Выбрать главу

– Co jeszcze mógłby pan mi o nich powiedzieć? Każdy drobiazg może pomóc.

Zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem, tak intensywnym, że odwróciłem oczy.

– Obawiam się, że nic.

Houten poruszył się niespokojnie na krześle. Zapewne miał wielką ochotę zapalić. Jego ręka powędrowała do paczki papierosów, lecz się zatrzymała.

– Chcę zaczerpnąć świeżego powietrza – oświadczył nagle i wyszedł.

Matthias nie zareagował, jakby nie zauważył jego zniknięcia.

– Zatem… nie znałeś dobrze tej rodziny – podjąłem. – A jednak dwoje spośród twoich ludzi odwiedziło rodziców chłopca w szpitalu. Nie podważamy tego, co powiedziałeś, lecz prosiłbym o szczegółowe wyjaśnienie tej wizyty.

Westchnął.

– Mieliśmy do załatwienia pewną sprawę w Los Angeles. Do wykonania zadania wyznaczyłem Barona i Delilah. Uznaliśmy, że dobrze by było złożyć Swope’om wizytę, więc zawieźli im świeże owoce z naszego sadu.

– Ach tak – uśmiechnąłem się prowokacyjnie – zapewne do celów leczniczych.

– Nie. Do zjedzenia dla przyjemności.

– Zatem była to wizyta towarzyska.

– W pewnym sensie.

– To znaczy?

– Nie jesteśmy towarzyscy. Nie tracimy czasu na próżne pogawędki. Szpitalne odwiedziny to akt dobrej woli ze strony moich ludzi, nie zaś część jakiegoś nikczemnego spisku czy potajemnego planu. Nikt nie próbował się wtrącać w sposób leczenia dziecka. Poprosiłem Barona i Delilah, aby przyłączyli się do nas na chwilę, toteż będziesz miał okazję uzyskać informacje bezpośrednio od nich.

– Doceniam to.

Na samym środku blizny na jego czole pulsowała żyła. Patrzył na mnie z roztargnioną miną, która coś mi przypomniała. Owo skojarzenie nasunęło mi kolejne pytanie.

– Woody’ego leczył doktor August Valcroix. Powiedział, że był u was. Pamiętasz?

Guru zakręcił na palcu koniuszek brody.

– Kilka razy do roku organizujemy seminaria na temat naturalnego ogrodnictwa i medytacji. Nie pragniemy nikogo nawracać. Chcemy raczej oświecać. Być może twój znajomy uczestniczył w którymś z nich. Nie pamiętam go.

Podałem mu rysopis Valcroix, co jednak w niczym mu nie pomogło.

– W takim razie to wszystko. Doceniam twoją pomoc.

Siedział bez ruchu. W skąpym świetle pokoju jego źrenice mocno się rozszerzyły. Widać było jedynie cienki pasek bladej tęczówki. Prawdziwie hipnotyzujące oczy – podstawowy warunek charyzmy.

– Jeśli masz jeszcze jakieś pytania, zadaj je.

– Nie mam już pytań dotyczących Swope’ów, ale chciałbym usłyszeć nieco więcej szczegółów dotyczących waszej filozofii.

Skinął głową.

– Jesteśmy uchodźcami z poprzedniego życia. Wybraliśmy nowy żywot, który kładzie nacisk na duchowe oczyszczenie i pracowitość. Unikamy zatrutego środowiska i staramy się osiągnąć samowystarczalność. Wierzymy, że przez korzystną zmianę samych siebie pomnażamy pozytywną energię we wszechświecie.

Typowe bzdury. Niczym credo New Age.

– Nie jesteśmy zabójcami – dodał.

Zanim zdołałem coś powiedzieć, do pokoju weszła zapowiedziana para.

Matthias wstał i wyszedł, nawet nie kiwnąwszy głową, ani swoim nowo przybyłym wyznawcom, ani mnie. Mężczyzna i kobieta zajęli dwa puste miejsca. Wszystko odbyło się automatycznie – jakby ci ludzie byli częściami zamiennymi w jakiejś gładko funkcjonującej machinie.

Siedzieli z rękoma na kolanach – niczym dwoje przykładnych uczniów – z nieobecnym uśmiechem osób „odrodzonych” lub po lobotomii.

Ich widok nie poprawił mi nastroju, szczególnie że rozpoznałem oboje.

