Nowy przewodnik mianowicie, Matomba, gadatliwością swoją posiał obawę w sercach dotąd mężnych tragarzy. Siedząc przy ognisku szeroko rozprawiał o czyhających w dżungli niebezpieczeństwach. Według jego relacji Pigmejczycy byli okropnymi ludożercami. Podobno nieraz w ich szałasach znajdowano pozostałości uczt kanibalskich. Przewodnik twierdził, że sam widział, jak Pigmejczycy używali ludzkich czerepów jako naczyń do picia wody. Opowiadał również o napadach karłów na wsie murzyńskie. Podczas gdy mężczyźni walczyli, rażąc napadniętych zatrutymi strzałami, kobiety-karlice doszczętnie rabowały zasiane pola i unosiły w dżunglę plony. Niesamowite opowieści o napadach, zasadzkach, zatrutych strzałach, okrucieństwie i ludożerstwie wywołały zamierzony efekt.
– O, ooo! Bambutte niechybnie zabiją białych łowców, a potem pomordują i zjedzą nas wszystkich – biadolili Murzyni. – Kabaka skazał nas na okropną śmierć!
– Wracajcie do domów – podszepnął nowy przewodnik. – Po co mielibyście służyć Bambutte za tłuste krowy na ich ucztach?
– Nie możemy teraz wracać – jęczeli Bugandczycy. – Katikiro każe nas powiesić, jeżeli opuścimy białych łowców. O, matko! Sam to nam powiedział!
– Źle z wami, źle z nami wszystkimi – powtórzył przewodnik.
Sambo słuchał z zapartym tchem i skóra cierpła mu na plecach. Wierny białym łowcom, postanowił natychmiast przestrzec ich przed grożącym niebezpieczeństwem. Pobiegł więc do Tomka. Szczękając z przerażenia zębami powtórzył wszystko, co usłyszał od nowego przewodnika. Mocno opalona twarz Tomka poszarzała pod wpływem słów młodego Samba, lecz mimo to odparł mężnie:
– Wiesz co, Sambo? To tylko strach ma wielkie oczy. Przewodnik niepotrzebnie straszy naszych ludzi tymi niesamowitymi opowieściami.
– O, biały buana, ty naprawdę jesteś mężny jak lew i silny jak słoń – szepnął Sambo, z uwielbieniem patrząc na chłopca. – Oni również mówią, że w dżungli nawet ptak-miodownik zamiast do miodu wiedzie ludzi w zasadzkę.
– Nie słyszałem o takich ptakach, najlepiej uczynimy, gdy powtórzymy wszystko memu ojcu.
– Tak, tak, powiedzmy wszystko zaraz.
Obydwaj udali się natychmiast do namiotu, gdzie pochyleni nad mapą naradzali się czterej łowcy. Tomek jednym tchem powtórzył relacje zasłyszane przez Samba.
– To prawda, tak mówi Matomba – przytakiwał młody Murzyn.
Smuga, jakby nie zważając na ich podniecenie, uśmiechnął się i rzekł:
– Wygląda mi na to, że najbardziej się boi nasz nowy przewodnik. Murzyni są bardzo skłonni do przesady. Pigmejczycy niechętnie obcują nie tylko z białymi, lecz nawet z innymi plemionami murzyńskimi. Dlatego też opowiada się o nich tyle nieprawdopodobnych historii. Nasłuchałem się wiele od Stanleya, który wśród ustawicznych walk z różnymi plemionami przewędrował Kongo wszerz, spiesząc na pomoc Eminowi-paszy. Wprawdzie Pigmejczycy są zdradliwi, nieufni i bardzo wojowniczy, lecz nie słyszałem, aby uprawiali ludożerstwo. Czerepy, rzekomo ludzkich głów, używane przez karłów do picia wody pochodzą z zabitych małp. Plemiona zamieszkujące dżungle żywią się małpami, ponieważ polowanie na inne zwierzęta nie jest dla nich łatwe.
– Jeden kumpel mówił mi, że małpie mięso smakuje tak jak ludzkie – zauważył bosman Nowicki.
– Wszystko jedno, jak ono smakuje – przerwał Hunter. – Najlepiej będzie, jeśli Matomba położy się już spać i przestanie straszyć ludzi.
– Co mówili na to wszystko Masajowie? – zaciekawił się Wilmowski.
– Mescherje zaraz rozstawił swoich ludzi na czatach naokoło obozu – odparł Tomek.
