Выбрать главу

Inuszi uważał Masajów za wyższą kastę ludzi. Na ogół nie mieszał się do ogólnych rozmów tragarzy, mimo że nudził się ogromnie. Toteż gdy Sambo zamilkł na chwilę, opowiedział, jak to mały buanawywiódł w pole ich czarownika zabawną sztuczką z monetą, którą wyjął z jego ucha.

Bugandczycy aż pokładali się ze śmiechu i prosili Tomka, aby zademonstrował im swe umiejętności. Chłopiec nie dał się wiele prosić. Przy ognisku rozbrzmiały śmiechy i pochwały.

Murzyni wołali:

– O, matko! To naprawdę wielki czarownik!

– Ho, ho, jak tylko zechce, to schwyta okapi!

– Zabił soko jak małą muchę, żaden zwierz mu nie umknie!

– Na pewno da nam jeść!

– Duży biały buana kazał nam słuchać małego buany. Będziemy polować, jak mały buana chce – zapewnił Sambo.

– Lamparty są w pobliżu. Wykopiemy duży dół, przykryjemy go gałęziami, a u góry nad pułapką powiesimy kawał mięsa. Lamparty wpadną w dół, a my zamkniemy je w klatce – podszepnął Inuszi.

Tomek wahał się jeszcze, chociaż perspektywa samodzielnych łowów nęciła go coraz bardziej. Postanowił spokojnie przemyśleć całą sprawę. Udał się do namiotu na spoczynek, polecając Inusziemu, aby jak zwykle wyznaczył Murzynom kolejność nocnego czuwania.

Tomek długo nie mógł zasnąć. Rozmyślał o Smudze i bosmanie, którzy w tej chwili spali zapewne gdzieś na moczarach w nędznym szałasie. Ciekaw był, czy uda im się wytropić okapi. Obliczał, ile to pieniędzy otrzymaliby za nieznane zwierzę. Stawał się coraz bardziej senny i już przymknął oczy, gdy Sambo wsunął się do namiotu.

– Buana, buana! Czy słyszysz? – szepnął.

Tomek natychmiast zapomniał o śnie. Usiadł na posłaniu. W spowitej ciemnością nocy dżungli rozmawiały tam-tamy. Zerwał się i wybiegł przed namiot. Odległe, ciche dudnienie płynęło gdzieś z północy. Więc Smuga mylił się, twierdząc, że okolica była całkowicie bezludna!

Prawdopodobnie ambitny i czuły na pochwały, lecz rozsądny chłopiec nie zdecydowałby się opuścić obozu, gdyby chodziło jedynie o szukanie rozrywki. Miał zbyt wiele doświadczenia, aby nie docenić niebezpieczeństw grożących w dżungli. Teraz jednak sytuacja zupełnie się zmieniła. Smuga był przekonany, że w pobliżu nie ma siedzib ludzkich. Skoro okazało się inaczej, należało się jak najszybciej upewnić, czy nic nie grozi obozowi.

Olbrzymi Masaj, Inuszi, cicho zbliżył się do Tomka i szepnął:

– Tam-tamy mówią, buana. One daleko, ale lepiej w nocy palić małe ognisko.

– Masz rację, Inuszi. Tam-tamy grają gdzieś na północy. Głos leci po stepie na znaczną odległość. Myślę, że teraz musimy się rozejrzeć po okolicy.

– Dobrze mówisz, buana – przytaknął Masaj.

– Weźmiemy trzech ludzi i sprawdzimy, czy nie grozi nam jakie niebezpieczeństwo.

– Dobrze, buana, tak zrobimy. Teraz, buana, idź spać, a Inuszi będzie czuwał.

– Zgoda. O świcie urządzimy małą wyprawę na północ – zakończył Tomek.

Zadowolony z siebie powrócił do namiotu. Teraz nikt nie mógł mu zarzucić, że lekkomyślnie złamał rozkaz Smugi.

Krzykliwa kłótnia małp i wrzask papug wyrwały Tomka z głębokiego snu. Przyzwyczajony do niebezpieczeństw chłopiec zaledwie otworzył oczy, natychmiast rozejrzał się czujnym wzrokiem dokoła. Przez tkaninę namiotu przesączało się światło dzienne. Sambo chrapał jeszcze w najlepsze. Tomek mocno potrząsnął go za ramię i polecił: – Przygotuj śniadanie, Sambo. Zaraz wyruszamy na zwiady.

– Szkoda, buana, że tak prędko przebudziłeś Samba. Śnił mi się Mtoto i wielki, wielki słoń. Mtoto zabił słonia i dał Sambowi mnóstwo jedzenia – markotnie powiedział Murzyn.

– Nie martw się. Sambo. Może napotkamy po drodze jakąś zwierzynę – pocieszył go Tomek.

