– Dwadzieścia – odpowiedziała, prostując się i nieznacznie wypinając piersi.
– Ej! Nie kłam, kwiatku!
– Osiemnaście – poprawiła. – Mistrzu Iluzji, nie odsyłaj mnie od razu – dodała prosząco. – Ogrodniczka będzie się złościć.
Wiatr Na Szczycie prychnął z niezadowoleniem, po czym spytał:
– Umiesz robić masaż?
– Umiem, Mistrzu.
Hajg ściągnął tunikę i rzucił się na łoże.
– Zacznij od karku – burknął.
Dziewczyna uklękła obok i zaczęła umiejętnie rozcierać napięte mięśnie. Gdyby mag otworzył wtedy oczy, zobaczyłby figlarny uśmiech na jej twarzy. Przypomniała sobie, co mówiła Róża: „Nie, dziewczyno, nie jest stary. Trzydzieści siedem lat i ani jednego siwego włosa. Brzuch ma jak dębową deskę. Daj nam, Losie, więcej takich klientów. I nie słuchaj plotek rozpuszczanych przez «zabaweczki». To prawdziwy mężczyzna. Ze wszystkimi zaletami i wadami.”
Masując plecy Wiatru Na Szczycie, zaczęła nucić:
Gdzie rogacz biegnie, a wilk za nim bieży w ślad…
aoa-ehej…
Gdzie do gwiazd blisko, jak nigdzie indziej…
aoa-ehej…
Tam twoje ramiona są domem mym…
aoa-ehej…
A moje.dato darem twym…
aoa-ehej…
Swobodniejsi od ptaka w błękicie,
I szybsi od strzały,
Wolni jak wiatr na szczycie,
Darujmy sobie siebie…
aoa-aoa-ehej!
– Skąd to znasz, spryciaro? – mruknął mag, nie otwierając oczu.
– Nauczyłeś Różę, a ona mnie.
Wiatr Na Szczycie obrócił się na wznak. Podłożył ramiona pod głowę.
– Umiesz coś jeszcze, prócz masowania pleców i śpiewania, kwiatku? – spytał.
– Mam rozliczne talenty – odpowiedziała, pochylając się i całując go w usta. – Mogę zacząć od tego, że zdejmę’ ci buty.
Dużo później, gdy leżeli obok siebie, a dziewczyna leniwie wodziła palcem po wypukłościach muskułów Hajga, powiedziała cicho:
– Mistrzu Iluzji, czy mogę o coś spytać?
– Mhm…
– Mamy w Ogródku stałych gości… Niektórych lubimy. Jest pewien chłopiec… Dowiedziałyśmy się, że coś mu się stało. Ma jakieś przykrości. Służba mówi, że go widziałeś.
Wiatr Na Szczycie oprzytomniał w jednej chwili. A to mała, podstępna żmija!
– To przestępca. Wytwarzał narkotyki. Złamał za jednym zamachem prawo cesarskie i zakazy Kręgu. Dorabiał się na ludzkiej krzywdzie. Otrzymał zasłużoną karę, łajdak – odparł mag oschle.
– Nieprawda! – krzyknęła dziewczyna z gniewem. -
;On nie jest taki! Jest dobry… życzliwy… – Zacisnęła usta, •zdając sobie sprawę, że powiedziała za dużo.
Wiatr Na Szczycie przypomniał sobie, co kiedyś w winiarni opowiadał Kowal.
– Jest miły, spaceruje z tobą po ogrodach i potrafi opowiadać piękne kłamstwa. Sprawia, że czujesz się jak dama. Czy nie tak?
Dziewczyna zaczęła ubierać się.
– Często mamy niewiele więcej, prócz kłamstw – odpowiedziała. – Trzeba w nie wierzyć, bo inaczej nie będzie i już nic.
Mag westchnął. Dobry nastrój prysł. Znów nachalnie pchał się przed oczy obraz sponiewieranego Nocnego Śpiewaka.
– Jak ci na imię? – zapytał.
– Srebrzanka.
– To od farby?
– Nie – uśmiechnęła się blado. – Od takiego małego kwiatka.
– A, tak. My nazywamy go skalną gwiazdką. Srebrzanka zaczęła sznurować sandałki.
– Jak trafiłaś do Ogródka? – pytał dalej mag, bez szczególnego zaciekawienia. – Należysz do cechu?
– Nie. Wzięli mnie z ulicy. Zabawne, bo nikt nie pytał, co potrafię – zaśmiała się z przymusem. – Zmierzyli mi głowę i ręce, a potem musiałam odgadywać, co jest schowane pod odwróconymi kubkami. Nawet nie wiem, czy dobrze odgadłam. Ale chyba byli zadowoleni, bo zostałam.
– Dobrze ci tutaj?
