W czasie gdy Wilmowski opiekował się słoniami, towarzysze jego mieli zapolować na żyrafy i nosorożce. Tomek szczególnie się do tych łowów palił. Podczas pobytu w Australii nabył dużej wprawy w urządzaniu pułapek na różne zwierzęta. Teraz postanowił samodzielnie przygotować ich kilka na nosorożce. Nie mniej ciekawie zapowiadało się dlań polowanie na żyrafy.
Pewnego dnia Smuga z Tomkiem wsiedli na wierzchowce, aby rozejrzeć się w terenie i w kilku najbliższych wioskach murzyńskich zwerbować większą liczbę mężczyzn do udziału w obławie na żyrafy. Towarzyszyło im pieszo paru Bugandczyków i Sambo. Ruszyli na północ, tam bowiem, według zapewnień krajowców, okolica była gęściej zamieszkała.
Na stepie napotykali jedynie stada zebr i antylop. Tomek często wydobywał lunetę, lecz nigdzie nie dostrzegał żyraf. Nie zrażał się niepowodzeniem, ponieważ wiedział, że w zaroślach mimozy żyrafy, dzięki ochronnej barwie swej sierści, nie są łatwe do wytropienia.
W pewnej chwili łowcy ujrzeli na północnym wschodzie wznoszący się z ziemi słup czarnego dymu.
– Step się pali! – krzyknął Tomek wstrzymując konia.
Smuga natychmiast wziął od niego lunetę. Długo obserwował potężniejącą kolumnę dymu.
– Nie wygląda mi to na żywiołowy pożar stepu. Ogień, mimo wiatru, nie rozszerza się dalej na boki.
– Buana, może to Murzyni palą step? Galia często tak robią – wtrącił Sambo.
– Po cóż Murzyni mieliby podpalać trawę na stepie? Pożar mógłby łatwo zniszczyć ich domostwa – powątpiewająco odezwał się Tomek.
– Niektórzy krajowcy, zwłaszcza ze szczepu Galia, umieją za pomocą ognia bez trudu i wysiłku karczować i jednocześnie użyźniać ziemię – wyjaśnił Smuga. – Czynią to przeważnie przed porą deszczową, gdy tropikalne słońce wypraży wybujałe mocno trawy. Okopują wówczas duży szmat stepu szerokimi rowami, po czym czekają na dobry wiatr i podpalają suchy gąszcz. Prąd powietrza niesie płomień na tę całą powierzchnię aż do rowów, których ogień przejść już nie może. W ten sposób teren zostaje dokładnie wykarczowany, a użyźniona popiołem ziemia wspaniale rodzi.
– Może to i niezły sposób – przyznał Tomek. – Patrzcie, dym już opada.
– Tak, tak, to pożar wzniecony przez ludzi. Wobec tego i wioska musi się znajdować w pobliżu. Jedźmy w tamtym kierunku – powiedział Smuga.
Niebawem zobaczyli liczniejsze kępy drzew, a wśród nich stożkowate, słomą kryte chatki okolone żywopłotem z kaktusów. Był to kral, czyli murzyńska wioska. Znad brzegu rzeczki dochodziły charakterystyczne odgłosy uderzeń kijami o zdartą z drzew korę, z której krajowcy sporządzają tu odzież.
Rozległo się szczekanie psów. Tomek ujął na smycz Dinga jeżącego się na widok kundli murzyńskich. Gromada mieszkańców wyszła na spotkanie przybyszów. Po pewnej chwili ku zdziwieniu podróżników z gromady tej nieoczekiwanie wybiegło dwoje Murzynów i wołając radośnie do Samba, rzuciło mu się na szyję. Poczciwy Sambo zapłakał przy tym powitaniu. Wkrótce wyjaśniło się: młodzi – dziewczyna i mężczyzna – byli rodzeństwem Samba; razem z nim zostali uprowadzeni przez handlarzy niewolników podczas napadu na ich rodzinną wioskę.
Na szczęście arabskie łodzie uwożące niewolników przychwycił na Jeziorze Wiktorii kapitan angielskiego parowca. Aresztował on niecnych handlarzy i uwolnił brańców. Murzyni bali się powrócić w rodzinne strony, tam grasował przecież bezlitosny Castanedo. Wylądowali więc na zachodnim wybrzeżu jeziora, gdzie zostali gościnnie przygarnięci przez miejscowe plemię.
Tomek i Smuga uradowali się tym niezwykłym spotkaniem. Zaraz też przyrzekli Sambowi, że pomogą mu w założeniu własnego gospodarstwa, aby mógł się zaopiekować rodzeństwem.
Sambo wzruszony ich życzliwością kłaniał się w pas Tomkowi wołając:
– Och, ooo! Mały biały buana jest naprawdę potężnym czarownikiem! Uwolnił biednego Samba od złego handlarza ludzi i doprowadził do brata i siostry! Tylko wielki, wielki czarownik może tak zrobić!
Po takim oświadczeniu wszyscy Murzyni klaskali głośno w dłonie na powitanie “potężnych” gości. Smuga, wykorzystując przyjazne nastroje, oznajmił, iż szuka ludzi do obławy na żyrafy. Niemal wszyscy mężczyźni zgłosili swój udział, zapewniając łowców, że okolica obfituje w długoszyje zwierzęta o smacznym mięsie.
