Taksówka krążyła bez celu po ulicach Neuilly-sur-Seine. Jason siedział na tylnym siedzeniu; jego umysł pracował na przyśpieszonych obrotach.
Dalsze czekanie nie miało sensu, a nawet groziło śmiercią. Zmienił się plan gry, bo sytuacja uległa zmianie, stała się niebywale groźna. Śledzono Jacqueline Lavier, a następnie ją zabito. Jej śmierć była nieunikniona, lecz zakłóciła pewien porządek. Nastąpiła za wcześnie; Lavier była jeszcze przydatna. Nagle wszystko stało się dla Bourne’a jasne. Zabito ją nie dlatego, że zdradziła Carlosa, lecz z powodu nieposłuszeństwa. Poszła do Parc Monceau i to był jej niewybaczalny błąd.
Bourne wiedział o jeszcze jednym łączniku Carlosa; był nim siwowłosy telefonista z centralki „Les Classiques”. Nazywał się Philipe d’Anjou. Jego twarz kojarzyła mu się z przemocą i ciemnością pełną niesamowitych błysków i dźwięków. Tkwił w przeszłości Bourne’a, tego Jason był pewien, i dlatego właśnie musiał postępować ostrożnie. Nie wiedział, z kim mu się ten człowiek kojarzy. Jest jednak łącznikiem Carlosa i podobnie jak Lavier będzie śledzony. Posłuży jako kolejna przynęta do kolejnej pułapki, a później stanie się ofiarą.
Czy było tylko tych dwoje? Czy są inni? A skromny urzędnik o twarzy bez wyrazu? Może nie jest urzędnikiem, lecz kimś zupełnie innym? Albo dostawcą, który spędza całe godziny na Saint-Honoré oficjalnie załatwiając sprawy firmy, być może tkwi tam z innego, ważniejszego powodu? A ona? Albo też ten masywnie zbudowany projektant, René Bergeron, którego ruchy były tak szybkie i płynne?
Nagle Bourne zesztywniał, oparł głowę o tylne siedzenie. Powróciło nagle niedawne zdarzenie. Bergeron. Skóra o ciemnym odcieniu, szerokie ramiona podkreślone opiętymi, podwiniętymi rękawami… ramiona unoszące się w miejscu nad zwężającym się torsem i silne nogi, które poruszały się ze zwierzęcą, kocią szybkością.
Jak to możliwe? Czy inne domysły były jedynie złudzeniem, jak fragmenty twarzy, które już kiedyś widział i wyobrażał sobie jako twarz Carlosa? Czy morderca – nie znany swoim łącznikom – jest w samym środku swojego gangu, kontrolując i decydując o każdym kroku? Czy to Bergeron?
Musi natychmiast znaleźć telefon. Natychmiast! Każda stracona minuta oddala go od odpowiedzi, a zbyt wiele takich minut oznacza, że w ogóle do niej nie dotrze. Nie może jednak sam zadzwonić; wydarzenia nastąpiły zbyt szybko, swoje obserwacje musi zatrzymać dla siebie.
– Niech pan się zatrzyma przy najbliższej budce telefonicznej – polecił kierowcy, który wciąż był wstrząśnięty zajściem przy kościele Najświętszego Sakramentu.
– Jak pan sobie życzy. Ale proszę mieć na względzie, że minął już czas, kiedy powinienem zgłosić się do bazy. I to dawno temu.
– Rozumiem.
– Jest telefon!
– Dobrze. Proszę podjechać.
Czerwona budka, której rzucające się w oczy szyby błyszczały w słońcu, przypominała duży dom dla lalek; w środku czuć było moczem. Bourne nakręcił numer „Terrasse”, wrzucił monety i poprosił o połączenie z pokojem czterysta dwadzieścia. Marie podniosła słuchawkę.
– Co się stało?
– Nie mam czasu na wyjaśnienia. Chcę, żebyś zadzwoniła do „Les Classiques” i poprosiła do telefonu René Bergerona. D’Anjou będzie prawdopodobnie w centralce. Wymyśl sobie jakieś nazwisko i powiedz mu, że od około pół godziny próbujesz się skontaktować z Bergeronem korzystając z prywatnego numeru Lavier. Wyjaśnij, że masz pilną sprawę i musisz koniecznie z nim rozmawiać.
– A co mam powiedzieć, gdy Bergeron odbierze telefon?
