Przypomniało mi to o rękopisach przywiezionych z Archipelagu. Zapragnąłem je przejrzeć jeszcze raz. Może tutaj uda mi się je odczytać? A może „żółwie” już to zrobiły? Ku memu bezbrzeżnemu zdumieniu, bibliotekarz nic nie wiedział o tych tomach. Spytałem następnego. To samo. Zdążyłem zmęczyć doszczętnie wszystkich Strażników z trzech zmian i dotarłem do samego Mistrza, zanim spokojne „żółwie” miały mnie już dość. Zostałem dość stanowczo wyproszony z biblioteki (a właściwie wyprowadzony za kark i postraszony biciem, jak za czasów Gladiatora). Wszystko wskazywało na to, że bezcenne woluminy z Jaszczura zginęły bezpowrotnie.
Zwierzyłem się ze swych zmartwień najbliższym przyjaciołom. Zdradziłem tajemnicę jaskiń na Jaszczurze, odebrawszy od nich przysięgę, której siła wzmocniona została przemieszaniem krwi z nakłutych igłą palców, że będą milczeć. Wiadomość o księgozbiorze starożytnego maga zrobiła na nich wielkie wrażenie.
„Skoro je dostarczyłeś, gdzieś muszą być” – stwierdził rozsądnie Koniec, myśląc o trzech zaginionych tomach. – „Żółwiom nic nie ginie, bo o wszystkim pamiętają. Jeśli niczego się nie dowiedziałeś, to znaczy, że faktycznie nic nie wiedzą.”
„Albo kłamią” – zasugerował Nocny Śpiewak. – „Kto wie, co było w tych książkach. Może je spalili.”
„Nie daliby rady. Stworzyciel je «zagęścił» i tylko Stworzyciel mógłby je zniszczyć. Poza tym, czy widziałeś kiedy maga, który zniszczył jakąkolwiek książkę?”
„Nie” – przyznał Nocny Śpiewak.
„Może raz” – dodał, przekazując mi obraz Promienia w dawnej postaci.
Po naszej naradzie Strażników Słów dręczyło już pięciu żądnych wiedzy młodzieńców, bo nawet Myszka zdobył się na śmiałość, by zadawać kłopotliwe pytania. Nie zdołałem odszukać Wędrowca, który dostarczył mnie do Zamku, lecz odnalazłem Mówcę – egzaminatora. Na pytanie, co się stało z rękopisami, wyjaśnił uprzejmie:
„Zostały przekazane Mistrzowi Strażników Słów.”
„Na pewno?” – wyrwało mi się z powątpiewaniem.
Mówca rozgniewał się.
„Młody człowieku, brak ci dobrych manier. Idź do bibliotekarzy i nie zajmuj mi cennego czasu.”
Koło się zamknęło.
„Czy ty zdajesz sobie sprawę, co chcesz osiągnąć?” -złościł się Nocny Śpiewak. – „Znaleźć trzy książki w Zamku, który ma dwa tysiące sześćset osiemdziesiąt dwie piki powierzchni. Przemnóż to przez piętra i pojemność głównych wież. Posiwiejesz, zanim coś odszukasz, nawet jeśli nikt nie będzie ci przeszkadzał. Na rozum ci padło?”
Machnąłem na niego gniewnie ręką.
„Nie chodzi tylko o te trzy tomy. Pożeracz Chmur i Jagoda znaleźli podziemny magazyn wypełniony pustymi półkami. A na nich gdzieniegdzie porzucone resztki pergaminów. Jeśli to nie była kiedyś biblioteka, dużo większa od księgozbioru zmarłego Strażnika, to zjem szczura.”
– Zjedz swoje buty! – oburzył się Winograd.
„W grę wchodzi parę tysięcy tomów. Wszystko, co wywieziono z Jaszczura z początkiem ery Rozproszenia. Z pewnością ocalała z tego przynajmniej część. «Żółwie» już wtedy były stuknięte, jeśli chodzi o księgi. Tego musi być dużo” – ciągnąłem. – „A wiecie, co to znaczy?”
Winograd, który odczytywał wypisywane przeze mnie znaki, spojrzał po kolegach z błyskiem zrozumienia w oku.
– To znaczy, drodzy spiskowcy… – powiedział i zawiesił głos – że mamy szukać dużego pomieszczenia pełnego staroci.
– Albo paru niniejszych – dodał Myszka cały zaczerwieniony z podniecenia. – Matko Świata! Tyle książek. Ale dlaczego ktoś miałby to chować przed innymi?
To pytanie zadawaliśmy sobie wszyscy.
– Kamyk ma rację – powiedział Koniec. – Dość duża sala w ustronnym miejscu. Raczej nie uczęszczana i pewnie znana zaledwie kilku ludziom. Śpiewak…?
