Выбрать главу

Zesztywniała, odsunęła się od chłopca, położyła delikatnie jego główkę na poduszce i wyszła z pokoju. Podążyłem za nią do kuchni, nie spuszczając wzroku z noża w zlewie. Nona stanęła na palcach, zdjęła z górnej półki kredensu butelkę whisky Southern Comfort, nalała sobie połowę kubka od kawy, oparła się o ladę i wypiła. Najwyraźniej nie była przyzwyczajona do picia mocnych trunków, ponieważ skrzywiła się i rozkaszlała.

Poklepałem ją po plecach i pomogłem usiąść na krześle. Wzięła ze sobą butelkę. Usiadłem naprzeciwko i poczekałem, aż Nona przestanie kasłać. Gdy się uspokoiła, kontynuowałem:

– Najpierw ojciec przeprowadził serię eksperymentów związanych ze skomplikowanym szczepieniem roślin. Robił dziwaczne rzeczy, lecz nie popełniał żadnych przestępstw. Póki nie zauważył, że dorosłaś.

Napełniła ponownie kubek, odrzuciła głowę w tył i wlała sobie płyn do gardła. Udawała twardą osobę, którą wcale nie była.

Kiedyś nie musiała być twarda. Maimon zapamiętał ją jako ładną, rudowłosą dziewczynkę, stale uśmiechniętą i przyjaźnie nastawioną do ludzi. Powiedział, że zmieniła się mniej więcej wtedy, kiedy ukończyła dwanaście lat. Nie wiedział dlaczego.

Ja jednak wiedziałem.

Nona osiągnęła dojrzałość płciową na trzy miesiące przed swoimi dwunastymi urodzinami. Garland Swope zarejestrował ten dzień jako własne odkrycie: „Eureka! – napisał – Annona zakwitła. Brakuje jej może intelektualnej głębi, ale jakaż fizyczna perfekcja! Towar pierwszej jakości…”

Był szczerze zafascynowany transformacjami jej ciała i opisywał je w terminach botanicznych. Obserwował rozwój córki i powoli w jego szalonym umyśle skrystalizował się ohydny pomysł.

Swope miał umysł analityczny niczym doktor Mengele. Zaplanował uwiedzenie z precyzją eksperymentu naukowego.

Pierwszym krokiem miała być dehumanizacja ofiary. Aby usprawiedliwić gwałt, przeklasyfikował dziewczynę – najpierw przestał myśleć o niej jak o córce, potem jak o człowieku. Stała się po prostu egzemplarzem nowego egzotycznego gatunku. Annona zingiber. Annona ruda. Słupek do zapylenia.

Następnie szalony mózg Swope’a doprowadził do semantycznego wypaczenia samego gwałtu. Codziennych wycieczek do lasu za oranżerią mężczyzna nie nazywał kazirodztwem, ale tylko nowym, intrygującym projektem. Dopełnieniem badań nad chowem wsobnym.

Codziennie czekał podniecony na powrót Nony ze szkoły, potem brał ją za rękę i prowadził w ciemność. W odpowiednim miejscu rozkładał koc na ziemi zasypanej miękkimi sosnowymi igłami i wszelkimi sposobami usiłował przełamać niechęć dziewczynki. Przez całe pół roku zmuszał córkę do stymulacji oralnej swojego penisa, po tym okresie zgwałcił ją, wchodząc tylko częściowo w jej młode ciało, nasieniem zaś obdarzył ziemię.

Wieczory poświęcał na rejestrację danych. Wspinał się na strych i – nie szczędząc szczegółów – opisywał w notesie każdy stosunek. Był równie dokładny jak podczas wcześniejszych eksperymentów.

Z dzienników wynikało, że drobiazgowo informował żonę o postępie badań. Początkowo słabo protestowała, potem przestała i biernie pozwalała mężowi na wszystko. Spełniała każdy jego rozkaz.

Zapłodnienie dziewczynki nie było przypadkowe. Przeciwnie, stanowiło ostateczny cel Swope’a, skalkulowany i przemyślany. Był cierpliwy i metodyczny, toteż poczekał, aż córka nieco podrośnie (czyli ukończy czternaście lat) i dopiero wówczas uczynił ją ciężarną. Chciał zoptymalizować zdrowie płodu. Wykreślał nawet cykl menstruacyjny córki, aby ustalić dzień owulacji. Powstrzymywał się od obcowania z nią przez wiele dni, dzięki czemu zamierzał zwiększyć ilość spermy.

Dokonał pierwszej próby. Przyjemność sprawiło mu przerwanie błony dziewiczej dziewczynki, później ucieszył się z jej rosnącego brzucha. W swoim mniemaniu stworzył nową odmianę!

Powiedziałem jej, co wiem, ubierając historię w łagodne słowa. Miałem nadzieję, że Nona dostrzeże moje współczucie i osiągniemy porozumienie. Słuchała mnie jednak z obojętnym wyrazem twarzy i tak długo popijała southern comfort, aż opadły jej powieki.

– On pastwił się nad tobą, Nono. Wykorzystał cię, a gdy przestał potrzebować, odrzucił.

Ledwie dostrzegalnie kiwnęła głową.

– Musiałaś być bardzo przerażona. W tak młodym wieku w ciąży… A potem wysłał cię daleko stąd, byś urodziła w sekrecie dziecko.

