Tomek nie wiedział już, co się działo po nieoczekiwanym ataku nosorożca. Rozjuszona bestia przetoczyła się jak huragan przez konia rozpruwając mu rogiem brzuch, przebiegła kilkanaście metrów i znów zawróciła ku swym ofiarom. Wierny Dingo skoczył na potworny łeb, lecz wyleciał w powietrze jak piłka. Z rozoranym bokiem rzucił się znów na zwierzę i atakując gwałtownie usiłował odciągnąć potwora od swego pana. Hunter znajdował się najbliżej chłopca. Bez chwili namysłu zabiegł drogę nosorożcowi, który odtrąciwszy Dinga szarżował ponownie na drgającego w agonii wierzchowca i leżącego pod nim Tomka. Hunter podniósł karabin do ramienia; gdy cielsko rozhukanego nosorożca znajdowało się od niego zaledwie o jakieś pięć metrów, pewnie nacisnął spust. Zwierzę upadło grzebiąc ziemię nogami.
Bosman i Smuga przybiegli, gdy było już po wszystkim. Razem z Hunterem unieśli konia i ostrożnie wydobyli Tomka.
– Jezus, Maria! – jęknął marynarz ujrzawszy przyjaciela zalanego krwią.
Smuga pochylił się nad Tomkiem. Wyjął z kieszeni lusterko i chciał je przytknąć do ust chłopca, lecz ręce drżały mu jak w febrze. Widząc to, Hunter wziął od niego lusterko i przysunął do twarzy Tomka. Po dłuższej chwili błyszcząca powierzchnia zmatowiała.
– Oddycha, więc jeszcze żyje! Trzeba natychmiast przenieść go do obozu i powiadomić ojca. Przygotujcie nosze – rozkazał Hunter wzruszonym głosem.
Bosman Nowicki zagryzł usta. Czerwone krople zalśniły na jego wargach. Nie mówiąc ani słowa odsunął Huntera i przyklęknął przy Tomku, po czym z największą ostrożnością wziął go na ręce.
Marynarz wolno szedł w kierunku obozowiska. Od czasu do czasu poruszał wargami, jakby odmawiał modlitwę, a po jego pełnej bólu twarzy płynęły łzy.
ZAKOŃCZENIE
Mały parowiec wolno płynął ku wschodowi wzdłuż północnych wybrzeży Jeziora Wiktorii. Na skąpanym w słońcu pokładzie pod płóciennym palankinem spoczywał na leżaku Tomek Wilmowski. Obok niego siedział bosman Nowicki pykając krótką fajkę. Tomek wydobył z podręcznej torby blok listowy, oparł go na kolanach i zaczął pisać. Bosman uśmiechnął się domyślnie. Pochylił się ku Tomkowi. W miarę jak chłopiec pisał, czytał zdanie po zdaniu:
“Jezioro Wiktorii, styczeń 1904 roku.
Droga Sally!
Przeszło cztery miesiące upłynęło od czasu, gdy wysłałem do Ciebie ostatni list. Obiecałem wtedy napisać następny po zakończeniu łowów na goryle i okapi. Nie przypuszczaliśmy wówczas, że cała wyprawa potrwa tak długo. Chociaż przytrafiło się nam wiele nieprzewidzianych wypadków, całe łowy zakończyliśmy nadzwyczaj pomyślnie. Obecnie płyniemy po Jeziorze Wiktorii parowcem, który opuścimy w Kisumu. Stamtąd pojedziemy koleją do Mombasy, gdzie ma już oczekiwać na nas “Aligator”, statek pana Hagenbecka, przystosowany do przewozu dzikich zwierząt.
Ciekawi Cię zapewne, jakie schwytaliśmy okazy. Otóż mamy pięć słoni. Wprawdzie złowiliśmy siedem, lecz tatuś wypuścił dwa z nich do lasu, ponieważ nadzwyczaj trudno było je oswoić. Dalej wieziemy cztery młode żyrafy, jednego starego i jednego młodego nosorożca, których zdobycia omal nie przypłaciłem życiem. O tym jednak wspomnę później. Mamy również trzy lwy, dziką świnię, dwa lamparty, trzy goryle (samca, samicę i małe rozkoszne gorylątko), jednego okapi, kilka szympansów, koczkodany i inne jeszcze gatunki małp. Ponadto otrzymałem dwa młode hipopotamy od kabaki, tj. króla Bugandy.
Jak widzisz, parowiec, którym obecnie płyniemy, przypomina biblijną arkę Noego. Jeżeli tylko uda nam się dowieźć pomyślnie wszystkie zwierzęta do Europy, będziemy prawdziwymi krezusami. Na prośbę tatusia, pan Hunter, nasz przewodnik i tropiciel, zgodził się towarzyszyć nam aż do Hamburga. Stało się to konieczne ze względu na mój wypadek podczas polowania na żyrafy. Zwierząt należy troskliwie doglądać, a tymczasem od trzech miesięcy jestem tylko ciężarem dla zapracowanych towarzyszy.
