Zanim jednak sam, na własne oczy zobaczyłem Zamek z lotu ptaka i zapoznałem się z różnymi jego osobliwościami, musiałem polegać na przewodnictwie Nocnego Śpiewaka. Wiodąc mnie dziwnymi trasami, przez dziesiątki schodów, dziedzińców, tarasów i korytarzy, z pasją i dumą objaśniał mi konstrukcję siedziby Kręgu, jakby sam był jej autorem. Zwracał moją uwagę na takie rzeczy, jak sadzawki zaprojektowane na płaskich dachach, mogące służyć jednocześnie za zbiorniki przeciwpożarowe, estakady skracające drogi między odległymi rejonami, jakieś wyjątkowo udane więźby dachowe i nietypowe rozwiązania, gdy chodziło o rozmieszczenie ramp dla Wędrowców. „Chcę zostać budowniczym” – zwierzył się, a oczy lśniły mu jak dwie gwiazdy.
„To nie będziesz Stworzycielem?” – spytałem bardzo głupio, bo skołował mnie całkiem tym natłokiem wiadomości. Spojrzał na mnie z pobłażliwym rozbawieniem.
„Ależ Stworzyciel to nie jest żaden zawód. Tak samo jak Tkacz Iluzji. Nie chciałbym obijać się przez całe życie, korzystając tylko z talentu. A ty kim zostaniesz?”
Nikt jeszcze nie zapytał mnie o coś takiego, ale na szczęście zastanawiałem się już kiedyś nad tą sprawą.
„Biologiem, specjalistą od smoków” – odparłem zdecydowanie. Nie było to żadne konkretne rzemiosło, ale najbardziej mnie pociągało.
Akurat przechodziliśmy obok jakiegoś ładnego domku, którego łukowate okna otoczone były freskami stylizowanych kwiatów. Uwaga Nocnego Śpiewaka odpłynęła. Zza nie domkniętych okiennic wyglądały kobiece twarze. Na uróżowanych policzkach namalowane miały nieduże, kolorowe kwiatki; oczy grubo podkreśliły czarnym tuszem. Nie padało, ale w powietrzu unosiła się wilgoć, więc niektóre osłaniały włosy leciutkimi szalami, chroniąc kunsztowne fryzury. Nietrudno było domyślić się przeznaczenia tego miejsca. Nocny Śpiewak rozdawał uśmiechy i pocałunki, przekomarzał się z dziewczętami. Najwyraźniej dobrze znał je wszystkie. Przypominały stadko barwnych motyli i przyjemnie było na nie popatrzeć. Przez moment jednak mignął w jednym z okien ktoś jeszcze. Jasna twarz, jakby nigdy nie wystawiana na słońce, delikatne rysy i oczy podmalowane na niebiesko, obowiązkowy kwiatek na policzku, tuż pod okiem, ale nie miałem wątpliwości: chłopiec. Humor skwaśniał mi błyskawicznie.
„Nazywamy to Ogródkiem” – objaśnił Nocny Śpiewak, gdy poszliśmy dalej. – „Pytały, kim jest ten ładny chłopak, którego przyprowadziłem, i czy je niedługo odwiedzisz.”
Speszyłem się.
„Raczej nie. Nie podobały mi się. Uśmiech im nie sięgał oczu. Tylko jedna ucieszyła się tak naprawdę.”
„Która?” – zainteresował się Nocny Śpiewak.
„Ta z warkoczem i żółtą wstążką na czole.”
„Jesteś cholernie spostrzegawczy” – przekazał z szacunkiem, a jednocześnie z jakby lekkim niepokojem, którego wtedy nie mogłem zrozumieć.
„To część talentu. Tam są…” – zawahałem się – „nie tylko dziewczęta.”
Nocny Śpiewak wzruszył ramionami i otworzył przede mną drzwi naszej komnatki, gdyż właśnie doszliśmy na miejsce.
„Takie jest życie, bracie. Przywykniesz.”
Wszystkie „połówki” mieszkały na najniższym poziomie tej samej galerii, identycznej z tą, którą zwiedziłem podczas pierwszej bytności w Zamku. Takie same zarośla różane, podobny układ ścieżek i tylko fontanna była inna -zamiast figurki chłopczyka z gęsią, na cokole stała postać kobieca trzymająca na ramieniu przechylony dzban.
