Выбрать главу

– Od kwadransa kocioł z kawą dymi jak komin parowca – oznajmił bosman. – Możemy siadać do stołu. Umyj się, Tomku, piorunem, bo z zaspanymi ślepiami nie trafisz do kubka z kawą!

Tomek pobiegł do strumienia. Wkrótce znalazł się przy stoliku razem z towarzyszami. Po śniadaniu podróżnicy przeczyścili broń i natychmiast wsiedli na wierzchowce. W obozie masajskim oczekiwało na nich kilku wojowników pod dowództwem samego Kisuma.

– Czy oni naprawdę mają zamiar zabijać lwy tymi dzidami? – zwrócił się Tomek do Huntera, spoglądając z niedowierzaniem na skromne uzbrojenie Masajów.

– Bądź o nich spokojny. Te na pozór niewinnie wyglądające dzidy stają się w ich rękach niezawodną bronią – odrzekł Hunter.

– Ja bym się nie odważył iść na polowanie tak uzbrojony.

– Ja też bym tego nie uczynił. Do miotania dzidą trzeba mieć szaloną wprawę i olbrzymią siłę.

W tej chwili dano hasło do wymarszu. Masajowie i biali łowcy ruszyli wzdłuż strumienia przecinającego sawannę. Po godzinie marszu przybliżyli się do rozległych wzgórz. Wkrótce u ich podnóża ujrzeli stado bydła o grubych, szeroko rozstawionych rogach. Kilku półnagich pasterzy wybiegło im na spotkanie. Kiedy usłyszeli o zamierzonym polowaniu, wydali głośny okrzyk radości. Jak wynikało z ich relacji, rozzuchwalone bezkarnością lwy niemal co noc porywały ze stada jedną lub kilka sztuk bydła, a przed dwoma dniami rozszarpały i pożarły pasterza.

Łowcy zsiedli z koni przy szałasach pastuchów. Nie tracąc czasu rozpoczęli naradę z Kisumem i jego wojownikami. Masajowie zapewniali, że dokładnie znają położenie lwiej kryjówki. Wobec tego Smuga zaproponował, aby nie czekać, aż lwy wyjdą w nocy na żer, lecz natychmiast urządzić na nie obławę. Twierdził, że po sutym nocnym posiłku lwy mają zwyczaj wypoczywać w ciągu dnia i wtedy łatwiej jest podejść je niepostrzeżenie. Uczestnicy polowania wyrazili zgodę na propozycję doświadczonego myśliwego. Jednocześnie powierzyli mu dowództwo.

Smuga natychmiast rozpoczął przygotowania. Długo badał przez lunetę spory obszar krzaczastego stepu, ciągnący się w pobliżu na pól wyschłej rzeczułki. Tam, według zapewnień pasterzy, znajdowała się kryjówka lwiej rodziny napastującej bydło. Smuga podzielił Masajów na dwie grupy. Liczniejsza, razem z Wilmowskim i Hunterem uzbrojonymi w doskonałe karabiny, miała się rozciągnąć w długi szereg i wkroczyć w gąszcz od strony rzeczułki. Na czele drugiej grupy stanął Smuga. Postanowił okrążyć busz, by urządzić zasadzkę na lwy wycofujące się przed nagonką. Tomek poprosił ojca, aby pozwolił mu się udać razem ze Smugą i bosmanem Nowickim. Wilmowski zgodził się na to. Wiedział przecież, że pod opieką wytrawnego myśliwego chłopcu nic złego nie może się stać.

Grupa Smugi pierwsza wyruszyła na stanowisko, ponieważ potrzebowała więcej czasu na urządzenie zasadzki. Smuga krocząc na przedzie poprowadził swych ludzi skrajem rozległego pasa krzewów.

Tomek szedł obok Smugi. W skupieniu przysłuchiwał się jego wskazówkom, jak należy się zachować podczas polowania na lwy.

– W Afryce wyróżniono kilka podgatunków lwów27[27Felis leo.] w zależności od rozmiaru ich grzywy, a więc: berberyjskiego, najpotężniejszego ze wszystkich, który obecnie występuje jedynie w krajach Atlasu, masajskiego żyjącego we wschodniej Afryce Środkowej, senegalskiego, kapskiego i somalijskiego. Niektóre z tych podgatunków już wymarły – wyjaśniał łowca. – Poza Afryką żyją dwa gatunki: perski i indyjski. Można domyślić się z samej nazwy, że w tych okolicach przebywają lwy zwane masajskimi. Odmiana ta, w przeciwieństwie do innych, napada i pożera ludzi. Lwy unikają puszcz podzwrotnikowych, a chętnie gnieżdżą się w okolicach otwartych, zwłaszcza w buszu i na pustynnych równinach lub płaskowzgórzach. Na ogół nie trzymają się ściśle określonych kryjówek. Wędrują z miejsca na miejsce spędzając dzień tam, gdzie zastaje je wschód słońca. Gorzej się jednak dzieje, gdy bestie zasmakują w łatwym polowaniu na bydło domowe lub na przeważnie źle tutaj uzbrojonych i tym samym niemal bezbronnych ludzi. Wtedy włóczą się dłużej po okolicy i dokonują straszliwego spustoszenia.

– Wydawało mi się, że każdy lew rzuca się na człowieka – wtrącił Tomek.

– Większość mieszczuchów tak sądzi, lew jednak raczej rzadko napada na ludzi. Nawet szczuty psami więcej uwagi zwraca na ogary niż na człowieka. Oczywiście inaczej to wygląda, gdy się ma do czynienia ze zwierzęciem draśniętym kulą albo pozbawionym możliwości ucieczki. Wtedy staje się ono zajadłym i groźnym przeciwnikiem.