– Co ty sobie wyobrażasz, że ja znam tę chałupę na pamięć? – żachnął się Nocny Śpiewak.
– Tak! – powiedzieli zgodnym chórem Myszka i Winograd.
Nocny Śpiewak już od dawna z upodobaniem rysował i gromadził plany Zamku. Od tych kreślonych jeszcze niewprawną ręką dziecka aż do najnowszych, wypieszczonych rzutów poziomych i pionowych. Z dołączonymi pełnymi opisami i wymiarami. Wyciągnął te papiery z szafy i zaczęliśmy mozolne analizy. Od razu można było wykluczyć pomieszczenia dla służby i stajnie. To samo dotyczyło sal położonych blisko kuchni i łaźni, ze względu na wilgoć.
„Jeśli ten zbiór został zakonserwowany jak tamten z Jaszczura, to może być nawet zatopiony w gnojówce” -zauważył Nocny Śpiewak z ironią.
„Nie znasz Strażników? To maniacy. Śpią na książkach jak stare smoki na swych kolekcjach.”
– A jeżeli ta biblioteka jest gdzieś w ukrytych lochach, pod ziemią? – spytał tymczasem Myszka Końca, nieświadomy, że właśnie zastanawiamy się z Nocnym Śpiewakiem nad podobną sprawą.
– Słyszałem, że myszy bardzo dobrze kopią – odparł Mówca, spoglądając zezem.
– O… – powiedział tylko Myszka markotnie.
Zasoby Nocnego Śpiewaka nie zawierały jednak wszystkiego. Wieża centralna, najtrudniejsza do pomiarów, wciąż czekała na opracowanie. To samo dotyczyło wieży południowej i paru innych, pomniejszych budynków. Większość magów znała pasję Nocnego Śpiewaka, więc nikogo nie dziwił widok kosmatego Stworzyciela z taśmą mierniczą oraz przyrządami do pomiarów wysokości, jak bazgrze pracowicie na kawałkach papieru i sztywnego pergaminu.
Z niecierpliwością oczekiwaliśmy rezultatów jego pracy, lecz dni mijały, a Śpiewak nie odkrył niczego podejrzanego w zamkowej architekturze. Zacząłem wątpić w sens naszych poszukiwań. Może to rzeczywiście była bzdura? Mieliśmy bardzo wątłe podstawy dla swoich podejrzeń. Brak było pewności, że zbiory starożytnej biblioteki znajdują się właśnie w Zamku. Właściwie nie było pewne nawet to, czy naprawdę istnieją.
Tymczasem wiosna wybuchła nad Zamkiem Magów jak gejzer pełen ciepła, słońca i kwiatów. Znacznie wcześniej niż się spodziewałem – ja, do niedawna mieszkaniec chłodniejszych rejonów na północy kraju.
W ogrodach rozkwitały ciężkie kiście białych pienników i najwcześniejsze róże. Służba szorowała wszystko, co tylko się dało. Wywieszano i trzepano z kurzu dywany i gobeliny. Do skrzyń powędrowały płaszcze, ciepłe bluzy oraz wysokie buty. Na światło dzienne wydostały się płócienne tuniki, spodnie z lekkich tkanin i sandały.
Trzeciego, zdaje się, ciepłego dnia wpadła do mnie cała czwórka kolegów z Nocnym Śpiewakiem na czele. Wszyscy bardzo podnieceni.
„Południowa wieża! Jednak południowa!” – zawiadomił mnie Stworzyciel tryumfalnie już od progu.
Rozwinął na stole rulon papieru. Pięć głów zderzyło się ze sobą nad pokrytą wykresami płachtą. Zakotłowało się.
– Patrzcie tu! I tutaj…
– Gdzie?
– Co znalazłeś?
– Wysokości… Au! Kamyk, przestań!
– Wyjaśnij mu cokolwiek. Widzisz, że go roznosi.
„Południowa wieża jest najstarsza. Najwcześniej podobno zbudowana. Zrobiłem pomiary z zewnątrz i wewnątrz. Na pierwszym poziomie jest sala zgromadzeń, na drugim cała kupa różnych pracowni, na trzecim to samo” – Nocny Śpiewak skierował przekaz do wszystkich jednocześnie. – „Straszliwa harówka, obmierzyć każdą ścianę osobno. Czwarte piętro to pokoje zarządcy, a nad nimi są strychy. Popatrzcie. Sala: sześć pik wysokości, potem trzy poziomy po cztery piki, potem jeden na niecałe dwie. Wysokość z zewnątrz: dwadzieścia pięć pik, trzy i pół kroka, dwa łokcie…”