Выбрать главу

– Jak się masz, doktorku.

– Cześć, Del. Muszę pilnie porozmawiać z Milem. Dyżurny nie chciał mi nic powiedzieć. Nie wiesz czasem, czy Milo wrócił już z La Visty?

– Nie wrócił, ponieważ wcale tam nie pojechał. Zmiana planów. Od jakiegoś czasu pracowaliśmy nad pewną paskudną sprawą. Wczorajszy dzień wiele wyjaśnił.

– Srający gwałciciel?

– Tak. Złapaliśmy go wreszcie i Milo z kumplem cały ranek przesłuchują drania, odstawiając skecz pod tytułem „Dobry i zły gliniarz”.

– Gratulacje. Mógłbyś mu przekazać, żeby do mnie zadzwonił, jak tylko będzie mógł?

– Coś ważnego?

Wyjaśniłem mu.

– Poczekaj chwilkę. Spytam, czy może zrobić sobie przerwę.

Kilka minut później wrócił do telefonu.

– Powiedział, że zadzwoni do ciebie za pół godziny.

– Wielkie dzięki, Del.

– Nie ma sprawy. Przy okazji, ciągle używam tego strata.

Hardy podobnie jak ja grał na gitarze. Był pierwszorzędnym muzykiem, po godzinach koncertował z kapelą rythmandbluesową. Z wdzięczności za uratowanie życia kupiłem mu klasycznego fendera stratocastera.

– Cieszę się, że dobrze ci służy. Pogramy kiedyś znowu.

– Koniecznie. Przyjdź do klubu ze swoim sprzętem. Na razie, Alex, muszę wracać do pracy.

Zadzwoniłem do Helen i nakazałem jej cierpliwość. Mówiła słabym głosem, więc pocieszałem ją przez chwilę, a następnie poprosiłem, aby mi opowiedziała o swojej pracy. Kiedy się całkowicie uspokoiła, pożegnałem się. Wiedziałem, że nic jej nie będzie. Przynajmniej przez jakiś czas.

Milo zadzwonił godzinę później.

– Nie mogę długo rozmawiać, Alex. Skurwiel musi się dziś przyznać. Wyobraź sobie, że to jakiś student z Arabii Saudyjskiej, krewny rodziny królewskiej. Może komuś się to nie spodoba, ale niech mnie diabli, jeśli facetowi uda się wykręcić immunitetem dyplomatycznym.

– Jak go złapałeś?

– Niestety nie była to żadna genialna akcja policyjna. Po prostu zaatakował kolejną babkę, która miała w torebce gaz. Psiknęła gnojowi w oczy, a kiedy zaczął wrzeszczeć, kopnęła go kolanem w przyrodzenie i zadzwoniła do nas. Taka mała delikatna kobietka – dodał z podziwem. – W mieszkaniu znaleźliśmy przedmioty należące do innych ofiar. Facet sra w gacie, gdy się podnieci albo zdenerwuje. Przesłuchanie było bardzo wesołe. Najśmieszniejsze, że jego pieprzony prawnik siedział w pobliżu, więc też musiał wąchać ten smród.

– Zabawne. Słuchaj, jeśli nie możesz teraz rozmawiać…

– W porządku. Zrobiłem sobie przerwę. Muszę zaczerpnąć powietrza. Del opowiedział mi o aresztowaniu Kubańczyka, więc zadzwoniłem do Houtena, a ten poinformował mnie, co się zdarzyło. Twój przyjaciel doktor jest chyba dość niezrównoważony. Wjechał do miasta dziś rano niczym Gary Cooper w W samo południe. Wpadł do szeryfa i zażądał aresztowania ludzi z Dotknięcia za zamordowanie Swope’ów. Twierdził też, że sekta przetrzymuje w swojej siedzibie chłopca i Nonę. Houten odparł mu, że już ich przepytał, a ja mam przyjechać i ponownie ich przesłuchać, teren zaś gruntownie przetrząśnięto. Melendez-Lynch w ogóle go nie słuchał, obrzucał tylko obelgami, aż w końcu facet musiał go wykopać ze swojego biura. Doktorek wsiadł do samochodu i pojechał prosto do Ustronia.

Aż stęknąłem.

– Poczekaj, to jeszcze nie wszystko. Mają tam dużą żelazną bramę przy wjeździe. Była zamknięta, więc Melendez-Lynch zaczął wrzeszczeć, żeby go natychmiast wpuszczono. Paru ludzi wyszło go uspokoić, a on się na nich rzucił. Nie pozostali mu dłużni i dostał po pysku. Kiedy wrócili do środka, uruchomił samochód i staranował bramę. Wtedy zadzwonili do Houtena, który aresztował twojego przyjaciela za zakłócanie porządku, poczynione szkody i kto wie, za co jeszcze. Podobno doktor zachowywał się jak szaleniec, więc szeryf wpadł na pomysł, że pewnie chcielibyśmy go przesłuchać. Zamknął go zatem i zezwolił mu na jedną rozmowę telefoniczną.