Średniego wzrostu, szczupły mężczyzna, który nazywał siebie Baronem, miał – podobnie jak Matthias – krótko przycięte włosy i zaniedbaną brodę, ale w jego przypadku efekt był zdecydowanie mniej korzystny. Jego włosy były jasno-kasztanowe i rzadkie, pod kędziorkami baczków prześwitywała skóra, policzki natomiast pokrywał miękki puch, toteż twarz na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie brudnej.

Na studiach znałem go jako Barry’ego Graffiusa. Choć starszy ode mnie (teraz miał pewnie nieco po czterdziestce), był jedynie o rok wyżej; późno zaczął. Zdecydował się zostać: psychologiem dopiero wówczas, gdy sprawdził już niemal wszystkie inne możliwości.

Pochodził z bardzo majętnej rodziny, doskonale znanej w przemysłowym światku naszego miasta, i należał do tego typu bogatych dzieciaków, które nie potrafią znaleźć sensu własnej egzystencji i pogrążają się w bezładnej szamotaninie; brakuje im ambicji i bodźców do zmiany stylu życia, ponieważ nigdy im niczego nie brakowało. Ludzie twierdzili, że Barry’ego zniszczyły pieniądze, lecz być może mówili tak z zawiści. Faktem jest, że Graffius był najbardziej niełubianą osobą na wydziale.

Zawsze starałem się być wyrozumiały dla innych, jednak Barrym jednoznacznie pogardzałem. Był krzykliwym, kłótliwym natrętem. Starał się na każdym seminarium zrobić wrażenie na wykładowcach, toteż zarzucał wszystkich niemającymi nic wspólnego z tematem cytatami i statystykami. Obrażał innych studentów, tyranizował potulnych, grał adwokata diabła z nieodmiennie złośliwą satysfakcją.

I chwalił się swoim bogactwem.

Większość z nas musiała się bardzo starać, aby związać koniec z końcem. Stypendia nie wystarczały na studenckie życie, więc dorabialiśmy, gdzie się dało. Graffius zaś ostentacyjnie zjawiał się na zajęciach w ręcznie szytych strojach ze skóry, skarżył się na rachunki za naprawę swojego luksusowego auta i lamentował z powodu wysokich podatków. Bez przerwy rzucał też nazwiskami znanych ludzi i opowiadał o wystawnych hollywoodzkich przyjęciach, mamiąc nam oczy mirażem czarownego świata, który pozostawał poza naszym zasięgiem.

Słyszałem, że po ukończeniu studiów zaczął praktykować na Bedford Drive – reprezentacyjnej ulicy bogaczy z Beverly Hills. Podobno zamierzał zbić dzięki koneksjom majątek i zostać „terapeutą gwiazd”.

Nietrudno było zgadnąć, gdzie spotkał Normana Matthewsa.

Graffius również mnie rozpoznał. Zorientowałem się natychmiast, bo gwałtownie zamrugał wodnistymi brązowymi oczyma. Kiedy tak na siebie patrzyliśmy, zauważyłem u niego narastający strach. Strach przed zdemaskowaniem.

Jego poprzednia tożsamość nie była oczywiście sekretem. Teraz jednak wyraźnie nie chciał mieć do czynienia z ludźmi z przeszłości. Osobom, które uważają, że rozpoczęły nowe życie, przeszłość kojarzy się często z ekshumacją własnych gnijących zwłok.

Nie nawiązałem do czasów studenckich, byłem jednak ciekaw, czy Graffius wspomni Matthiasowi o znajomości ze mną.

Jego towarzyszka była starsza, niezwykle ładna mimo nietwarzowej fryzury – końskiego ogona – i braku makijażu, czyli najwyraźniej typowego image’u dla kobiet z Dotknięcia. Delilah miała oblicze madonny, cerę w kolorze kości słoniowej, kruczoczarne włosy przetkane siwizną i drapieżne cygańskie oczy. Beverly Lucas nazwała ją „gorącym towarem sprzed trzech dekad”, lecz uznałem to określenie za niesprawiedliwe, po kobiecemu zawistne. Może gdyby znała prawdziwy wiek tej kobiety, potraktowałaby ją mniej krytycznie.

Delilah rzeczywiście wyglądała na dobrze utrzymaną pięćdziesięciolatkę, wiedziałem jednak, że ma przynajmniej sześćdziesiąt pięć lat.

Nie nakręciła żadnego filmu od 1951 roku, czyli od czasu moich narodzin.

Desiree Layne, królowa niskobudżetowego czarnego kina. Będąc w college’u, obejrzałem wiele jej filmów, szczególnie pamiętam te z tygodnia egzaminów końcowych: Upiorną pannę młodą, Cień na moim progu, Dzikie miejsce, Tajemniczego wielbiciela.