Sambo zaraz się rozchmurzył i wybiegł z namiotu. Tymczasem Tomek zaczął się przygotowywać do wyprawy. Wybrał kilka długich, mocnych rzemieni oraz lasso, przeczyścił i nabił broń, po czym udał się na posiłek. Czarna kawa i trochę konserw zaspokoiły jego pierwszy głód, lecz Murzyni upominali się o zwiększone racje. Tomek obiecał, że podczas wyprawy postara się upolować jakieś zwierzę.

Inuszi wybrał trzech rosłych tragarzy, polecił im zabrać broń. Tomek wytłumaczył Bugandczykom, jak mają się zachowywać w obozie podczas jego nieobecności.

Poprzedzany przez uzbrojonego w karabin Inusziego ruszył na północ ku sawannie. Trzeba przyznać, że chociaż duma rozpierała ambitnego chłopca, nie zaniedbywał ostrożności. Nie polegał na Inuszim ani towarzyszących im trzech Bugandczykach. Co kilkadziesiąt kroków pozostawiał dobrze widoczne znaki na drzewach, uważnie badał wszelkie ślady na ziemi, jak przystało na wytrawnego tropiciela. Roztropne zachowanie białego chłopca budziło uznanie wśród Murzynów. Toteż bez jakichkolwiek sprzeciwów wykonywali wszystkie jego rozkazy i natychmiast dzielili się z nim spostrzeżeniami.

– Buana, buana! Tędy szła wielka leśna świnia58[58Phacochoerus aethiopicu, inaczej guziec, zamieszkuje całą Afrykę na południe od Sahary. Żyje w sawannach i w buszu, zwłaszcza w pobliżu wody.] – poinformował jeden z Bugandczyków.

Tomek słyszał o leśnych świniach przebywających w gąszczu dżungli. Miały to być zwierzęta kopytne, których budowa świadczyła, że stanowią przejście od dzika do południowoafrykańskich świń brodawkowych. Spotkanie z dziką świnią nie należało do bezpiecznych. Miały one po dwie pary potężnych, długich (do dwudziestu pięciu centymetrów) kłów, groźnie sterczących z pyska, którymi w razie potrzeby potrafiły się zajadle bronić. Tomek nie zamierzał ryzykować spotkania z nimi. Huk strzału mógłby ściągnąć w pobliże obozowiska tubylcze plemię, co w obecnej sytuacji nie było pożądane. Przyjrzał się więc śladom świni i ruszył w dalszą drogę.

Niebawem znaleźli się na skraju lasu. Tutaj, w pobliżu małpich gniazd, Murzyni odkryli ślady lampartów. Na brzegu sawanny Tomek wszedł na wysokie drzewo, aby przez lunetę dokładnie się przyjrzeć okolicy. Po długim penetrowaniu terenu zadowolony zeskoczył na ziemię. Nigdzie nie było widać śladu ludzkich siedzib. W bujnej zieleni sawanny spokojnie pasły się stada antylop i żyraf. Był to najlepszy dowód, że nikt nie niepokoił zwierzyny.

Tomek poinformował o tym Murzynów i oznajmił im, że postanowił urządzić kilka pułapek na lamparty. Chwytanie tych drapieżników w głębokie doły nie przedstawiało większego ryzyka i mogło urozmaicić nudny okres oczekiwania na powrót towarzyszy. Nastrój Murzynów poprawił się po upolowaniu przez Tomka elanda o pięknych, śrubowało skręconych rogach, zaliczanego do największych antylop żyjących w sawannach afrykańskich. Po posiłku w obozie dał hasło do ponownego wymarszu. Tym razem Murzyni zabrali łopaty do kopania dołów.

Niemal cztery dni upłynęły na przygotowywaniu pułapek. Były to głębokie doły wykopane w pobliżu małpich gniazd. Każdy dół maskowano rusztowaniem z gałęzi. Nim minął tydzień, schwytano dwa piękne okazy. Tomek proponował poczekać z wydobyciem drapieżników aż do powrotu Smugi, ale Inuszi zapewniał go, że sami na pewno dadzą sobie radę z zamknięciem zwierząt w klatkach.

Odważny, zręczny Masaj umiał zabrać się do rzeczy. Przygotował długie drągi z rozwidleniem na jednym końcu, którymi Bugandczycy unieruchomili lamparta, przyciskając go do ziemi, a Inuszi bez wahania wskoczył do pułapki. Zbliżył się do szczerzącego kły drapieżnika i podsunął mu krótki, gruby kij. Kły natychmiast wpiły się w drewno, a wtedy Inuszi zarzucił na pysk rzemienną pętlę. Związanie łap było już drobnostką, W ten sposób w przeciągu godziny obydwa lamparty przeniesiono w klatkach do obozu.

Schwytanie lampartów zmuszało Tomka do polowania. Jednego dnia wybrał się z Sambem na skraj dżungli. Wypatrywali na drzewach małpich gniazd. Nagle usłyszeli dźwięczne nawoływania miodowoda.