Выбрать главу

– Doktorze, niech pan lepiej zastanowi się nad swoją sytuacją.

– Tak?! – Jeszcze bardziej zmrużył oczy. – Przerywa mi pan pracę, zadaje głupie pytania związane z moim życiem osobistym i oczekuje pan ode mnie pozytywnego nastawienia?

– Pańskie życie osobiste trudno oddzielić od zawodowego.

– Ależ jest pan wnikliwy.

– Nie ma pan nic więcej do powiedzenia, doktorze?

– A cóż jeszcze chciałby pan usłyszeć? Że lubię pieprzyć babki? W porządku, lubię. Uwielbiam kobiety. Zamierzam przelecieć ich w moim życiu tyle, ile tylko zdołam. A jeśli istnieje życie po śmierci, mam nadzieję, że polega ono na ciągłym pieprzeniu nieskończonej rzeszy gorących chętnych babek. Z tego, co wiem, seks nie jest zbrodnią. A może nasz ukochany kraj przyjął ostatnio jakiś nowy kodeks karny?

– Może pan wracać do pracy, doktorze.

Valcroix zebrał karty pacjentów, obrzucił nas roztargnionym spojrzeniem i wyszedł.

– Co za dupek – mruknął Milo podczas drogi powrotnej do samochodu. – Nie pozwoliłbym, mu opatrzyć nawet zadrapania. – Do przedniej szyby ochrona szpitala przylepiła zawiadomienie o nielegalnym zaparkowaniu. Milo zdarł kartkę i wsunął ją do kieszeni. – Mam nadzieję, że nie jest to typowy przedstawiciel współczesnego świata medycznego.

– Valcroix jest jedyny w swoim rodzaju. I sądzę, że nie zagrzeje tu zbyt długo miejsca.

Skierowaliśmy się na zachód Bulwarem Zachodzącego Słońca.

– Zamierzasz sprawdzić jego historyjkę? – zapytałem.

– Hm… Mógłbym zapytać ludzi z sekty, jak dobrze go znają, jeśli jednak łączy ich coś na kształt spisku, i tak mnie okłamią. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zadzwonię do tamtejszego komisariatu i dowiem się, czy faceta częściej widywano w pobliżu siedziby Dotknięcia. W takich małych miasteczkach szeryf wie zazwyczaj wszystko.

– Znam kogoś, kto może mieć sporo informacji na temat tej sekty. Chcesz, żebym do niego zadzwonił?

– Dlaczego nie? Każdy trop może okazać się cenny. Milo odwiózł mnie do domu. Wszedł do środka i przez dłuższy czas obserwował koi. Stał ze wzrokiem wbitym w kolorowe rybki i uśmiechał się, widząc, jak pożerają kulki, które im rzucał. Zaczął zbierać się do wyjścia.

– Jeszcze trochę, a zostanę tu tak długo, że mi broda zbieleje.

Uścisnęliśmy sobie ręce na pożegnanie, Milo zasalutował mi żartobliwie i odszedł powolnym krokiem. Czekało go dalsze zgłębianie nikczemności ludzkiej natury.

12

Zatelefonowałem na Uniwersytet Kalifornijski do profesora Setha Fiacre’a, mojego starego kolegi, jeszcze ze szkoły, obecnie psychologa społecznego. Wiedziałem, że przez wiele lat studiował rozmaite kulty.

– Cześć, Alex – przywitał się jak zwykle wesoło. – Właśnie wróciłem z Sacramento. Miałem przesłuchanie w senacie. Oczywiście nic nie załatwiłem.

Pożartowaliśmy sobie, po czym objaśniłem mu cel mojego telefonu.

– Dotknięcie? Dziwię się, że w ogóle o nich słyszałeś. Nie są specjalnie znani i nie nawracają innych. Jakiś czas temu nabyli posesję zwaną Ustroniem, dawny klasztor, blisko granicy z Meksykiem.

– A ich przywódca… Matthias?

– Szlachetny Matthias. Kiedyś był prawnikiem. Wtedy nazywał się Norman Matthews.

– Jakiego rodzaju prawem się zajmował?

– Nie wiem. Nie miał dobrej opinii. Praktykował w Beverly Hills.

Prawnik, a teraz guru? Nieprawdopodobna metamorfoza.

– Dlaczego zmienił styl życia? – spytałem.

– Tego również nie wiem. Charyzmatyczni przywódcy miewają podobno kosmiczne wizje. Zwykle doświadczają ich po jakimś traumatycznym przeżyciu. Wiesz, wariacja, którą nazywa się głosem na pustyni. Może zabrakło mu benzyny na pustyni Mojave i ujrzał Boga?

Roześmiałem się.

– Szkoda, że nie mogę ci powiedzieć więcej, ale ta sekta naprawdę stara się nie przyciągać niczyjej uwagi. Zresztą, jest bardzo nieliczna, ma około sześćdziesięciu członków. A ponieważ, jak wspomniałem, nie starają się pozyskać nowych, więc prawdopodobnie liczebność grupy nie wzrośnie. Pojawili się dopiero trzy czy cztery lata temu. Zauważyłem jeszcze coś niezwykłego. Większość członków sekty to ludzie w średnim wieku. Sekty o charakterze ekspansywnym zwykle rekrutują młodzież. W przypadku Dotknięcia żadni rodzice nie wnosili skarg na policję o uprowadzenie dzieci.

