– Muszę? – spytał Iskra z miną, jakby proponowano mu jedzenie błota.
– Nie, synku, nie musisz – odparł Mistrz Iluzji, rozpierając się w najlepszym fotelu kandydata do tronu Lengorchii. – Idź natomiast do składów, znajdź tam człowieka imieniem Bycze Oko i spytaj go, czy ma dostateczny zapas drewna na stos, bo masz zamiar wyprawić sobie pogrzeb, bardzo wystawny.
Iskra skurczył się jak przekłuty rybi pęcherz.
– To nie koniec – ciągnął Wiatr Na Szczycie. – Będą próbowali nadal. Tym razem stawiam na strzałę z ukrycia albo jakiś dodatek do żarcia. Nie wolno ci więc przebywać nigdy samemu, jeść osobno ani spać, siadać koło okna w dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Tylko grupa może dać ci ochronę, przynajmniej częściową. Rozważ to.
– Nie mam pary. Jest nas nieparzysta liczba – jęknął Iskra. – Zresztą i tak by nikt nie chciał…
Mistrz Iluzji uśmiechnął się demonicznie.
– Co za szkoda. Chyba będziesz musiał bardzo pokornie prosić o przebaczenie za wszystkie krzywdy i obraźliwe słowa. A jeśli „połówki” uznają, że to mało i zechcą złoić ci skórę, to i tak jest to dla ciebie opłacalne. Natomiast ja dam ci podarunek. To będzie kotek. Będziesz z nim mieszkał, czesał go, karmił i codziennie głaskał, bo bardzo to lubi. Za to jeśli ktoś ciemną nocą zechce wejść tutaj i poderżnąć ci gardło, kotek go zeżre.
W ten sposób Zwycięski Promień Świtu został uszczęśliwiony towarzystwem hajgońskiej pantery o wdzięcznym imieniu Miętowka.
Nocny Śpiewak, który czuł się nieco odpowiedzialny za Iskrę, zaglądał do niego od czasu do czasu i zdawał mi relacje na bieżąco, pękając jednocześnie ze śmiechu i tłumionej irytacji.
Miętówka upodobała sobie łóżko Zwycięskiego Promienia Świtu. Zaczynała od tego, że kładła się na brzeżku. Potem jednak po trochu zdobywała teren i kończyło się na tym, że to Iskra spał na skraju, a czasami nawet spadał na podłogę.
Zaczął przychodzić na posiłki do wspólnej jadalni. „Połówki” obrzucały go nieufnymi spojrzeniami, choć nikomu nie zdarzyło się oparzyć o metalowy czerpak łyżki, ani znaleźć doszczętnie spalonego mięsa na talerzu. Próbował dołączać do rozgadanych grupek, powodując tylko, że natychmiast się rozchodziły. Był obiektem złośliwych docinków i… milczał.
„W dodatku ma dwie lewe ręce do wszystkiego” – przekazywał Nocny Śpiewak. – „Chyba nigdy w życiu sznurówek sobie sam nie zawiązał. Nie umie się nawet sam porządnie uczesać. Te jego loki, wyobraź sobie, były skręcane na żelazkach. Teraz się rozprostowały, sięgają mu do tyłka i ciągle nimi o coś zaczepia. A te jego głupawe ubranka…! Wyglądają, jakby w nich sypiał. Mają zapięcia w dziwnych miejscach i gówniarz nie może sobie poradzić. Czekam, kiedy się załamie i wróci do mamusi.”
Jak wszyscy, nie żywiłem cieplejszych uczuć dla Zwycięskiego Promienia, ale rozumiałem, że powrót do wygód rodzinnego pałacu oznacza dla niego śmierć, prędzej czy później.
„Ulituj się nad tym biednym szczeniakiem. Zrozum, że on nie miał normalnego życia. Założę się: wiecznie łaził za nim jakiś głupek i wszystko za niego robił. Zrób dobry uczynek i naucz go czegoś.”
Nocny Śpiewak żachnął się.
„A czego to miałbym go uczyć? Jak się portki w wychodku odpina? Stary bawół, niech sam sobie radzi.”
