Выбрать главу

Przerwał. Sądząc z wyrazu twarzy, czuł się chyba nieswojo.

– No i jeśli nam za to płacą. Zresztą nie chciałem tego robić, bo stare dziady i tak były na granicy apopleksji. Gapili się na nią, Nona mnie obmacywała, ja zaś głupawo się uśmiechałem. W końcu dała mi spokój i tanecznym krokiem podeszła do faceta, który miał się następnego dnia żenić… Taki pękaty, mały facio w wielkich okularkach… I wiecie, co zrobiła? Wsunęła mu łapę w gacie! Wtedy zapadła cisza jak makiem zasiał. Facet zrobił się czerwony niczym burak, ale nie mógł zaprotestować, bo kumple uznaliby go za mięczaka. Próbował pokryć zmieszanie tępym uśmiechem. Nona wsuwała mu język do ucha, nie przestając mu gmerać w gaciach. Kumple przyszłego żonkosia zaczęli rechotać, wykrzykiwać wulgarne komentarze. Nasza panna była w świetnym nastroju, odniosłem wrażenie, że macanie tego palanta naprawdę sprawia jej przyjemność. Wreszcie udało mi się ją jakoś uspokoić.

Wyszliśmy. W samochodzie zacząłem na nią wrzeszczeć. Popatrzyła na mnie jak na wariata i spytała, o co mi chodzi. Przecież dostaliśmy wielki napiwek, prawda? Zrozumiałem, że nie ma sensu z nią gadać, więc dałem spokój. Wjechaliśmy na autostradę. Prowadziłem szybko, ponieważ chciałem się od niej uwolnić. Nagle poczułem, że rozpina mi spodnie. Zanim zdołałem się zorientować, miała już w ustach mojego kutasa. Jechaliśmy ponad sto dziesięć kilometrów na godzinę, a ta ciągnęła mi druta i powtarzała w kółko: „Przyznaj, że to uwielbiasz”. Byłem kompletnie bezradny, modliłem się tylko, żeby nas gliny nie zatrzymały. Przecież miała w garści moje jaja, no nie? Kazałem jej przestać, ale nie słuchała i ssała mnie tak długo, aż doszedłem. Następnego dnia poskarżyłem się na nią Jan Rambo. Powiedziałem, że nie będę więcej pracował z tą stukniętą dziewuchą. A szefowa po prostu się roześmiała i oświadczyła, że z tej małej będzie świetna aktorka. Później się dowiedziałem, że odeszła. Odeszła i już.

Opowiadając tę historię, spocił się. Przeprosił nas na chwilę i poszedł do łazienki. Wrócił świeżo uczesany, spryskany dezodorantem i pachnący płynem po goleniu. Zanim zdążył usiąść, Milo podjął przesłuchanie.

– Nie ma pan pojęcia, dokąd się udała?

Carmichael pokręcił głową.

– Zwierzała się panu kiedykolwiek?

– Nie. Nigdy nie poruszała tematów osobistych. Była taka powierzchowna, sztuczna.

– Nie opowiadała, dokąd chciałaby pojechać? Ani razu? Żadnych aluzji?

– Nawet mi nie powiedziała, skąd pochodzi. Jak już mówiłem, pracowaliśmy przy trzech, może czterech skeczach, po czym odeszła z firmy.

– Jak trafiła do Adama i Ewy?

– Nie mam pojęcia. Każdy trafia tam inaczej. Do mnie osobiście zadzwoniła szefowa, bo mnie widziała w Lancelocie.

Niektórym o agencji powiedzieli znajomi. Rambo daje też czasami ogłoszenia w magazynach dla modelek lub rozlepia ulotki w metrze. Zgłasza się do niej więcej chętnych, niż potrzeba.

– No dobrze – zakończył Milo, wstając. – Mam nadzieję, że był pan z nami szczery.

– Całkowicie. Proszę mnie nie wciągać w tę sprawę.

– Zrobię, co w mojej mocy.

Opuściliśmy jego dom. Gdy wsiedliśmy do samochodu, Milo zameldował się w centrali. Nie było dla niego żadnych ważnych wiadomości.

– A zatem, jaką diagnozę stawiasz temu przystojniaczkowi? – spytał.

– Tak na poczekaniu? Hm… Problemy osobowościowe i… prawdopodobnie narcyzm.

– Czyli co?

– Facet ma niskie poczucie własnej wartości, co wyraża się w obsesji na własnym punkcie. Wiesz, siłownia, witaminy, zdrowe odżywianie. Przykłada wielką wagę do swojego ciała.

– Mam wrażenie, że podobnie postępuje połowa mieszkańców Los Angeles – odburknął i włączył silnik. Gdy objeżdżaliśmy, Carmichael wyszedł z domu w kąpielówkach. Niósł deskę do surfingu, ręcznik i olejek do opalania. Kiedy nas zobaczył, uśmiechnął się, pomachał nam i skierował się ku plaży.

Milo postawił samochód na parkingu przed samym wejściem do Zachodniego Centrum Pediatrycznego.

– Nienawidzę szpitali – mruknął w windzie, kiedy jechaliśmy na piąte piętro. Zlokalizowanie Valcroix zajęło mi dobrą chwilę. Badał właśnie pacjenta, więc poczekaliśmy na niego w oddziałowej salce konferencyjnej.

Zjawił się po kwadransie, spojrzał na nas niechętnie i oświadczył Milowi, że ma dla nas niewiele czasu. Kiedy mój przyjaciel zaczął mówić, Augie Valcroix ostentacyjnie wyjął kartę pacjenta. Czytał ją i robił notatki.

Milo potrafi prowadzić przesłuchania, ale z tym człowiekiem nie poszło mu łatwo. Podczas gdy mówił mu to, czego dowiedział się na temat jego romansu z Noną Swope i znajomości z członkami sekty Dotknięcie, Valcroix stale coś czytał lub pisał.

– Skończył pan, detektywie?

– Chwilowo, doktorze.

– Co mam robić? Bronić się?

– Mógłby pan zacząć od wyjaśnienia swojej roli w sprawie zniknięcia chłopca.

– To całkiem proste. Nie brałem w tym żadnego udziału.

– Nie współpracował pan z sektą Dotknięcie?

– Oczywiście, że nie. Kiedyś odwiedziłem siedzibę sekty. I tyle.

– Jaki był cel pańskiej wizyty?

– Poznawczy. Interesują mnie sekty i inne tego rodzaju zjawiska społeczne.

– Wiele się pan od nich nauczył, doktorze?

Valcroix się uśmiechnął.

– Ich środowisko emanowało niezwykłym spokojem i ładem. Policjanci nie mieliby w nim nic do roboty.

– Jak się nazywali ludzie, którzy odwiedzili Swope’ów?

– Mężczyznę nazywają Baronem, kobietę Delilah.

– Nazwiska?

– Nie używają nazwisk.

– Odwiedził pan sektę tylko raz?

– Raz.

– W porządku. Sprawdzimy ten fakt.

– Proszę bardzo.

Milo zmierzył go twardym spojrzeniem. Lekarz uśmiechnął się pogardliwie.

– Czy Nona Swope powiedziała panu o czymś, co mogłoby wskazać miejsce pobytu jej rodziny?

– Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Łączył nas tylko seks.