– I są wielkie pająki.
– Można się przyzwyczaić – odparł Myszka poważnie. – Uwolnijmy Nocnego Śpiewaka i uciekajmy na wyspy. Starzy boją się smoków.
„Ta Mysz niegłupio gada. Tylko jak to zrobić?” – To był Stalowy, Stworzyciel.
Stanąłem na środku.
„Skoro Grzywa przygotowuje Krew Bohaterów, to na pewno ma też antidotum. Wiem, gdzie chowa takie rzeczy, i wiem, gdzie trzyma klucz. Dla Wędrowca wyciągnięcie Śpiewaka z celi to chwila, ale lepiej, żeby on to dobrze zniósł. Druga rzecz, to znalezienie odpowiedniego statku i zapewnienie przychylności kapitana. To oznacza pieniądze. Trzecie – musimy zastanowić się, jak to wszystko zrobić. Najważniejsze jednak jest to: kto chce uczestniczyć w przedsięwzięciu? Uprzedzam, że nie będzie powrotu do Lengorchii przez całe lata. Być może nigdy. Możemy też znaleźć się w podobnym położeniu jak Śpiewak. Albo stracić życie. Kto się boi, niech wyjdzie stąd teraz. Proszę tylko o milczenie. Jeśli Los się uśmiechnie, nie będzie nas tutaj w ciągu trzech dni. Mnie, Śpiewaka i tych, którzy się zdecydują.”
Chłopcy wstawali pojedynczo i parami. Mijając mnie spuszczali wzrok. Przerzedziło się. Jak się spodziewałem, odeszli ci, którzy mieli rodziny. Lub zwyczajnie bali się. Policzyłem wzrokiem tych, którzy zostali. Oczywiście Winograd i Koniec. Myszka – bledziutki, ale wierny do ostatka. Obserwator Gryf – niewdzięczny wychowanek Kręgu. Wężownik – zmiennik Myszki w wyprawach do południowej wieży. Stalowy i Diament Wiatromistrz. Ale obok Gryfa stał ktoś jeszcze.
„Promień…?”
Wzruszył ramionami, nadąsany, a potem powiedział coś i zaczął się śmiać. Inni razem z nim.
„Do cholery, przecież ja tu mieszkam!” – przetłumaczył Koniec.
Mimo wszystko Promień dołączył do nas. Co dawało okrągłą liczbę dziesięciu, licząc Nocnego Śpiewaka. I bardzo wzmacniało nasze siły, gdybyśmy musieli się bronić.
– Nikt mnie nawet nie zapytał, czy chcę się żenić z tą smarkatą! – prychnął Iskra ze złością, wyjaśniając swą decyzję. – Prawie dałem gardło za rękę dziewięcioletniej gówniary. I to nawet nie bardzo ładnej. Dość tego! Nie będą mnie ustawiać, tak jak chcą!
– Na wyspach nie ma pałaców – ostrzegł Gryf. – Jesz to, co złowisz, a ubierasz się w to, co sobie uszyjesz.
– Bardzo dobrze strzelam z łuku – odparł Promień z godnością.
Rozmawiali tak, schodząc traktem od bramy ku miejskim nabrzeżom. Na ramionach nieśli wędki. Towarzyszył im Winograd.
Tego ranka Promień wyciągnął ze skrzyni pękaty woreczek i wysypał na stół stos złotych monet.
– W końcu jestem księciem, no nie? – powiedział, widząc oszołomione miny kolegów.
Teraz kilka z tych złotych talentów miał przy sobie, ukryte w szarfie. Chłopcy usiedli rządkiem na drewnianym pomoście, machając bosymi stopami nad zielonkawą wodą. Zarzucili wędki, lecz ich oczy penetrowały keje, gdzie przycumowane były statki handlowe i nieliczne okręty strażnicze. Półgłosem wymieniali uwagi.
– Ten? Za duży.
– Tamten na prawo?
– To mała galeota. W górę rzeki na żaglu, w dół na wiosłach.
– Sprawdzi się na morzu?
– Czemu nie?
Gryf poderwał wędkę. Na końcu strunki trzepotał mały krasnogonek.
– To niech Promień idzie pogadać z kapitanem.
– Dlaczego ja? – burknął Iskra.
– Bo masz najlepsze buty. Spływaj, mały łakomczuchu, i przyprowadź ojca – powiedział Gryf, odczepiając rybkę z haczyka i wrzucając ją na powrót do wody.
Promień przewrócił oczami z irytacją.
– Co mają do rzeczy buty?!
– Dużo. Mówię ci, jako człowiek doświadczony. Możesz mieć na górze sam aksamit i złote hafty, a jak masz zniszczone buty, to nikt nie będzie chciał z tobą gadać – rzekł kategorycznym tonem młody Obserwator.