– Lepiej niż tam. Dobrze tu karmią. Mam ładne łóżko i nie pracuję tak ciężko. Rzadko trafiają się pijani. Czasem ktoś porozmawia, jak ty. No i jest tu Nocny Śpiewak – dodała.
– On nie ożeni się z tobą, dziewczyno – rzekł Wiatr Na Szczycie ze smutkiem.
– Dlatego, że jestem dziwką? – rzekła urągliwie. – To niewiele dla niego znaczy. A ja nie mam zamiaru wypuścić go z rąk. I to nie dlatego, że chcę się wyrwać z Ogródka, a dlatego, że kocham tego głupiego sierściucha.
Wiatr Na Szczycie oniemiał na chwilę. Zabawne stworzonko z twarzyczką wymalowaną jak lalka, na jego oczach stało się gniewną, stanowczą, dojrzałą kobietą.
– Zabrali chłopca do więzienia pod mur. Nie dostaniesz się do niego – powiedział.
– Są sposoby – rzekła sucho, wygładzając fałdy spódniczki. – Strażnicy to też mężczyźni.
– Masz zamiar spać ze wszystkimi, którzy pomogą ci dotrzeć do Śpiewaka?
– Dlaczego nie? On jest tego wart.
– Idź już, dziewczyno – machnął ręką Wiatr Na Szczycie. – Jeśli uda ci się go zobaczyć, pamiętaj: nie dotykaj go pod żadnym pozorem i zachowuj się bardzo cicho. Nie dodawaj mu cierpienia. Zresztą, pewnie i tak by cię nie rozpoznał.
Dziewczyna zniknęła za drzwiami, pozostawiając maga z zamętem w głowie. W czyich oczach widział ostatnio tyle siły i wiary w cud? Chyba tylko w szarych oczach Śnieżynki. Przed laty, gdy zaciskał zęby na drewnianym klocku, a znachor zszywał mu rozpłatany brzuch. Nie ma już tej okropnej blizny. Nie ma też żony, która śpi na wieczność wraz z ich dzieckiem pod stosem kamieni na połoninie w dalekich górach.
Srebrzanka. Skalna Gwiazdka. Roślinka, której starczy szczelina w kamieniu, szczypta ziemi, kropla wody, a przeżyje, rozkwitnie i wyda nasiona. Dobre imię dla samotnej dziewczyny.
„Wzięli mnie z ulicy. Zmierzyli głowę i ręce.” Za jakiś czas ciemnowłosy „kwiatek” o oczach w kształcie wierzbowych liści otrzyma osłodzoną wodę zamiast środka przeciw ciąży. A w dziewięć miesięcy później zaufana rodzina gdzieś na wybrzeżu być może dostanie na wychowanie małego chłopczyka. Będą o niego dbać, może nawet kochać, ale mały kandydat do błękitnej szarfy nigdy nie dowie się, kim byli jego prawdziwi rodzice.
Tymczasem na galerii „połówek” trwało ożywienie. Dwudziestu sześciu chłopców tłoczyło się w komnacie
Promienia. Jednak nikt, kto chciałby podsłuchiwać pod drzwiami, nie wyłowiłby niczego istotnego, poza pojedynczymi słowami i zdaniami. Główny nurt rozmów toczył się na poziomie mentalnym oraz przy pomocy tworzonych w przestrzeni obrazów.
„Ten Zamek jest jak przykryta gałęziami pułapka na wilki. Najlepszy dowód, co zrobiono ze Śpiewakiem. To może czekać każdego z nas, jeśli będziemy niepokorni. Jeszcze niedawno szczytem moich marzeń było zostać «błękitnym» magiem. Teraz straciłem na to ochotę. Ocknijmy się. Każdy z nas jest magiem od urodzenia, a «błękitni» będziemy niezależnie od tego, jakim kolorem dopełnią nam znaki.”
Wielu chłopców miało niepewne miny, odczytując moje przesłanie. Lecz Gryf poparł mnie.
– Rzeczywiście, szarfa! Równie dobrze mogę ją sobie założyć na szyję i będę miał smycz. Przez całe życie słyszałem, że powinienem być wdzięczny Kręgowi za każdy kawałek chleba. Mam dość! Wolę głodować.
„Nie jestem pewien, czy ktokolwiek z nas ma w tym wolny wybór” – przekazał rozsądnie Koniec. – „Mam wrażenie, że w tym kraju mag albo nosi szarfę, albo służy dokarmianiu mrówek. Nie znam miejsca, gdzie Krąg nie miałby wpływów.”
„Ja znam. Smoczy Archipelag.”
„Nie chciałbym wybierać między Radą Kręgu a głodnym smokiem” – przekazał Mówca Piaskowiec.
„Różnica jest taka, że smok cię uśmierci od razu, a nie będzie dręczył i upadlał.”
– A ja wolę smoki – powiedział cicho Myszka. – Chciałbym z Kamykiem popłynąć na Jaszczura. Tam jest ładnie.