– Banda lesbijek – wybełkotała.

– Zakon Madronas? Nalała sobie kolejny kubek.

– Tak, kurwa. Byłam u Las Pieprzonas Madronas. W domu dla pieprzonych złych małych dziewczynek. W pieprzonym Meksyku. – Na chwilę opadła jej głowa, lecz otrząsnęła się i sięgnęła po butelkę. – Wielkie, tłuste, pieprzone, oschłe lesby zarządzały tym miejscem. Wiecznie wrzeszczały, dokuczały nam i pomiatały nami. Nazywały nas zwykłymi śmieciami. Dziwkami.

Maimon dobrze zapamiętał poranek, kiedy opuszczała miasto. Opisał mi ją, jak czekała z walizką na środku drogi. Przestraszona mała dziewczynka, której odebrano wszelką radość życia. I wygnano z miasta, by odpokutowała za grzechy kogoś innego.

Maimon zauważył też, że wróciła odmieniona. Cichsza, przybita, jakby pokonana. I zepsuta.

Odezwała się, bełkocząc pijacko:

– Bardzo mnie bolało, gdy rodziłam mojego synka. Krzyczałam, a zakonnice zatykały mi usta. Wydawało mi się, że zaraz się rozpadnę. Kiedy poród się skończył, nawet nie pozwolili mi potrzymać Woody’ego. Natychmiast zabrali go ode mnie. To było moje dziecko, a oni mi je odebrali! Zebrałam siły, usiadłam i spojrzałam na niego. Myślałam, że serce mi pęknie. Chłopczyk miał rude włoski, dokładnie takie same jak ja. – Pokręciła głową, przybita wspomnieniem. – Sądziłam, że po powrocie do domu pozwolą mi go zatrzymać. Ale ojciec się nie zgodził. Powiedział, że jestem niczym, zerem… Tylko naczyniem. Naczynie! Eleganckie określenie dla cipy. Takiej, co to nadaje się jedynie do pieprzenia. Powiedział mi, że nie jestem prawdziwą mamą. Moja matka już sobie zagarnęła moje dziecko. Ja byłam wyłącznie naczyniem. Gówniarę wykorzystano i wyrzucono na śmietnik. Teraz dorośli mieli przejąć kontrolę.

Opuściła głowę na stół i zakwiliła niczym bezbronne kocię.

Pogłaskałem ją po karku i wygłosiłem kilka pocieszających formułek. Nawet w tym stanie zareagowała odruchowo na męski dotyk – podniosła ku mnie piękną twarz, błysnęła uwodzicielskim uśmiechem i pochyliła się do przodu, ukazując sporą część piersi w dekolcie koszulki.

Pokręciłem głową, a wtedy Nona odwróciła się zawstydzona.

Miałem dla niej tak wiele współczucia, że ta empatia wręcz sprawiała mi fizyczny ból. Znałem wiele słów o działaniu terapeutycznym, uznałem jednak, że nadeszła pora, by namówić dziewczynę do współpracy. Leżący w pokoiku obok chłopiec potrzebował natychmiastowej pomocy. Przygotowałem się na zabranie go z przyczepy wbrew woli młodej matki, nie chciałem jednakże być sprawcą kolejnego porwania. Dla dobra ich obojga.

– To nie ty zabrałaś Woody’ego ze szpitala, prawda? Tak bardzo go kochasz, że na pewno nie naraziłabyś go na niebezpieczeństwo.

– Oczywiście, że nie ja – odparła ze łzami w oczach. – Oni to zrobili. Ponieważ nie chcieli, żebym była dla niego mamą. Przez tyle lat pozwalałam sobą pomiatać. Traktowali mnie jak śmiecia. Schodziłam im z drogi, podczas gdy oni wychowywali go po swojemu. Nie zdradziłam mu prawdy, bo bałam się, że zwariuje, że nie poradzi sobie z tym. Przez to milczenie każdego dnia umierałam od nowa. – Podniosła smukłą dłoń i przyłożyła do serca, drugą chwyciła kubek, który osuszyła jednym haustem. – Kiedy zachorował, poczułam się tak, jakby wypruwano ze mnie wnętrzności. Postanowiłam odzyskać prawo do swojego dziecka. Długo się nad tym zastanawiałam, gdy przesiadywałam z Woodym w plastikowym pomieszczeniu i obserwowałam, jak śpi. Moje maleństwo. W końcu się zdecydowałam. Pewnej nocy w motelu oświadczyłam, że mam dość ich kłamstw. Że od tej pory sama się będę opiekować moim dzieckiem… Oni, a zwłaszcza on… śmiał się ze mnie. Drwił ze mnie i mówił, że do niczego się nie nadaję. Że jestem tylko pieprzonym naczyniem! Że powinnam zniknąć, gdyż tak będzie najlepiej dla nas wszystkich. Tym razem jednak nie dałam się pokonać. Wygarnęłam im wszystko. Wołałam, że są źli. Że są grzesznikami. Że ten rak… ta choroba… jest karą za ich czyny. Powiedziałam, że to właśnie oni do niczego się nie nadają. I że zamierzam wszystkim powiedzieć prawdę. Lekarzom, pielęgniarkom. Kiedy ludzie się dowiedzą, wyrzucą ich ze szpitala i oddadzą dziecko mnie, prawowitej matce.