Выбрать главу

Odpowiedź znajdowała się na końcu książki. Minęło kilka minut, zanim pojąłem pełne znaczenie przeczytanych właśnie słów, aż odkryłem niewypowiedziany, lecz boleśnie logiczny wniosek.

Niemal zesztywniałem z napięcia, pot spływał mi po plecach, serce łomotało, oddech był coraz szybszy. To pomieszczenie to prawdziwe siedlisko zła. Musiałem z niego natychmiast wyjść!

Pospiesznie zebrałem niebieskie segregatory i umieściłem w kartonowym pudle, które wraz z moimi narzędziami zniosłem po drabinie do sypialni. Później szaleńczo, chwiejąc się na nogach, zbiegłem na oślep po schodach. Kilkoma krokami przemierzyłem lodowaty salon.

Trochę szamotałem się z zamkiem przy frontowych drzwiach, zanim wreszcie zdołałem je otworzyć. Stałem na zbutwiałym ganku, póki nie odzyskałem oddechu.

Powitała mnie cisza, potworna w swym milczeniu. Nigdy nie czułem się tak przeraźliwie samotny.

Uciekłem, nie odwracając się za siebie.

22

Wcześniej – podobnie jak większość osób – odrzuciłem podejrzenia Raoula, jakoby Woody’ego Swope’a uprowadzili członkowie sekty Dotknięcie. Teraz nie byłem już tego taki pewien.

W ogrodach Ustronia nie dostrzegłem żadnych odbiegających od normy roślin, zatem Matthias okłamał mnie, mówiąc, że kupował nasiona od Swope’ów. Z pozoru kłamstwo wydawało się mało znaczące i bezcelowe. Wiedziałem jednakże, że ludzie kłamią często po to, by odciągnąć czyjąś uwagę od innych spraw. Może guru wymyślił powód spotkań przedstawicieli jego sekty z małżeństwem Swope’ów, gdyż pragnął ukryć łączący ich głębszy związek?

Rozmyślałem nad tym oszustwem. Rozważałem też szczegóły swojej pierwszej wizyty w Ustroniu, która – z perspektywy czasu – wydała mi się podejrzanie dobrze wyreżyserowana. Uznałem, że Matthias zbyt łatwo przystał na moje odwiedziny w siedzibie sekty, a w trakcie rozmowy był za bardzo uległy i skłonny do współpracy. Jak na tak hermetyczną sektę, Dotknięcie i jego przywódca okazali się wyjątkowo chętni do współpracy, skoro zezwolili całkowicie obcej osobie, czyli mnie, szwendać się po całym terenie.

Czy oznaczało to, że sekta nie ma nic do ukrycia? A może raczej tak dobrze ukryli swój sekret, że jego odkrycie uważali za niemożliwe?

Pomyślałem o Woodym. Może mimo wszystko chłopiec nadal żył? Jednak… jak długo pożyje? Zżerała go choroba i w każdej chwili mogło stać się to najgorsze.

Tak czy owak, jeśli Matthias rzeczywiście ukrył chłopca gdzieś na swoim terenie, szansą na odnalezienie dziecka była tylko mniej oficjalna wizyta.

Pamiętałem drogę, którą Houten jechał do Ustronia. Skręcił w prawo na rozwidleniu tuż za rogatkami La Visty. Ponieważ nie chciałem, by ktokolwiek mnie zobaczył, musiałem wybrać inny szlak. Skupiłem się, przypominając sobie mapę hrabstwa. O ile się nie myliłem, jechałem teraz ścieżką prostopadłą do tamtej drogi. Przyspieszyłem, jadąc ze zgaszonymi światłami, i wkrótce znalazłem się nieopodal bramy dawnego klasztoru.

Ukryłem seville’a pod wysokimi drzewami i ruszyłem do wejścia. Nożyce do cięcia drutu miałem za pasem, latarkę w kieszeni kurtki, łom – w rękawie. Podczas burzy z piorunami nie miałbym szans.

Moja nadzieja na to, że uda mi się wejść ukradkiem, rozwiała się na widok członka sekty patrolującego teren za bramą. Jego biała szata wyraźnie była widoczna w ciemnościach; luźny strój falował, gdy mężczyzna chodził w tę i z powrotem. U pasa miał zawieszoną skórzaną saszetkę.

Zrozumiałem, że zaszedłem już za daleko i nie mogę zawrócić. Nie miałem wyboru. Ostrożnie ruszyłem przed siebie. Po bliższych oględzinach stwierdziłem, że strażnikiem jest braciszek Baron, dawniejszy Barry Graffius. Bardzo mnie to ucieszyło. Nie mam gwałtownego usposobienia i zaczynałem już odczuwać wyrzuty sumienia na myśl, że muszę użyć siły. Jednakże Graffius w pełni zasłużył sobie na lanie.