– Nie sądzę, żeby to zrobił, ale gdyby tak się stało, odłóż po prostu słuchawkę. Jeżeli natomiast d’Anjou znów się włączy, zapytaj go, kiedy możesz się skontaktować z Bergeronem. Zadzwonię do ciebie za trzy minuty.
– Kochanie, czy wszystko w porządku?
– Doznałem głębokiego przeżycia religijnego. Opowiem ci o nim później.
Jason nie odrywał wzroku od zegarka; delikatna wskazówka sekundnika poruszała się przeraźliwie wolno. Po trzydziestu sekundach sam zaczął odliczać czas, przyjmując, że serce odbijające się echem w krtani uderza mniej więcej co dwie i pół sekundy. Zaczął nakręcać numer, gdy zostało mu dziesięć sekund, w czwartej sekundzie włożył monety i odezwał się do telefonistki w „Terrasse” pięć sekund po czasie. Marie podniosła słuchawkę, gdy tylko zadzwonił telefon.
– Co się stało? – zapytał. – Myślałem, że może jeszcze rozmawiasz.
– Rozmowa trwała bardzo krótko. Myślę, że d’Anjou był ostrożny. Być może ma listę nazwisk osób, którym podano prywatny numer. Nie wiem. W jego głosie słyszałam rezerwę i wahanie.
– Co powiedział?
– Że Monsieur Bergeron poszukuje tkanin nad Morzem Śródziemnym. Wyjechał dziś rano i spodziewają się go dopiero za kilka tygodni.
– Zdaje się, że dopiero co widziałem go tysiąc kilometrów od Morza Śródziemnego.
– Gdzie?
– W kościele. To był Bergeron. Udzielił rozgrzeszenia końcem bardzo ostrego narzędzia.
– O czym ty mówisz?
– Lavier nie żyje.
– O Boże! Co zamierzasz zrobić?
– Porozmawiać z człowiekiem, którego chyba już spotkałem. Jeżeli ma trochę oleju w głowie, to mnie posłucha. Jego los jest przesądzony.
30
– D’Anjou.
– Delta? Zastanawiałem się, kiedy… Wiesz, twój głos poznałbym wszędzie.
Wymówił je! Wreszcie ktoś je wymówił! Imię będące dla niego wszystkim i niczym jednocześnie! D’Anjou znał je. Philippe d’Anjou należał do jego nie pamiętanej przeszłości. Delta. Kain to Charlie, a Delta to Kain! Delta. Delta! Skądś znał tego człowieka, on zaś z pewnością znał odpowiedź! Alfa, Bravo, Charlie, Delta, Echo, Fokstrot…
„Meduza”!
– „Meduza” – wypowiedział cicho słowo, które łomotało mu głowie.
– Słuchaj, Delta, Paryż to nie Tam Quan. Nic już nie jesteśmy sobie winni. Nie spodziewaj się rewanżu. Mamy teraz różnych pracodawców.
– Jacqueline Lavier nie żyje. Jakieś niecałe pół godziny temu została zabita przez Carlosa w Neuilly-sur-Seine.
– Dobra, dobra. Dwie godziny temu wyjechała z Francji. Sama do mnie telefonowała z Orly. Zamierzała przyłączyć się do Monsieur Bergerona…
– I razem pewnie mieli kupować tkaniny nad Morzem Śródziemnym – nie wytrzymał Jason.
– Ta kobieta, która pytała o René…, tak właśnie myślałem – mruknął po chwili przerwy d’Anjou. – To jednak niczego nie zmienia. Rozmawiałem z nią. Dzwoniła z Orly.
– Ktoś jej kazał tak powiedzieć. Jaki miała głos?
– Była zdenerwowana, o czym powinieneś wiedzieć najlepiej. Strasznie namieszałeś, Delta. Czy Kain. Czy jak się teraz nazywasz. Czuła się nieswojo, to jasne. Dlatego właśnie postanowiła wyrwać się na trochę.
– Dlatego właśnie nie żyje. Teraz kolej na ciebie.
– Ta ostatnia doba była ciebie godna. A to nie jest.
– Śledzili ją. Ciebie też śledzą. Cały czas mają cię na oku.
– Jeśli nawet, to dla mojego bezpieczeństwa.
– Więc dlaczego Lavier zginęła?
– Nie wierzę ci.
– Czy popełniłaby samobójstwo?
– Absolutnie nie.