Drzwi do poszczególnych kwater zaopatrzono w tabliczki z imionami mieszkańców, ale często prócz tego znajdowały się na nich emblematy kast, zabawne rysunki i napisy. Ktoś wywiesił karteczkę: „Geometria dla karaluchów. Tanio.” Gdzie indziej przeczytałem: „Wino wrogiem twego umysłu. Likwiduję wrogów w dni nieparzyste.” Na drzwiach należących do Końca wisiał całkiem udany portrecik krągłego Mówcy, unoszącego się w obłokach jak wypełniony gorącym powietrzem balon. Natomiast wierzeje Nocnego Śpiewaka (teraz także moje) zdobiła wytłoczona z mosiężnej blachy głowa psotnie uśmiechniętego kota.
Wnętrze było jasne i obszerne na tyle, by dwóch ludzi mogło mieszkać razem, nie wadząc sobie nawzajem. Do tego bardzo przytulne. Na ścianach porozwieszane były drzeworyty, szkice tuszem i obrazki wykonane farbami wodnymi. Odzwierciedlały dwa kierunki zainteresowań Nocnego Śpiewaka – rozmaite detale architektury na przemian z nagimi kobietami. Poza tym wszędzie, niemal na każdym wolnym miejscu stały jakieś ładne drobiazgi, jakby ta komnata była miniaturowym bazarem. Srebrne naczynia, figurki z porcelany, szklane kulki przemieszane z biżuterią, szczegółowe modele różnych budowli w sąsiedztwie pogniecionych papierów i kawałków kartonu, książki porozkładane niedbale grzbietami do góry, wstydliwie upchnięta do kąta włóczkowa wiewiórka obok potwornej wielkości wazonu z rżniętego kryształu. A prócz tego skłębione części ubrań porzucane byle jak i byle gdzie. Nie da się ukryć, że Nocny Śpiewak był okropnym bałaganiarzem. Ale to może cecha Stworzycieli. Co najdziwniejsze, zawsze wszystko potrafił znaleźć w tym mętliku.
Na wewnętrznej stronie drzwi przyczepiony był spory kawałek pergaminu. Kanciastym pismem, niepodobnym do znaków Nocnego Śpiewaka, ktoś wypisał na nim następujące wersy:
Młody człowiek aspirujący do godności członka Kręgu, winien:
· okazywać szacunek starszym wiekiem z racji ich godności i doświadczenia,
· nie pospolitować się ze służbą oraz ludźmi najniższego stanu, a tym bardziej przejmować ich nieodpowiednie obyczaje,
· w obejściu być skromnym, w wyglądzie schludnym,
· pamiętać o każdym czasie, iż fundamentalnym jego obowiązkiem jest zdobywanie umiejętności oraz rozwijanie przyrodzonych zdolności. Walczyć winien z nieprzystojnymi przywarami charakteru, takimi jak lenistwo, pustota, łakomstwo i niecierpliwość oraz gniew. Nieumiarkowane pożądanie właściwe jest zwierzętom, a kłamstwo i pycha niegodne są maga.
I tak dalej, aż do samego dołu.
Brnąłem przez to z rosnącym zdumieniem i rozbawieniem. Zwłaszcza, że Nocny Śpiewak soczyście komentował niektóre fragmenty. Przy niektórych akapitach narysowane były czerwonym atramentem tajemnicze znaczki.
„Te rzeczy już zaliczyłem” – objaśnił Nocny Śpiewak.
„Nieumiarkowanie i tak dalej?”
„Większość kończy się na gadaniu. Ale spróbuj podebrać medykom trochę spirytusu… Złapią cię na piciu i ściana pewna.”
„Jaka «ściana»?”
Wtedy Nocny Śpiewak przekazał mi klarowny obraz chłopca bez koszuli, jak wyprostowanymi rękami wspiera się o ścianę, a starszy mag zamierza się złożonym w kilkoro rzemieniem na jego plecy. Wzdrygnąłem się.
„Żartujesz? To jest kara jak dla niewolnika.”
„Tym większa hańba. W każdym razie oni tak myślą.”
„A tobie ile razy to się zdarzyło?”
Nocny Śpiewak machnął lekceważąco ręką.
„Kto by to liczył… Raz wypuściłem w świat chyba z tysiąc złotych «paletek» cesarskich. Rynek w okolicy kompletnie się załamał. Połapali się, bo kruszec był zbyt czysty.”
Postanowiłem w duchu, że nigdy, przenigdy nie zasłużę na „ścianę”. Umarłbym chyba ze wstydu.