– Czy są holistami w kwestiach związanych ze zdrowiem?

– Prawdopodobnie. Większość tego typu sekt to holiści. Holizm jest jednym z syndromów odrzucenia wartości cenionych przez ogół społeczeństwa. Nie słyszałem jednakże, by członkowie Dotknięcia mieli obsesję na tym punkcie. Sądzę, że raczej skupiają się na zdrowej żywności, którą sami produkują. Uprawiają warzywa, tworzą swój świat z dala od cywilizacyjnego zepsucia. Podobnie jak zwolennicy pierwotnych utopii: Oneidy, Ephraty czy też Nowej Harmonii. Mogę spytać, po co ci te wszystkie informacje?

Streściłem mu historię Swope’ów, powiedziałem o decyzji, by nie leczyć Woody’ego, i późniejszej ucieczce całej rodziny.

– Czy Dotknięcie może być twoim zdaniem wplątane w coś takiego, Seth?

– Wydaje mi się to mało prawdopodobne, ponieważ trzymają się na uboczu. Konflikt z renomowanym szpitalem zwróciłby na nich uwagę i tym samym naraził na kontrolę władz.

– Odwiedzili jednak Swope’ów w szpitalu – przypomniałem mu.

– Gdyby byli ekstremistami, nie afiszowaliby się w miejscu publicznym, nie uważasz? Mówiłeś, że ta rodzina mieszka w pobliżu Ustronia?

– Tak. Przynajmniej tak zrozumiałem.

– Może zatem byli po prostu sąsiadami. W tak małym mieście jak La Vista ludzie bywają nieufni wobec obcych, lecz często się solidaryzują. Nawet udają przyjaźń. To dobra strategia, by przetrwać.

– Jeśli już mówimy o przetrwaniu, to z czego się utrzymują?

– Sądzę, że z datków członkowskich. Matthews był jednak bogatym człowiekiem. Może sam finansuje sektę. Dla władzy i prestiżu. Jeśli naprawdę jest samowystarczalna, koszty stałe nie są zbyt wysokie.

– Jeszcze jedna rzecz, Seth. Dlaczego nazwali się Dotknięcie?

Roześmiał się.

– Cholera ich wie. Na to pytanie także nie potrafię odpowiedzieć.

Nieco później tego samego dnia zadzwonił do mnie Mal Worthy.

– Obawiam się, że pani Moody nie otrzymała szczura, ponieważ małżonek przeznaczył dla niej coś większego. Dziś rano znalazła obcego psa… wypatroszonego i powieszonego na klamce tuż przy jego wnętrznościach. Zwierzę było również wykastrowane, a jaja miało wepchnięte w pysk.

Zaniemówiłem z odrazy.

– Co za facet, nie? – ciągnął Mal. – W dodatku wbrew wszelkim regułom ośmielił się zatelefonować. Rozmawiał wczoraj z synkiem i namówił go do ucieczki. Dzieciak posłuchał i policjanci szukali go przez siedem godzin. W końcu znaleźli późno w nocy. Włóczył się po parkingu jakiegoś marketu, osiem kilometrów od domu. Najwyraźniej myślał, że ojciec pojawi się tam i weźmie go do siebie. Nikt nie przyszedł i chłopiec był przerażony do szaleństwa. Biedny malec. Rzecz jasna Darlene szaleje z niepokoju. Zadzwoniła do mnie z prośbą, żebym cię namówił na rozmowę z jej dziećmi. Chodzi przede wszystkim o ich zdrowie psychiczne.

– Czy widziały psa?

– Nie, dzięki Bogu. Posprzątała, zanim zdążyły wyjść przed dom. Jak szybko mógłbyś się z nimi spotkać?

– Dostęp do gabinetu będę miał dopiero w sobotę. – Wynajmowałem na tego typu spotkania gabinet od kolegi po fachu w Brentwood, ale tylko w weekendy.

– Możesz porozmawiać z nimi u mnie. Powiedz tylko kiedy.

– Ściągniesz ich? Wystarczy parę godzin?

– Jasne.

Biura Trenton, Worthy & La Rosa znajdowały się na najwyższym piętrze znanego budynku przy skrzyżowaniu Roxbury i Wilshire. Mal, wystrojony w jedwabno-wełniany granatowy garnitur od Bijana, powitał mnie osobiście w poczekalni i poinformował, że przeznaczył dla mnie swoje biuro. Pamiętałem je jako przepastne pomieszczenie o ciemnych ścianach z wielkim bezkształtnym biurkiem, które przypominało eksponaty z wystawy bardzo awangardowej rzeźby. W dodatku boazeria obwieszona była nowoczesnymi sztychami oraz półkami pełnymi kosztownych – i kruchych – pamiątek. Miejsce nie było idealne na dziecięcą terapię, musiało jednakże wystarczyć.