Muszę Ci teraz opisać, jak to się stało. Otóż chciałem, w tajemnicy przed wszystkimi, samodzielnie schwytać nosorożca. Nie mówiąc nic nikomu zastawiłem dwie pułapki. Przypadek zrządził, że w legowisku przebywała cała rodzina nosorożców składająca się z samca, samicy i młodego. Samiec i mały nosorożec zostały unieruchomione w pułapkach, a tymczasem samica, nie mogąc ich oswobodzić, wpadła w prawdziwy szał. Gdy wracaliśmy z polowania na żyrafy, wyskoczyła niespodziewanie z gąszczu. Koń przestraszył się, zaparł się nogami w ziemię i padł przebity wielkim rogiem nosorożca przygniatając mnie jednocześnie. Wierny Dingo rzucił się na rozjuszoną bestię, by odwrócić jej uwagę. Nosorożec ranił poczciwca i byłby mnie stratował na śmierć, gdyby nie pan Hunter, który zastąpił mu drogę i położył go celnym strzałem.
Długo ważyły się moje losy. Jak twierdzi kochany bosman Nowicki “śmierć ciągnęła mnie za jedną nogawkę spodni, a oni za drugą”. Dopiero po czterech tygodniach poczułem się lepiej. Oczywiście nie było już mowy, abym brał udział w łowach bądź doglądał zwierząt. Jeszcze i teraz nie wolno mi się zbytnio męczyć, toteż większość czasu spędzam na leżaku.
Poczciwy Dingo również został otoczony troskliwą opieką. Już po tygodniu zapomniał o wypadku i brał dalej udział w łowach. Ojciec mój wynajął angielski parowiec kursujący po Jeziorze Wiktorii. Dzięki temu uniknęliśmy długiego i męczącego transportowania zwierząt lądem, a jednocześnie umożliwia mi to tak pożądany obecnie wypoczynek.
Nie sposób opisać wszystkich naszych przygód w Afryce. Jest to kraj prawdziwych kontrastów. Obok olbrzymów Watussi mieszkają tu najniżsi ludzie świata. W dżungli Konga żyją ludzie-lamparty, których okrucieństwa wyludniają całe okolice. Gdy opowiem Ci o nich w sposobnej chwili, z trudem będziesz mogła uwierzyć w tę nieprawdopodobną historię. Nawet małe mrówki toczą tu regularne wojny z termitami. Przyroda płata figle. Pocisz się straszliwie w stepie w okolicy równika i spoglądasz jednocześnie na górę pokrytą wiecznym śniegiem i lodowcami. Co krok to inna niespodzianka!
Opowiem Ci wiele po powrocie do Londynu. Wyprawa nasza bowiem napotykana najrozmaitsze trudności i niebezpieczeństwa. Z takimi jednak towarzyszami, jak bosman Nowicki, pan Smuga, pan Hunter i tatuś, można zwalczyć wszystkie przeszkody. Wiele bym dał, aby być równie dzielnym i odważnym jak Oni!
Nie chciałem pisać o pewnym wydarzeniu, lecz bosman Nowicki, który zagląda mi przez ramię i odczytuje ten list, domaga się, abym wspomniał chociaż, że stoczyłem prawdziwą bitwę z ludźmi-lampartami. Niestety, wbrew mej woli zostałem zmuszony do walki z ludźmi. Jedyną dla mnie pociechą jest fakt, iż byli to fanatyczni mordercy.
Rozpisałem się i mógłbym teraz pisać bez końca o naszych najrozmaitszych nieprawdopodobnych przygodach przeżytych podczas afrykańskiej wyprawy. Chciałbym się dowiedzieć, kiedy przyjedziesz do Anglii?
Muszę się przyznać, że obecnie, gdy muszę wypoczywać po niebezpiecznych przejściach, bardzo często powracam myślą do naszego pobytu w Australii. Stale przypominam sobie dni spędzone w domu Twoich Rodziców, którzy byli dla mnie tacy dobrzy i serdeczni. Trochę nawet tęsknię. Tak bardzo chciałbym znowu zobaczyć się z Tobą! Napisz mi więc wszystko o sobie i Twoich Rodzicach, dla których załączam moc serdecznych pozdrowień od nas wszystkich, a od Pana Bosmana w szczególności.
Czekam, naprawdę niecierpliwie czekam na Twój długi list.
Tomasz Wilmowski
P. S. Twój i mój kochany Dingo także niecierpliwie na Ciebie czeka.
Tomek.