Выбрать главу

Pokiwał z rezygnacją głową.

– Rozwód jest strasznym wydarzeniem – zauważyłem. – Jak zawsze, gdy coś się rozpada.

Odwrócił wzrok.

– Nic nie szkodzi, że odczuwasz złość, Ricky. Ja również wściekałbym się, gdyby moi rodzice się rozwodzili. Jednak nie wolno ci uciekać. Mogło ci się przydarzyć coś złego.

– Tata się mną zaopiekuje.

– Ricky, wiem, że bardzo kochasz swego tatę. Tak być powinno. Ojciec to dla każdego dziecka ktoś szczególny. I każdy powinien mieć możliwość przebywania ze swoimi dziećmi, nawet po rozwodzie z ich mamą. Mam nadzieję, że pewnego dnia twój tata także będzie mógł cię często widywać. Zabierze cię w różne miejsca, gdzie będziecie się wspaniale razem bawili. Ale teraz… to naprawdę przykre… Teraz nie może spędzać zbyt dużo czasu z tobą i April. Rozumiesz dlaczego?

– Ponieważ jest chory.

– Właśnie. Wiesz, na jaką chorobę cierpi?

Przemyślał sobie moje pytanie.

– Staje się coraz bardziej nerwowy.

– Tak, lecz nie tylko. Nagle dostaje szału, znienacka staje się bardzo smutny albo bardzo wesoły. Czasami bez jakiegokolwiek powodu. Kiedy dostaje szału, może robić okropne rzeczy, na przykład strasznie się z kimś kłócić albo nawet kogoś pobić. Wtedy mógłby się stać niebezpieczny.

– Mógłby kogoś pokonać?!

– Tak, ale mógłby przy tym kogoś skrzywdzić. A ty i April moglibyście zostać przypadkowymi ofiarami. Rozumiesz?

Niechętnie pokiwał głową.

– Nie mówię, że twój tata zawsze będzie chory. Na jego chorobę są leki. Jeśli będzie je brał, wyleczy się. Pomóc mogą również rozmowy z lekarzami, takimi jak ja. Niestety, na razie twój tata nie chce w ogóle przyznać, że potrzebuje pomocy. Z tego względu pani sędzia zakazała mu kontaktów z wami. Póki twój tata nie poczuje się lepiej. Ten zakaz sędzi bardzo go zdenerwował i teraz nazywa wszystkich wokół złymi ludźmi, bo myśli, że chcemy go skrzywdzić. A my naprawdę próbujemy mu pomóc. I chronić was: ciebie i twoją siostrzyczkę.

Popatrzył na mnie bez słowa, po czym wstał i zaczął robić z papieru samolociki. Przez następny kwadrans toczył samotną bitwę, niszcząc miasta, bombardując, krzycząc i rozrywając na strzępy papier, aż wspaniały dywan Mala cały został nim pokryty.

Potem przez kilka minut rysował, ale wyraźnie nie spodobały mu się własne dzieła, ponieważ zgniótł kartki i wrzucił je do kosza na śmieci. Spróbowałem porozmawiać z nim o ucieczce, lecz nie chciał o tym mówić. Znowu wspomniałem o niebezpieczeństwie i nawet mnie słuchał, choć wyglądał na znudzonego. Kiedy go spytałem, czy ponowi swoją próbę, wzruszył tylko ramionami.

Wyprowadziłem go do poczekalni, do biura zaś zaprosiłem Darlene. Miała na sobie różowy podkoszulek z cekinowym wzorkiem i srebrne sandały. Ciemne włosy zaczesała w wysoki kok i spryskała lakierem. Pewnie sporo czasu spędziła nad makijażem, jednak jej twarz pozostała zmęczona, przerażona i przedwcześnie postarzała. Usadowiwszy się na krześle, wyjęła z torebki chusteczkę, którą przekładała z ręki do ręki.

– Musi być pani naprawdę trudno, Darlene – zauważyłem.

Z jej oczu pociekły łzy, które wytarła chusteczką.

– Mój eks-mąż jest wariatem, doktorze. Jego szaleństwo z każdym dniem rośnie. Czuję, że zrobi jakieś głupstwo.

– Jak znoszą to dzieci?

– April to mała przylepa… Sam pan widział. Wprawdzie wstaje po parę razy w nocy i chce spać z nami… Ale jest słodka. Ricky zaś to dla mnie prawdziwe utrapienie, wiecznie nadąsany, nie może zapomnieć o ojcu. Wczoraj obrzucił Carltona stekiem wyzwisk.

– Co zrobił Carlton?

– Zagroził, że następnym razem sprawi mu lanie.

No tak, doskonale.

– Nie powinna pani pozwalać swojemu przyjacielowi na wymierzanie kar dzieciom. Muszą powoli przyzwyczajać się do jego obecności. Jeśli Carlton przejmie kontrolę, syn i córka poczują się porzucone.

– Ależ doktorze, Ricky nie powinien używać takiego języka!

– W takim razie musi pani sobie z nim jakoś poradzić sama. Dzieci powinny wierzyć, że pani najbardziej zależy właśnie na nich. To ważne. Muszą mieć pewność, że czuje się pani za nie odpowiedzialna.

