwokatów z Beverly Hills włoski garnitur, jedwabną koszulę, krawat oraz mokasyny z cielęcej skóry z frędzelkami. Miał starannie przycięte i ułożone kręcone włosy, brodę przystrzyżoną tuż przy skórze, zadbane lśniące paznokcie, idealne zęby i opaleniznę z Malibu. Na mój widok mrugnął porozumiewawczo i pomachał ręką. Następnie znów poklepał swoją klientkę po plecach, ujął ją za rękę i odprowadził do drzwi.

– Dziękuję ci za pomoc – powiedział po powrocie i zajął się pakowaniem pozostałych na stole papierzysk.

– Nie było lekko – oceniłem.

– Takie sprawy nigdy nie bywają łatwe ani zabawne – odparł z nutką triumfu w głosie.

– Ale wygrałeś.

Na moment przestał szeleścić papierami.

– Tak. No cóż, na tym polega moja praca. Walczę. – Poruszył nadgarstkiem i zerknął na cienką złotą bransoletkę. – Nie powiem, żeby zmartwiło mnie pokonanie takiego frajera jak Moody.

– Sądzisz, że pogodzi się z przegraną? Tak po prostu? Mai wzruszył ramionami – Jeśli się nie pogodzi, wyprowadzimy przeciwko niemu ciężką artylerię.

Tak, tak… za dwieście dolarów na godzinę. Ułożył walizy na wózku bagażowym.

– Widzisz, Alex, nie było łatwo, ale przecież nie mieliśmy do czynienia z jakimś wyrafinowanym przestępstwem. W takiej sprawie nawet bym nie śmiał do ciebie zadzwonić, mam od tego swoich ludzi. Dobrze postąpiłem, nieprawdaż?