Trafiłem chyba jednak do jego sumienia, gdyż następnego dnia tryumfalnie wprowadził do naszej komnatki Zwycięskiego Promienia Świtu w zupełnie nowej postaci. Cudaczne stworzenie w dziecięcych pończochach ustąpiło miejsca zgrabnemu szesnastolatkowi, po którym było widać, że wyrośnie na silnego mężczyznę. Loki chłopca rzeczywiście zniknęły. A w robocie były też nożyce. Włosy miał znacznie krótsze, sczesane z czoła. Na skroniach zaplecione cienkie warkoczyki biegnące ku tyłowi, gdzie sterczała kita opleciona rzemieniem. Było to uczesanie myśliwych. I jak łowca miał na sobie irchową bluzę z frędzlami, dopasowaną w talii, by mógł wygodnie owinąć się błękitną szarfą maga. Całości dopełniały wąskie czarne spodnie ze sznurówką z boku, mocne buty z nie barwionej skóry i krótki, wygodny płaszcz – czarny z błękitnym wykończeniem. Jedynym elementem nie pasującym do reszty był jedwabny szalik, którym Iskra szczelnie owinął szyję, by ukryć pręgę po ataku skrytobójcy.
Ogólne wrażenie było bardzo korzystne. Podniosłem się z łóżka, by lepiej widzieć. Rysunki Pożeracza Chmur, które akurat przeglądałem, posypały się na podłogę.
„Nareszcie wyglądasz jak człowiek” – wypisałem w powietrzu znaki skierowane do Zwycięskiego Promienia Świtu. – „Jak szyja?”
Dał znak, że dobrze. Był skrępowany, nie wiedział, co robić z rękami. Pochylił się i zaczął zbierać szkice, by ukryć zmieszanie. Nie poznawałem go.
„Przetrząsnęliśmy magazyny. Znaleźliśmy ten płaszcz i skórę. I «podstawy» do reszty. Wszystko sam dopasowałem. Wspaniale wyszło, prawda?” – chwalił się Nocny Śpiewak.
„Niewiarygodne. Daj sobie spokój z Kręgiem i błękitem. Zostań krawcem. Świetnie się do tego nadajesz. Sam go strzygłeś?”
„Jedna znajoma dziewczyna.”
Tymczasem Iskra z zaciekawieniem oglądał rysunki. Były tam głównie uwiecznione rzeźby ze starego miasta. Pokazał coś Nocnemu Śpiewakowi, który również się zainteresował i przez długą chwilę o czymś rozmawiali.
„On mówi, że ten człowiek zupełnie przypomina ciebie” – wyjaśnił wreszcie Stworzyciel, pokazując szkic skośnookiego wojownika, który strzegł na Jaszczurze zrujnowanej siedziby jakiegoś zmarłego przed wiekami bogacza.
Najpierw dla zabawy, a potem całkiem poważnie zaczęliśmy wyszukiwać z pliku obrazków te wizerunki, które kogoś nam przypominały. A potem z kolei dopasowywaliśmy do nich stwarzane przeze mnie miraże „połówek”. Podniecony Nocny Śpiewak notował rezultaty, a Zwycięski Promień Świtu zaglądał mu przez ramię i co rusz pokazywał coś palcem, przeszkadzając nam nieco.
Zarówno figury, jak i rysunki postaci, skopiowane ze ścian podziemnej cytadeli, z grubsza prezentowały ten sam typ urody: długonogie, gibkie ciała, proste, czarne włosy, oczy jak kreski, wystające podbródki, twarze zbliżone kształtem do trójkąta oraz ostro zarysowane nosy.
Zabawna i ciekawa sprawa, każdy z naszych kolegów posiadał choć jedną z tych cech. Większość z nas miała włosy czarne jak sadza. Oczy moje, Nocnego Śpiewaka i Winograda były wiernymi odbiciami tych z rysunków. Myszkę zdradzał układ szczęk i długie, smukłe palce. Iskrę – nos, dziedziczony ponoć z pokolenia na pokolenie.
– Nie wyprzemy się przodków. Tu oto mamy portret idealnego maga – powiedział wtedy Nocny Śpiewak ze śmiechem, pokazując jeden z rysunków. – Niestety, krew się w nas szalenie rozwodniła i jesteśmy…
– …kundle – dokończył Iskra tak dziwnym tonem, aż Nocny Śpiewak spojrzał na niego zdumiony.