– Słyszysz, braciszku? Musisz dobrze pilnować Dinga, bo co by powiedziała ładna Sally, gdyby lwy pożarły jej pupila? – roześmiał się bosman.

– Niech pan tylko spojrzy, jak spokojnie zachowuje się Dingo – powiedział Tomek. – Na pewno nie zwęszył jeszcze lwów albo też wcale ich nie ma w tym buszu.

– Teraz idziemy z wiatrem. Zobaczymy, jak Dingo się zachowa, gdy będziemy po drugiej stronie buszu – rzekł Smuga.

Naraz podróżnik przystanął i pochylił się nad zdeptaną wokół brzegu strumienia ziemią. W tym miejscu strumień rozlewał się trochę szerzej, tworząc przy jednym z brzegów nieckowatą wyrwę. Woda stała tutaj spokojnie, ledwie poruszana prądem strumyka. Tomek trącił bosmana w bok:

– Pewnie pan Smuga odkrył ślady lwów.

Mescherje, który zatrzymał się obok chłopca, wyjaśnił:

– Tu lwy piją wodę w nocy. W dzień siedzą w zaroślach i śpią. Lwy są bardzo mądre, nie męczą się bieganiem w dzień, kiedy gorąco.

Tomek popatrzył na mętną wodę wypełniającą nieckę.

– Nie wydaje mi się, żeby lwy były tak bardzo mądre. Po co piją brudną wodę, skoro czysty strumień płynie tuż obok?

– Brudna woda lepsza. Wszystkie zwierzęta lubią stojącą wodę – stwierdził Mescherje.

Po chwili Smuga ruszył dalej. Około godziny trwała wędrówka ścieżką zwierzęcą, która nagle zniknęła w dość gęstym buszu z rzadka porosłym drzewami.

– Idźmy dalej ścieżką – doradził Mescherje – busz zaraz się skończy.

– Dobrze, prowadź nas teraz – polecił Smuga.

Mescherje zagłębił się w zarośla. Smuga, bosman, Tomek i Masajowie postępowali za nim, oddaleni zaledwie o kilka kroków. Tomek trzymał krótko na smyczy strzygącego uszami Dinga. Pies niepokoił się coraz bardziej, toteż chłopiec zwrócił na niego całą uwagę. Nagle rozległ się krzyk Mescherje. Wydarzenia potoczyły się tak szybko, że Tomek działał już tylko odruchowo. Spojrzał w kierunku, z którego doszedł głos Mescherje, i ujrzał potężny grzbiet zwierzęcia cwałującego z pochylonym łbem uzbrojonym w wielkie zakrzywione i ostre rogi. Mescherje w ostatniej chwili podskoczył wysoko. Jak piłka przetoczył się po szerokim grzbiecie gwałtownie szarżującego bawołu. Na szczęście Smuga nie stracił zimnej krwi; widząc, że nie zdąży złożyć się do strzału, krzyknął donośnie:

– Kryjcie się za drzewami!

Jednocześnie uskoczył za pień dużej akacji, ratując się w ten sposób przed stratowaniem.

Bosman znajdował się najbliżej Tomka. Wyrwał mu z rąk smycz, popychając go jednocześnie w kierunku rozłożystego figowca. Przerażony nagłym pojawieniem się bawołu afrykańskiego28[28Bubalis caffer. Najbliższymi jego krewniakami, których wiele zamieszkuje dziewicze lasy Środkowej Afryki, są: nieco mniejszy bawół czerwony (Bubalis caffer nanus) z Konga i bawół krótkorogi (Bubalis caffer brachyceros) znad jeziora Czad.], chłopiec jednym susem wskoczył na niższą gałąź; błyskawicznie wdrapał się na drzewo. Bosman szarpnął Dinga i schował się za tym samym figowcem. Masajowie, bezszelestnie jak duchy, zniknęli ze ścieżki.

Nim Tomek zdał sobie sprawę z tego, co się stało, tętent rozgniewanego zwierzęcia ucichł w dali.

Smuga z karabinem gotowym do strzału ukazał się na ścieżce.

– Nie wychodźcie jeszcze z kryjówek! – zawołał ostrzegawczo. – Bawół może wrócić!

Tomek siedział na gałęzi przylepiony prawie do pnia figowca. Tymczasem Smuga odnalazł ukrytego w krzewach Mescherje. Murzyn oszołomiony był jeszcze upadkiem na ziemię, lecz zapewniał, że nic mu się nie stało. Zaraz też ruszył śladem bawołu, by sprawdzić, czy już im nie zagraża. Wrócił po dłuższej chwili wołając:

– Nie ma go, nie ma! Uciekł naprawdę!

Masajowie natychmiast ukazali się na ścieżce. Bosman Nowicki wyszedł z psem zza drzewa. Zadarłszy głowę powiedział ze śmiechem:

– He, he, he! Aleś, brachu, skoczył na drzewo zwinniej od małpiaka! Szkoda, że nie miałem aparatu fotograficznego. Boki by Sally rozbolały z uciechy, gdyby zobaczyła, jak się wspinasz na drzewo uciekając przed byczymi rogami! Prawda, Dingo? Ale widok!

Tomek zeskoczył z drzewa i podniósł z ziemi porzucony sztucer. Smuga i Masajowie uśmiechali się dyskretnie. Chłopiec spojrzał na nich ponurym wzrokiem. Westchnął ciężko, gdyż zdawało mu się, że jego myśliwska sława mocno została w tej chwili nadszarpnięta.