Były to czcze groźby, bo Kowal brzydził się przemocą i na nikogo by nie podniósł ręki. Niemniej, potraktowaliśmy te ostrzeżenia poważnie. Badanie starożytnego księgozbioru nie mogło odbywać się kosztem snu i innych zajęć. W żadnym wypadku nie powinniśmy się teraz rzucać w oczy.
Z tego powodu liczba szperaczy urosła do siódemki, gdyż po głębokim namyśle i burzliwej naradzie, postanowiliśmy wtajemniczyć drugiego Wędrowca i tym sposobem odciążyć Myszkę. I tak dołączył do nas Wężownik. Nastąpił podział na dwie grupy, które działały na przemian. Skończyliśmy też z przesiadywaniem do białego rana. Spiskowcy przyczaili się, wszystko wyglądało normalnie. Kowal był zadowolony i my także.
Aż nadszedł ten nieszczęśliwy dzień, gdy nastąpiła katastrofa. Od rana już zaczęły się drobne nieprzyjemności, jakby zapowiadając, że będzie coraz gorzej. Urwałem sznurówkę od sandała i nie mogłem znaleźć zapasowej. Na śniadanie podano nam zalewankę. (Nieświadomym szczęśliwcom wyjaśniam: jest to czerstwy chleb krojony w kostkę, zalany rosołem zabielonym mlekiem, z wielką ilością przypraw. Może to zjeść tylko południowiec i to niewybredny.) Kowala niespodzianie odwołano z wykładu i nie dowiedzieliśmy się, jak toczy się dalej frapująca opowieść o łowcach wielkich białych węży. Potem okazało się, że nie dostanę w bibliotece niezbędnego mi słownika, gdyż ubiegł mnie ktoś inny.
Wreszcie zaszyliśmy się wraz z Winogradem u mnie, mając nadzieję na spokojne popołudnie, które spędzimy odrabiając ćwiczenia i jedząc konfitury z czereśni. Nie było nam to dane. W pewnej chwili drzwi otwarły się gwałtownie, uderzając o ścianę, a w progu stanął zadyszany Gryf, za plecami mając równie zdyszanego Końca. Widziałem, jak Gryf wyrzuca z siebie słowa, a Winograd zrywa się z miejsca, zmieniony na twarzy.
„Straż ujęła Nocnego Śpiewaka!” – dotarło do mnie od Mówcy.
To był szok. Przez chwilę zamiast żołądka miałem kamienną bryłę, a w głowie tylko jedną myśclass="underline" „Tajna biblioteka!” Dopiero potem nadeszły pytania: „Kiedy? Jak? Dlaczego?”
Gryf był świadkiem tego wydarzenia. Szli z Nocnym Śpiewakiem ścieżką w ogrodzie, spokojnie rozmawiając. Nie robili niczego szczególnego. Nocny Śpiewak zachowywał się zwyczajnie. Nagle otoczyło ich czterech ludzi w uniformach zamkowej straży.
– Jesteś zatrzymany – powiedział jeden ze strażników do Nocnego Śpiewaka, a inny w tej samej chwili wbił chłopcu igłę w kark.
– Sąd Kręgu uznał cię winnym złamania prawa. Okaż skruchę – dodał beznamiętnie.
Nocny Śpiewak nie zdążył nawet krzyknąć. Świadomość w jego oczach zgasła niemal natychmiast. Pozostali strażnicy pochwycili osuwające się bezwładnie ciało i położyli je na ziemi.
– Nic tu po tobie, chłopcze. Wracaj do domu – usłyszał
Gryf.
Nie ruszył się z miejsca. Przestraszony i zdumiony patrzył na nieprzytomnego kolegę, na strażników o zimnych, obojętnych twarzach.
– Idź stąd! – Pchnięcie w ramię wytrąciło go z równowagi. Odwrócił się i pobiegł między różanymi krzewami, wciąż mając w oczach tamtą scenę – czterech mężczyzn pochylających się nad bezbronnym, leżącym bez ruchu chłopcem.
Za co? Co zrobił Nocny Śpiewak, że potraktowano go w taki sposób? To prawda, że do jego sposobu prowadzę-
nią się można było mieć liczne zastrzeżenia. Nie był jednak kłamcą ani złodziejem. Wręcz przeciwnie, jego hojność szeroko znano. Był pogodnym kpiarzem i łagodnym szydercą. Wielbicielem kobiet (zwłaszcza cudzych), amatorem mocnych win i nadnaturalnie pracowitym magiem Czy któraś z tych cech mogła sprowadzić na niego aż takie kłopoty? Zdawało się nam to niewiarygodne. A jednak…
– Tak po prostu – mówił Gryf z goryczą. – Wzięli go jak swoją własność. Nigdy bym nie pomyślał. Bez wyraźnego oskarżenia, bez osądzenia, bez ostrzeżenia. Łatwiej niż nakryć świerszcza ręką. Jeśli to jest zgodne z prawem, to ja jestem tancerka.
– Prawo niby jest równe dla wszystkich, ale nie licz na to, że uszanują cię, jeśli jesteś bękartem – mruknął Winograd. Spojrzeli na siebie z Gryfem. Obaj wychowywali się u obcych i znali cienie życia na czyjejś łasce.
– Powiem ci jeszcze, że nie potraktowaliby tak Mówcy, Obserwatora ani Przewodnika Snów. Zastanów się, co zrobiłby w takim położeniu Iskra. Albo Wędrowiec. Oni po prostu boją się Nocnego Śpiewaka.
– Nadal jednak nie wiemy, co zrobił Śpiewak. Nie wierzę, by kogoś zamordował albo ograbił. Musi chodzić o co innego – wtrącił Koniec.
– A Kamyk, jak zwykle, siedzi i myśli. „Kamyk?”
Wyprostowałem się, porzucając niewesołe rozmyślania.
„Siedzicie tylko i mielecie ozorami bez pożytku. Koniec i Winograd, odszukajcie Kowala. Ja pójdę do Wiatru Na Szczycie. Trzeba dowiedzieć się, dokąd zabrali Nocnego Śpiewaka i co mu grozi. Gryf niech zawiadomi resztę. Za godzinę zbierzemy się tutaj.”
Popatrzyli na mnie wzrokiem zaskoczonym, lecz nie pozbawionym pewnej dozy szacunku. Rozeszliśmy się, każdy do swoich zadań.
Nie przyszedłem jednak na umówione spotkanie. Zbyt wiele czasu zabrało Wiatrowi Na Szczycie uzyskanie informacji o Nocnym Śpiewaku oraz zgody, byśmy mogli go obaj zobaczyć.
„Nie wierzę. Handel narkotykami? Bzdury!” – Wiatr Na Szczycie był wściekły. Gnał jak huragan przez galerie i przejścia Zamku. Ledwo za nim nadążałem.
„W handel mogę uwierzyć. W narkotyki nie bardzo” -wypisałem w powietrzu. – „Chociaż kto to wie… Nocny Śpiewak jest skryty, jeśli chodzi o pewne sprawy. Może w coś się wplątał…? Miał różne kontakty na zewnątrz.”
„Co to jest Smoczy Ogon?” – spytał Wiatr Na Szczycie.
„Korzeń. Dość rzadki.”
„Czy to zielsko podpada pod cesarski edykt?”
„Jako używka? Z tego się robi głównie leki!”
„Coś mi klarował ten bałwan… Smoczy Ogon… podstawa do wyrobu środków uzależniających…”
„Nocny Śpiewak sprzedawał Smoczy Ogon?… To przecież nie rośnie tak sobie, pod każdym płotem!”