– Niewiarygodne.

Milo się roześmiał.

– Prawda? Gdy myślę o nim, o Valcroix, gdy wspominam historie, które opowiada mi Rick… tracę resztki wiary w nowoczesną medycynę.

– Może Swope’owie również tak uważali?

– Jeśli odkryli to samo co ja, nie dziwię się, że uciekli.

– Niestety niezbyt daleko zaszli.

– Tak. Teraz, po złapaniu Saudyjczyka, ich sprawa stanie się dla mnie najważniejsza. Musi jednak jeszcze trochę poczekać, ponieważ jeśli nie przyciśniemy sracza gwałciciela, facet wymknie się nam i wróci do Rijadu.

Jego słowa mnie zmroziły. Milo zawsze bardzo cenił ludzkie życie i gdyby wierzył, że Woody i Nona żyją, mimo sprawy Saudyjczyka znalazłby sposób na energiczniejsze działania w sprawie Swope’ów.

– Kiedy uznałeś, że nie żyją? – spytałem.

– Co?… Jezu, Alex, przestań analizować. Niczego nie uznałem. Setki policjantów przeszukują kaniony, sprawdzam listy zaginionych przynajmniej dwa, trzy razy dziennie. Nie siedzę bezczynnie na tyłku, na pewno nie! Jednak prawda jest taka, że w jednej sprawie mam aresztowanego, a w drugiej nie. Nad którą byś się skupił na moim miejscu?

– Och, przepraszam, trochę mnie poniosły nerwy. Po prostu trudno mi uwierzyć, że dla malca nie ma już nadziei.

– Wiem, stary – powiedział łagodniej. – Też jestem zdenerwowany. Zbyt wiele czasu spędziłem wśród krwi i szumowin. Bądź ostrożny, Alex. Uważaj, żebyś się za bardzo nie zaangażował. Po raz kolejny.

Mimowolnie dotknąłem pokancerowanej szczęki.

– Postaram się. No dobrze, co zrobimy z Raoulem? Muszę coś powiedzieć jego dziewczynie.

– Nic nie zrobimy. Powiedziałem Houtenowi, że ma go wypuścić, bo facet może i jest walnięty, ale akurat teraz o nic go nie podejrzewamy. Szeryf jednak stwierdził, że Melendeza- Lyncha trzeba zabrać z miasta, bo twój doktorek nie przestaje gadać, odkąd trafił do pudła, a lepiej, żeby nie narobił głupstw w minutę po wyjściu. Skoro uważasz, że potrafisz go uspokoić, zadzwonię do Houtena. Powiem, że jesteś psychologiem, to pewnie go wyda pod twoją opiekę.

– Sam nie wiem – mruknąłem. – Widziałem Raoula podczas napadów złego humoru, ale nigdy w takim stanie.

– Wybór należy do ciebie, Alex. Jeżeli twój przyjaciel nie uspokoi się i nie zgodzi na rozmowę z prawnikiem albo z kimś, kto po niego przyjedzie, posiedzi trochę.

Ujawnienie opinii publicznej aresztowania Melendeza-Lyncha naraziłoby na szwank jego zawodową reputację. Nie znałem żadnej bliskiej mu osoby z wyjątkiem Helen Holroyd, która potrafiłaby go zabrać z La Visty.

– Decyduj, Alex, bo muszę wracać – niecierpliwił się Milo. – A gdy zacznę przesłuchanie, utknę w nim na dobre.

– Dobrze, zadzwoń do szeryfa. Powiedz, że przyjadę, najszybciej jak będę mógł.

– Ależ ty masz dobre serce! Na razie.

Ponownie zatelefonowałem do Helen i powiedziałem, że osobiście dopilnuję uwolnienia szanownego doktora Melendeza-Lyncha. Podziękowała mi wylewnie. Wydało mi się, że zaraz się rozpłacze, więc szybko się rozłączyłem. Dla jej własnego dobra.

15

Wjechałem seville’em na autostradę krótko po dwunastej w południe. Przez pierwszą połowę dwugodzinnej jazdy do La Visty pędziłem, przemierzając przemysłową część Kalifornii. Mijałem stocznie i doki, gigantyczne salony samochodowe, brudne warsztaty i fabryki zatruwające powietrze wyziewami z kominów, do połowy przesłonięte ogromnymi billboardami. Zamknąłem okna, włączyłem klimatyzację i kasetę z Florą Purim.

W Irvine teren przeobraził się nagie w nieskończone obszary zieleni ze spazmatycznie wirującymi zraszaczami, poprzecinane równymi rzędami pomidorów, papryki, truskawek i kukurydzy. Otworzyłem okno i poczułem woń obornika. Po jakimś czasie autostrada zbliżyła się do oceanu i pola ustąpiły bogatym przedmieściom Orange County, których zabudowa stopniowo rzedła aż do drutu kolczastego otaczającego dziko wyglądający zagajnik. Ogrodzone terytorium należało do rządu i podobno znajdowały się tu zakłady testujące broń nuklearną.