Przy akompaniamencie radosnych okrzyków łowcy wkroczyli do kralu. Tutaj podnieceni gospodarze wyjaśnili im, że jedna z młodych matek spodziewa się lada chwila przyjścia na świat pierwszego dziecka. Szczęśliwy przyszły ojciec zaprosił niecodziennych gości na uroczystość urodzin. Smuga nie mógł odmówić, ponieważ u niektórych plemion dzień urodzin dziecka jest ważnym świętem nie tylko dla matki, lecz dla wszystkich mieszkańców wioski. W obecnej chwili zainteresowanie Murzynów skupiało się wokół małej chatki, w której znajdowała się młoda matka. Należało więc poczekać, aż maleństwo przyjdzie na świat, by spokojnie ustalić warunki i dzień obławy.
Obydwaj biali łowcy ciekawie przyglądali się przygotowaniom do uroczystości. Prym wiodły tutaj kobiety. Jedne tłukły na miałki puder wysuszoną czerwoną glinę, inne przygotowywały oryginalne pieluchy i gąbki. Surowiec stanowiły liście i kwiaty bananowców. Kobiety młóciły duże liście tak długo, dopóki nie odpadły z nich wszystkie twarde i ostre cząstki. W końcu w liściu pozostawały tylko elastyczne włókna. W ten sposób liść przeistaczał się w miękką i chłonną pieluszkę. Gąbki natomiast sporządzano z kwiatu bananowego, przypominającego wielką, ważącą kilka kilogramów szyszkę. Wyciągano rdzeń kwiatu. Murzynki ubijały go na miazgę, przykrywały liśćmi bananowymi i udeptywały. Gdy sok liści przesycił zmiażdżony rdzeń kwiecia, gąbka była już gotowa do użycia.
Sposób sporządzania pieluch i gąbek przypominał Tomkowi przygody rozbitka Robinsona Kruzoe, który był zdany jedynie na własną pomysłowość. Wchodził więc Tomek do chat murzyńskich, oglądał sprzęty, wypytywał o ich zastosowanie i ani się spostrzegł, gdy zapadł zmrok.
Nagle rozbrzmiał głos gongu zwołujący wszystkich mieszkańców wioski. Łowcy natychmiast udali się na plac poza kręgiem chat.
Na środku stały słupy z wysoko zawieszoną poprzeczką. Z tego poprzecznego drąga zwisała na rzemieniach kamienna płyta, w którą stara, siwa Murzynka, przybrana w skóry i pióra, zawzięcie uderzała dużą, drewnianą maczugą. Obok na ziemi leżały fetysze w postaci ulepionych z gliny lalek, przedstawiających kobietę i mężczyznę, a także skóry zwierzęce, pazury, wypchane ptaki oraz gliniane naczynia i rogi bydlęce napełnione jakimiś płynami i maściami.
Na odgłos gongu pojawiła się gromada brunatnych dziewcząt. Tanecznym krokiem podbiegły do staruchy i wybijając rytm na bębnach rozpoczęły taniec. Stara Murzynka coraz szybciej uderzała w gong. Zmęczone dziewczęta przykucnęły dookoła rozpalonego ogniska i dalej biły w bębny. Dopiero teraz z małej glinianej chatki, stojącej na skraju placu, kobiety wyniosły na noszach młodą matkę. Wolno zbliżały się do ogniska. Na placu zaległa cisza.
– Życie, życie, życie! – zawołała położnica, a za nią okrzyk ten powtórzyły wszystkie tancerki.
Matkę uroczyście zaniesiono z powrotem do małej chatki, gdzie razem z dzieckiem miała pozostać przez długi czas. Przy wejściu poustawiano fetysze, aby odpędzały złe demony. Oczywiście Tomek nie omieszkał zajrzeć do chatki. Zdziwił się niepomiernie, gdy zamiast Murzyniątka ujrzał białego noworodka. Zaraz odciągnął na bok Smugę i zwierzył mu się ze swych podejrzeń.
– Oni na pewno porwali dziecko białej kobiecie! A może też zabili jego matkę?
Smuga roześmiał się i odparł:
– Uspokój się, Tomku. Chociaż wydaje się to dziwne, każde Murzyniątko przychodzi na świat białe. Jak wszystkie dzieci murzyńskie, i to maleństwo ściemnieje dopiero później65[65Barwa skóry człowieka zależy między innymi od ilości i jakości barwnika (pigmentu) zawartego w skórze. Murzyn posiada w swej skórze bez porównania więcej pigmentu niż Europejczyk. Pigment Murzyna ma więcej ziarnek bardzo ciemnych. Natomiast noworodki mają jeszcze tak mało pigmentu, iż nawet noworodki murzyńskie są barwy różowej, niewiele ciemniejszej od naszych nowo narodzonych dzieci.].
Tomek był tak zaskoczony tym odkryciem, że jeszcze raz wrócił do chatki przyjrzeć się dokładnie maleństwu, a ponieważ była to dziewczynka, pozostawił dla niej kilka sznurków szklanych korali.
Nazajutrz łowcy omówili plan łowów na żyrafy. Murzyni zgodzili się wziąć udział w obławie w zamian za kilka żyraf, które Smuga obiecał dla nich zastrzelić. Termin rozpoczęcia polowania ustalono na ranek za dwa dni.
Około południa Smuga i Tomek znajdowali się już w drodze powrotnej do obozu. Sambo nie chciał się rozstawać z podróżnikami aż do chwili zakończenia łowów. Biegł teraz razem z bratem obok jadącego na koniu Tomka i bez przerwy opowiadał o nadzwyczajnych czynach białych buanów.