Gdy dwóch skromnie ubranych chłopców stanęło przed jednym z pracujących przy trapie żeglarzy, ten z początku nie zwrócił na nich większej uwagi.
– Szukamy szypra – odezwał się niższy chłopak, z długimi włosami związanymi na karku.
Żeglarz spojrzał odruchowo na jego buty, bardzo porządne, z cienkiej cielęcej skóry. Dopiero potem dostrzegł błękitną szarfę.
– To ja – powiedział. – W czym rzecz?
– Kłamie – rzekł spokojnie wyższy chłopiec. Żeglarz poczuł się nieswojo, ten dzieciak również nosił szarfę maga.
– Łże. To bosman – wzrok chłopaka podążył w stronę nadbudówki na pokładzie. – Szyper jest tam. Siedzi nad księgą handlową i próbuje dojść, gdzie podziały się dwie bele bawełny. I pewnie dojdzie – dodał złośliwie, przenosząc wzrok z powrotem na bosmana.
Obaj chłopcy weszli na pokład, odprowadzani ponurym spojrzeniem mężczyzny przy trapie.
Kapitan był uprzejmy, lecz z miejsca odmówił wszelkich usług, tłumacząc się pracami remontowymi i pilnymi interesami w głębi lądu. W odpowiedzi Promień położył na rejestrze złotą monetę. Szyper wziął ją do ręki i obejrzał, nachylając powierzchnię ukośnie do światła.
– Złoto Stworzycieli? – spytał z lekką kpiną.
– Cesarskie – odrzekł Iskra i dorzucił drugą monetę.
– Sporo dostajesz na słodycze, syneczku – powiedział kapitan.
Złoto zrobiło się ciepłe, potem gorące. Szyper upuścił je z okrzykiem bólu. Złote płytki upadły na stół, a spod nich zaczęły unosić się delikatne smużki dymu z przypalonego drewna.
– Możesz nazywać mnie Iskrą – powiedział Promień łaskawie. – Tak, jak mówiłem na początku. Dziesięciu ludzi, sześćset talentów w złocie i żadnych pytań. Czy dojdziemy do porozumienia?
– Dojdziemy – mruknął kapitan, patrząc na przypalony blat.
– W ciągu dwóch dni otrzymasz wiadomość od Mówcy, który wyznaczy miejsce spotkania. Tak?
– Tak… Iskro.
– Dziękuję, że jesteś chętny do współpracy, kapitanie. Oskanowałeś go? – Promień zwrócił się z pytaniem do Gryfa.
– Oczywiście. Kilka razy – powiedział Gryf, wpatrując się w kapitana przenikliwie.
– W takim razie… Do zobaczenia. Chłopcy wyszli, zostawiając kapitana w stanie pomieszania i irytacji.
– Mistrzostwo – rzekł Gryf półgłosem, gdy zeszli z pokładu i oddalili się trochę. – Co to znaczy „oskanować”?
– Nie mam pojęcia – odpowiedział Promień, wzruszając nieznacznie ramieniem. – Wymyśliłem to. Dobrze brzmi, no nie?
Tymczasem my, cała reszta, głowiliśmy się, jak zdjąć Grzywie z szyi klucz do szafy z jego tajemniczymi miksturami.
„Zaczaić się i dać mu po głowie” – zaproponował Stalowy bez przekonania.
„Oszalałeś?!” – zgorszył się Koniec. – „Walniesz go za słabo, a posieka nas na miejscu. Za mocno… poślesz człowieka za Bramę i będziesz mordercą!”
„Czy on nigdy nie zdejmuje go z szyi?”
„Pewnie w kąpieli albo w intymnej sytuacji.”
„To niegłupie.”
– Przepraszam…! Bardzo przepraszam, ale ja na nic się nie zgodzę! – zawołał rozpaczliwie Myszka. – Nieważne, co o mnie mówią!
Mimo powagi sytuacji, wszyscy obecni ryknęli niepohamowanym śmiechem, a biedny Myszka zmieszał się straszliwie.
Uczepiliśmy się jednak tej „intymnej sytuacji” jak tonący wiosła. Wężownik, który bywał od czasu do czasu w Ogródku, został wysłany tam z delikatną misją pozyskania dla naszej sprawy choć jednej przyjaznej dziewczyny. Byliśmy pełni nadziei. Ostatecznie Nocny Śpiewak był stałym klientem Ogródka. „Kwiatki” go lubiły za dowcip i hojną rękę. Jakoż Wężownik wrócił niebawem, zarumieniony i w dobrym nastroju. Los nam sprzyjał. Nocny Śpiewak miał bliską przyjaciółkę w Ogródku, a inne dziewczęta obiecały pomoc. Choć… nie za darmo.