Выбрать главу

– Tak, byliśmy po właściwej stronie.

– Otóż to. Jeszcze raz ci dziękuję. Pozdrowienia dla sędzi.

– Jak myślisz, czego ode mnie chce? – spytałem.

Uśmiechnął się i w charakterystyczny dla siebie sposób poklepał mnie po plecach.

– Może jej się podobasz. A i ona nieźle się prezentuje, co? Jest samotna, wiesz o tym?

– Stara panna?

– Nie, do diabła! Jest rozwiedziona. Prowadziłem jej sprawę.

Gabinet sędzi z mahoniową boazerią pachniał kwiatami. Severe siedziała za rzeźbionym drewnianym biurkiem o szklanym blacie. Na biurku stał kryształowy wazon z gladiolami. Na ścianie za sędzią wisiało kilkanaście fotografii dwóch nastolatków. Obaj chłopcy mieli jasne włosy. Prężyli się dumnie w strojach futbolistów, nurków i w garniturkach.

– Moja nieznośna parka – wyjaśniła, podążając za moim wzrokiem. – Jeden studiuje w Stanford, drugi sprzedaje fajerwerki w Arrowhead. Nigdy nie wiadomo, co z dziecka wyrośnie, prawda, doktorze?

– Zgadza się.

– Niech pan usiądzie. – Wskazała aksamitną sofę. – Proszę wybaczyć, jeśli potraktowałam pana podczas rozprawy trochę szorstko.

– Nic się nie stało.

– Chciałam po prostu wiedzieć, czy przywiązanie pana Moody’ego do kobiecych ciuszków ma związek ze stanem jego umysłu.

– Moim zdaniem upodobanie do noszenia damskiej bielizny naprawdę nie ma wiele wspólnego z opieką nad dziećmi.

Roześmiała się.

– Trafiają mi się eksperci psychologiczni dwojakiego rodzaju. Nadęte, przemądrzałe autorytety, uważające własne zdanie na każdy temat za święte i niepodważalne… oraz osoby takie jak pan, które nie wygłaszają jednoznacznych opinii, póki nie są one wsparte dokładnymi badaniami.

Wzruszyłem ramionami.

– Rzeczywiście, jestem dokładny.

– Otóż to. Może trochę wina? – Otworzyła drzwiczki kredensu, którego rzeźbienia harmonizowały z kształtem biurka, i wyjęła butelkę oraz dwa kieliszki na wysokich nóżkach.

– Z przyjemnością, Wysoki Sądzie.

– W tym pokoju możemy sobie mówić po imieniu. Jestem Diane. Mogę cię nazywać Alexandrem?

– Wystarczy Alex.

Nalała do kieliszków czerwonego wina.

– Doskonały cabernet, który piję po zakończeniu szczególnie paskudnych spraw. Prawdziwie pokrzepiający trunek.

Wziąłem podany kieliszek.

– Za sprawiedliwość – wzniosła toast Diane.

Wypiliśmy po łyku. Wino było dobre, więc pochwaliłem je głośno.

Popijaliśmy w milczeniu. Sędzia skończyła wino przede mną i odstawiła kieliszek.

– Chcę porozmawiać z tobą o Moodych. Sprawa jest już załatwiona, lecz nie mogę przestać myśleć o tych biednych dzieciach. Czytałam twój raport i zauważyłam, że masz doskonały kontakt z tą rodziną.

– Potrzebowałem trochę czasu, żeby w końcu się przede mną otworzyli.

– Powiedz mi, Alex, czy dzieci zapomną?

– Zadaję sobie to samo pytanie. Wszystko zależy od postawy obojga rodziców. Muszą się dogadać.

Diane zabębniła palcami o brzeg kieliszka.

– Sądzisz, że Richard zabije Darlene?

Jej pytanie mną wstrząsnęło.

– Nie mów tylko, że nie przemknęła ci przez głowę taka myśl… Przecież sam prosiłeś strażnika, żeby miał na niego oko.

– Po prostu chciałem uniknąć nieprzyjemnych scen – odrzekłem. – Ale, hm… tak, sądzę, że jest zdolny do morderstwa. To człowiek nieobliczalny i ogromnie przygnębiony. Wiem, że podczas depresji bywał niebezpieczny. Tak, może próbować zemścić się na byłej żonie.

– A w dodatku nosi kobiece majtki.

Roześmiałem się.

– Istotnie, zdarza mu się to.

– Jeszcze wina?

– Chętnie.

Dolała, odstawiła butelkę i objęła palcami nóżkę swojego kieliszka. Miałem przed sobą nieco surową, lecz atrakcyjną pięćdziesięciolatkę, która w żaden sposób nie starała się ukryć wieku.