– Ha, więc i on się obawiał, żeby tragarze nas nie opuścili w nocy – wtrącił Hunter. – No, jeśli Mescherje czuwa, to my możemy spać spokojnie, co teraz przyda się nam wszystkim, gdyż jeszcze przedświtem ruszamy w drogę.
– Czy pan jest zdania, że możemy całkowicie zaufać Mescherje? – zapytał Wilmowski.
– Masajowie uważają siebie za wyższą kastę ludzi, przez samą więc dumę nie będą prowadzili konszachtów z innymi Murzynami. Poza tym wojownik masajski nigdy nie okazuje strachu – zapewnił Hunter. – Znam Mescherje nie od dzisiaj.
– Kładźmy się więc na spoczynek, mamy przecież wyruszyć jeszcze przed świtem – zakończył Smuga.
– Przejdę się po obozie i pogadam z Murzynami – powiedział Hunter przypasując rewolwer.
– Czekaj pan, nie jestem śpiący, możemy więc pójść razem – odezwał się bosman. – Prawdę rzekłszy, lubię posłuchać takiej strachliwej gadaniny.
Tomek zachichotał i wysunął się z namiotu za Sambem. On również przepadał za wszelkimi opowieściami. Hunter obszedł cały obóz, porozmawiał z Masajami, a potem udał się do swego namiotu. Natomiast bosman, Tomek i Sambo zbliżyli się do tragarzy, którzy szerokim kołem obsiedli ognisko. Bugandczycy skwapliwie zrobili im wygodne miejsca, ponieważ widok olbrzymiego, zawsze wesołego marynarza napawał ich dziwną ufnością i poczuciem bezpieczeństwa. Trójka przyjaciół przyjęła zaproszenie, a humorystyczne opowieści bosmana wkrótce wprawiły Murzynów w dobry nastrój. Późno już było, lecz rozochoceni tragarze nie spieszyli się na spoczynek.
Jeden z nich zwrócił się do bosmana:
– Silny i mądry jesteś, biały buana, powiedz więc, co to jest: mała, stroma góra, na którą żaden człowiek nie może się wspiąć?
Bosman nie znał murzyńskich dowcipów. Po kilku nieudanych odpowiedziach przyznał się, że nie wie. Wtedy Murzyn zawołał:
– Jajo!
Wszyscy inni śmiali się i z radości uderzali rękoma o uda. Potem zapytał ktoś inny:
– Biały buana, może to uda ci się odgadnąć: co to jest, co można dzielić, a przecież nikt nie pozna, gdzie to było dzielone?
Bosman roześmiał się i odparł:
– Woda!
Pochwalne okrzyki nagrodziły trafną odpowiedź; zabawa byłaby się przeciągnęła, gdyby nie marynarz, który spojrzał na niebo i zauważył:
– Nie wypoczniemy przed drogą, gwiazdy bledną, wkrótce nastąpi dzień.
– Tak, tak, one gasną, bo w dzień są niepotrzebne. Mała dziewczynka modliła się, aby świeciły tylko w nocy – wtrącił Sambo.
– Co ty opowiadasz? O jakiej dziewczynce mówisz? – zapytał Tomek.
– Biały buana nie wie, skąd się gwiazdy wzięły tam w górze? – odparł Sambo pytaniem.
– Ty też nie wiesz!
– Sambo mądry, Sambo wie!
– To opowiedz nam jeszcze o tym i pójdziemy spać – zaproponował Tomek.
Sambo usadowił się wygodnie i rozpoczął murzyńską legendę o pochodzeniu gwiazd:
– W pewnej wiosce nie było nic do jedzenia. Mała dziewczynka była bardzo głodna, więc jej ojciec udał się na dalekie łowy. Nie wrócił przez cały dzień. W końcu nastała czarna noc. Mała dziewczynka, która oczekiwała w wiosce na powrót ojca, zaczęła się obawiać, że wśród ciemnej nocy nie znajdzie on drogi do domu.
Modliła się więc bardzo do dobrych duchów, a potem wzięła z ogniska garść rozżarzonego popiołu i rzuciła go w górę, aby przyświecał ojcu podczas wędrówki. Mała dziewczynka modliła się tak gorąco, że dobre duchy wysłuchały jej próśb i przemieniły żarzący się popiół w błyszczące gwiazdy. Od tej pory tkwią one w górze nad nami. Niektóre przybierają przeróżne kształty, na przykład kwiatów lub zwierząt, i co noc wskazują drogę zbłąkanym w ciemnościach wędrowcom.