– Zgoda – mruknęła bez entuzjazmu. – Spróbuję.

Wiedziałem, że nie zastosuje się do mojej prośby. W jej sytuacji „próby” niczego nie załatwiały, trzeba się było natychmiast wziąć do działania, co do którego nie przejawiała chęci. A za parę miesięcy ta kobieta będzie się dziwiła, dlaczego jej syn i córka zamknęli się w sobie, są rozdrażnieni, nieszczęśliwi i trudno nad nimi zapanować.

Zrobiłem wszystko, co mogłem. Starałem się ją przekonać, że jej dzieci powinny skorzystać z profesjonalnej pomocy psychologicznej. Wyjaśniłem, że stan April nie budzi na razie poważniejszego niepokoju, lecz dziewczynka czuje się nieco niepewna. Najprawdopodobniej zostanie poddana jedynie krótkotrwałej terapii, która zredukuje do zera ewentualne problemy w przyszłości.

Sprawa Ricky’ego, niestety, wyglądała dużo gorzej. Był zdezorientowany i przepełniony gniewem. Być może znowu ucieknie z domu.

W tym momencie Darlene przerwała mi i oznajmiła, że chłopiec zaczyna się zachowywać jak jego ojciec.

– Pani Moody – odparłem – Ricky musi jakoś wyładować swoją energię.

– Wie pan – wtrąciła – Ricky lepiej rozumie się z Carltonem. Wczoraj grali w bejsbol na podwórku i świetnie się bawili. Wiem, że Carlton będzie miał na niego dobry wpływ.

– Cieszę się. Tyle że wsparcie pana Conleya nie zastąpi profesjonalnej pomocy psychologicznej.

– Doktorze – jęknęła – jestem spłukana. Zdaje pan sobie sprawę z tego, ile kosztują prawnicy? Po dzisiejszym spotkaniu z panem mój adwokat zabierze mi wszystkie pieniądze.

– Istnieją kliniki, które stosują tak zwaną elastyczną taryfę. Opłaty za leczenie pacjentów uzależnione są od ich możliwości finansowych. Dam kilka numerów panu Worthy’emu.

– Czy są daleko? Boję się jeździć autostradami.

– Spróbuję znaleźć położoną blisko waszego domu.

– Dziękuję, doktorze. – Westchnęła, podniosła się i poczekała, aż otworzę i przytrzymam dla niej drzwi.

Patrząc, jak idzie korytarzem, powłócząc nogami niczym staruszka, łatwo było zapomnieć, że ma zaledwie dwadzieścia dziewięć lat.

Podyktowałem swoje spostrzeżenia sekretarce Mala, która zapisała je na sądowej maszynie do stenografowania. Kiedy wyszła, jej szef wyjął butelkę „czarnego” johnny’ego walkera i nalał po pół szklaneczki.

– Dzięki, że przyjechałeś.

– Chętnie do ciebie wpadłem, choć nie wiem, czy w czymś pomogłem. Darlene chyba nie zamierza skorzystać z moich rad.

– Dopilnuję, żeby się do nich zastosowała. Wyjaśnię jej, że są ważne dla całej sprawy.

Przez chwilę w milczeniu sączyliśmy szkocką.

– Nawiasem mówiąc – dodał – jak do tej pory, sędzia nie otrzymała żadnej przykrej przesyłki… Najwidoczniej Moody, choć szalony, nie jest głupi. Wszak Severe i tak jest na niego wściekła. Zadzwoniła do prokuratora i poleciła mu wyznaczyć osobę, która zajmie się sprawą Moody’ego. Prokurator obarczył tym zadaniem wydział z Foothill.

– A tam powiedzieli, że już go szukają.

– Zgadza się. – Wyglądał na zaskoczonego. Wytłumaczyłem, że Milo zatelefonował do Fordebranda.

– Niezłe posunięcie. Napijesz się jeszcze? – Podniósł butelkę. Odmówiłem dolewki. Dobrej szkockiej trudno się oprzeć, jednak rozmowa o Moodym przypomniała mi, że powinienem pozostać trzeźwy.

– Ludzie z Foothill zamierzają go ścigać, sądzą jednak, że ukrywa się gdzieś w Angeles Crest.

– Cudownie.

Park Narodowy Angeles Crest to dwieście czterdzieści trzy tysiące hektarów dziczy otaczającej miasto od północy. Państwo Moody mieszkali blisko Sunland i las był dla Richarda dobrze znanym miejscem, a zatem stanowił naturalne miejsce schronienia. Znaczna część terenu pozostawała niedostępna – można ją było przemierzyć jedynie na piechotę i obeznany z okolicą człowiek potrafiłby się tam ukrywać właściwie bez końca. Las stanowił oazę dla miłośników pieszych wędrówek, wspinaczek. Był także azylem dla gangów motocyklistów, którzy całymi nocami imprezowali w jaskiniach. A w tamtejszych wąwozach i strumykach często odnajdowano ciała zaginionych osób.