– Prawdziwa ofiara losu z tego Moody’ego. I być może potencjalny zabójca.

– Jeśli wpadnie w morderczy nastrój, eks-żona z pewnością stanie się celem. Ona i jej przyjaciel Conley.

– No cóż – mruknęła, przesuwając koniuszkiem języka po wargach – trzeba podchodzić filozoficznie do takich spraw. Jeśli Richard zabije Darlene, motyw będzie oczywisty, ponieważ jego zdaniem ona pieprzy się z niewłaściwym facetem. Miejmy tylko nadzieję, że ten wariat nie wybierze sobie na ofiarę kogoś całkowicie niewinnego… na przykład mnie albo ciebie.

Żartowała czy mówiła poważnie?

– Często myślę o takich sytuacjach – ciągnęła. – Boję się, że nagle jakiś stuknięty frajer uzna mnie za główną przyczynę swoich problemów. Ofiary losu nigdy nie potrafią wziąć odpowiedzialności za swoje gówniane spieprzone życie. Ty nigdy nie miewasz takich obaw?

– Właściwie nie. Kiedy pracowałem w zawodzie, większość moich pacjentów stanowili sympatyczni młodzi ludzie z dobrych rodzin… Bywali zagubieni, ale nie mieli morderczych skłonności. Teraz, od dwóch lat, jestem na emeryturze.

– Wiem. Czytając twój życiorys, dostrzegłam tę lukę. Tyle artykułów, wykłady, szpital, prywatna praktyka… a później pustka. Odszedłeś z pracy po sprawie La Casa de Los Niños czy jeszcze przed nią?

Nie byłem zaskoczony, że wie o tym. Chociaż sprawa zakończyła się już ponad rok temu, pisały o niej wszystkie gazety na pierwszych stronach. Nagłówki były krzykliwe, więc ludzie to zapamiętali. Sam również nie mogłem o niej zapomnieć z powodu pękniętej szczęki, która bolała mnie, ilekroć wzrastała wilgotność powietrza.

– Pół roku przed nią. A potem, sama rozumiesz… Nie miałem ochoty wracać.

– Rola bohatera nie jest zabawna?

– Nawet nie wiem, co to słowo znaczy.

– Nie wierzę. – Popatrzyła mi w oczy, po czym wygładziła brzeg togi. – A teraz pracujesz dla sądu.

– Czasami. Współpracuję tylko z prawnikami, którym ufam, co znacznie zawęża pole zainteresowań… Co jakiś czas o psychologiczną konsultację proszą mnie też bezpośrednio sędziowie.

– Którzy?

– George Landre i Ralph Siegel.

– Przyzwoici faceci. Z George’ em studiowałam. Potrzebujesz dodatkowej pracy?

– Nie szukam jej. Ale jeśli ktoś mnie poprosi, nie odmawiam. Zawsze mogę znaleźć sobie coś innego do roboty.

– Bogata młodzież, co?

– Nie, nie zamierzam na razie wracać do dawnego trybu życia. Na szczęście poczyniłem kiedyś kilka dobrych inwestycji, które stale przynoszą mi przyzwoite pieniądze. Jeśli nie wpadnę w szpony hazardu, przez jakiś czas jeszcze z nich pożyję.

Uśmiechnęła się.

– Jeśli chcesz mieć więcej sądowych konsultacji, chętnie zareklamuję cię w środowisku. Znani psychologowie mają terminy zajęte na cztery miesiące z góry, stale więc poszukujemy ludzi, którzy potrafią wysnuwać odpowiednie wnioski z faktów i przekazać je językiem zrozumiałym dla sędziego. Twój raport był wręcz doskonały.

– Dzięki. Jeśli przyślesz mi akta, nie odmówię.

Skończyła drugi kieliszek.

– Bardzo dobry trunek, prawda? Pochodzi z maleńkiej winnicy w Napa. Winnica działa od trzech lat i nadal przynosi straty, ale wypuściła kilka partii bardzo dobrego czerwonego wina.

Wstała i zaczęła chodzić po pokoju. Wyjęła z kieszeni togi paczkę papierosów Virginia Slims i zapalniczkę. Zapaliła, zaciągając się głęboko dymem i patrząc na ścianę ozdobioną dyplomami i świadectwami.

– Ludzie naprawdę potrafią spieprzyć sobie życie. Jak jasnooka panna Moody. Miła wiejska dziewczyna przeprowadziła się do Los Angeles, żeby zakosztować uroków wielkiego miasta, tu podjęła pracę jako kontrolerka w Safeway i zakochała się w macho, który lubi nosić koronkowe majteczki… Zapomniałam, kim jest z zawodu nasz drogi Richard… Robotnikiem budowlanym?