Podkradłem się. Przez gałęzie krzaków widziałem, jak Baron kontynuuje swoją wędrówkę. W pewnym momencie zatrzymał się, zmuszając mnie do działania. Wydałem z siebie cichy syk. Baron drgnął, odwrócił się, szukając źródła dźwięku. Później podszedł do bramy i wyjrzał za nią, węsząc niczym pies gończy.

Wstrzymałem oddech, a on podjął przerwany spacer. Po chwili zrobił kolejną przerwę, tym razem obliczoną na zidentyfikowanie niepokojącego dźwięku… Znowu syknąłem.

Baron sięgnął pod bluzę i wyjął pistolet. Zrobił krok do przodu i wycelował broń w moim kierunku.

Poczekałem, aż zastygł w miejscu, i ponownie syknąłem. Tym razem zaklął głośno i przycisnął brzuch do żelaznych sztab bramy. Dostrzegłem jego oczy – wytrzeszczone w nerwowej niepewności. Wciąż mierzył z pistoletu.

Kiedy lufa odsunęła się ode mnie, dopadłem bramy, wsunąłem rękę, złapałem za broń i szarpnąłem ku sobie. Pociągnąłem tak mocno, że Baron krzyknął z bólu i wypuścił pistolet. Uderzyłem go pięścią w splot słoneczny, a kiedy jęknął, zastosowałem sztuczkę, której nauczyłem się od Jaroslava. Złapałem przeciwnika za szyję, odszukałem właściwe miejsce i ucisnąłem aortę, odcinając na moment dopływ krwi.

Po chwili Baron zrobił się bezwładny i zemdlał. Ostrożnie opuściłem go na ziemię. Przetoczyłem go na bok i otworzyłem saszetkę. Wyłowiłem z niej torebkę odświeżających cukierków miętowych, woreczek pestek słonecznikowych i kółko z kluczami.

Zabrałem klucze i otworzyłem nimi bramę. Schowałem narzędzia i pistolet, wszedłem do środka, a następnie zamknąłem bramę na klucz.

Zdjęcie ubrania z Barona okazało się trudniejsze, niż sądziłem. Wykorzystałem części jego garderoby do związania mu rąk i nóg. Kiedy skończyłem, ciężko dyszałem z wysiłku. Upewniwszy się, że mój więzień może oddychać przez nos, zakneblowałem mu usta jego własną skarpetą.

Wiedziałem, że wkrótce odzyska przytomność. Ponieważ nie chciałem, by został odkryty, chwyciłem go pod ramiona, zaciągnąłem między sukulenty i położyłem między dwiema sekwojami.

Zebrawszy narzędzia i broń, rozpocząłem wędrówkę do Ustronia.

Blado-bursztynowe światło połyskiwało nad drzwiami świątyni, natomiast krucyfiks ponad dzwonnicą wydawał się płonąć. Teren patrolowało dwóch mężczyzn z sekty. Przed wejściem pojawiali się co dziesięć minut.

Zmarnowałem trochę czasu, przechodząc przez wiadukt, ponieważ – żeby mnie nie zauważyli – często kucałem lub kryłem się za jego kolumnami. W ścianie po prawej stronie głównego budynku znajdowała się półkolista brama. W odpowiedniej chwili podbiegłem do niej. Nie była zamknięta na klucz, więc szybko się przez nią przedostałem.

Znalazłem się na jednym z wielu dziedzińców, które zauważyłem podczas mojej pierwszej wizyty – trawiastym prostokącie obrzeżonym z trzech stron żywopłotem, z czwartej natomiast kościelnym murem. Na drugim końcu trawnika stał kamienny zegar słoneczny.

Okna kościoła zakryto zasłonami, ale z jednego padało trochę światła na trawę. Postanowiłem przez nie zajrzeć, lecz okno znajdowało się zbyt wysoko, a na otynkowanych ścianach nie dostrzegłem występów, na których mógłbym oprzeć stopy.

Szukałem jakiegoś podwyższenia, ale zauważyłem jedynie zegar słoneczny. Był z litego kamienia i wydał mi się zbyt ciężki do podniesienia. W dodatku jego podstawę obrosły korzenie. Kołysząc nim w tył i w przód, zdołałem go jednak jakoś oderwać od ziemi. Z wysiłkiem podtoczyłem go do okna, wspiąłem się na niego i zajrzałem przez szparę w brokatowej zasłonie.

Ogromne zwieńczone kopułą pomieszczenie było jasno oświetlone. Ściany zdobiły biblijne malowidła – tak jaskrawe, że aż trywialne. Pośrodku sali na grubym miękkim materacu siedział po turecku nagi Matthias. Miał białe ciało i był chudy jak fakir. Pod ścianami leżały inne materace. Siedzieli na nich w kucki członkowie sekty, całkowicie ubrani, mężczyźni po lewej, kobiety po prawej stronie.