Выбрать главу

– To jest na pewno Kilimandżaro, najwyższa góra Afryki13[13Kilimandżaro (w języku krajowców: Kilima Ndżaro – góra ducha sprowadzającego zimno). Góra posiada 3 szczyty: Kibo- 5895 m, Mawenzi – 5355 m i Szira – 4300 m.] – domyślił się chłopiec.

– Zgadłeś – powiedział ojciec. – Wysokość jej wynosi blisko sześć tysięcy metrów.

– Imponujący widok przedstawia góra pokryta śniegiem w samym sercu Czarnego Lądu, i to niemal na równiku – przyznał Smuga.

– Nie należy się też dziwić, że niektóre plemiona murzyńskie, mieszkające na stokach Kilimandżaro, oddają jej boską cześć – dodał Hunter. – Na przykład Wadżaggowie wierzą, że niedostępne człowiekowi za życia kratery szczytów Kibo i Mawenzi, mają dopiero po jego śmierci służyć mu za wieczne mieszkanie. W myśl legendy, na Kibo gromadzą się duchy mężczyzn, na Mawenzi kobiet. Na lodowcach mają nadto przebywać złe duchy warumu, które każdego śmiałka, próbującego wydrzeć im tajemnicę, karzą śmiercią.

– Chciałbym się z bliska przyjrzeć Kilimandżaro! – powiedział Tomek.

– A może pachnie ci wspinaczka tak jak na Górę Kościuszki, pamiętasz? – zagadnął Smuga.

– Ho, ho! Żeby tylko tatuś zgodził się na to! Mielibyśmy się czym pochwalić!

– Wątpię, czybyśmy się zdołali wspiąć na Kilimandżaro – wtrącił Wilmowski, który jako geograf najwięcej miał wiadomości o osobliwościach świata. – Jest niemal trzy razy wyższa od Góry Kościuszki. Zbocza jej nie są zbyt przystępne. Od chwili gdy Rebmann podał wiadomość o istnieniu na równiku wielkiej góry pokrytej wiecznym śniegiem, wielu podróżników i alpinistów kusiło się o zdobycie jej szczytów. Jeden z nich, Johnston, przez pół roku przebywał na Kilimandżaro, lecz dotarł tylko do wysokości czterech tysięcy dziewięciuset metrów. Z kilku następnych ekspedycji jedynie Anglik Charles New wspiął się do granicy wiecznego śniegu. Trzykrotnie na szczyt tej góry próbował wedrzeć się Niemiec, geograf i alpinista, Hans Meyer. Dopiero w roku tysiąc osiemset osiemdziesiątym dziewiątym, podczas trzeciej wyprawy, udało mu się jako pierwszemu osiągnąć Kibo, jeden ze szczytów Kilimandżaro, i zbadać wygasły krater oraz pokrywające go lodowce. Od tej chwili uwierzono w to, co mówił swego czasu Rebmann. Niewielu szczęśliwym podróżnikom udało się później wejść na szczyt Kibo14[14Do 1935 r. na Kilimandżaro wspięło się zaledwie 39 osób. Jednym z pierwszych był Polak, dr Antoni Jakubski, pracownik Instytutu Zoologicznego Wszechnicy Lwowskiej, który w latach 1909-10 badał Tanganikę. 13 marca 1910 r., pozostawiwszy niżej w obozie zmęczonych i wylękłych tragarzy, samotnie osiągnął szczyt Kibo. W okresie drugiej wojny światowej wyczynu tego dokonało dwóch Polaków, członków Polskiego Klubu Wysokogórskiego: w 1944 r. na szczyt Kibo wspiął się Jerzy Golcz, a w 1945 r. inż. Wiktor Ostrowski wraz z angielskim dziennikarzem A. W. Parsonem.]. Konieczne są do tego siła, wprawa i odpowiedni ekwipunek, a tymczasem my nie jesteśmy na to przygotowani.

– Słuchaj, brachu! Mogę łazić po rejach okrętowych jak kot, ale daj mi spokój z górami i lodowcami – odezwał się do chłopca bosman Nowicki. – Na takim lodowcu pewno nawet rum zamarza w żołądku.

– Och, drogi panie bosmanie, przecież my tylko tak sobie rozmawiamy – pocieszył go Tomek.

Kilimandżaro znikała z pola widzenia, lecz okolica nie wydawała się już tak posępna jak poprzedniego dnia. Co pewien czas pojawiały się wśród stepu, nawet niedaleko od jadącego pociągu, jasnożółte antylopy. Było ich nieraz po kilkadziesiąt sztuk. Jedne pasły się spokojnie, inne patrzyły na pociąg prezentując swe wysokie rogi. Tu i ówdzie wśród stada złocistych antylop bieliły się pręgowate zebry, gdzie indziej znów czerniały gnu pasące się razem z wielkimi afrykańskimi strusiami. Te ostatnie przypomniały Tomkowi i bosmanowi ich niefortunne łowy na emu w Australii. Z humorem opowiedzieli Hunterowi swą niebezpieczną przygodę.

Czas szybko mijał. Rozweselony Hunter opowiadał z kolei ciekawostki ze swych polowań i ani się spostrzegli, jak pociąg wjechał na Kapiti Plains. Był to prawie pusty step porosły nikłą, krzaczastą i kolczastą roślinnością, wśród której roiło się od zwierzyny. Przebiegały całe jej stada liczące po kilkaset sztuk. Czasem, nie opodal pasących się zwierząt, stał samiec antylopy gnu, który, jak zapewniał tropiciel, pilnował bezpieczeństwa stada. Zwykle trzymał się na uboczu, stawał na wyższym cokolwiek miejscu i widać go było jeszcze nawet wtedy, gdy spłoszone stado znikało w ucieczce.

Widoki roztaczające się z okna pociągu pochłonęły Tomka bez reszty. Pierwszy też spostrzegł pięknego, oryginalnego ptaka wielkości żurawia, o stosunkowo długiej szyi i wysokich nogach, który kołował nad mijaną przez pociąg rzeką Athis. Tomka zachwyciła kita piór zwisająca z czuba ptaka – wydał okrzyk podziwu.

– To wężojad sekretarz15[15Serpentarius secretarius.] – wyjaśnił chłopcu Smuga.- Żyje nie tylko tu, ale i w Ameryce. Stanowi przejściowy gatunek między ptakiem brodzącym a jastrzębiem; żywi się gadami i płazami. Skoro wypatrzy zdobycz, najeża kitę na głowie i z natężoną uwagą śledzi ruchy węża, potem jednym skokiem rzuca się na niego, przyciska szponami do ziemi, a przed ukąszeniem broni się skrzydłami. Poluje również na węże jadowite, które pożera razem z gruczołami jadowymi. Jest tak pożyteczny w tępieniu płazów i gadów, że znajduje się pod ochroną.

Tomek urozmaicał sobie długą podróż przeglądaniem podręcznej torby. Miał w niej różne drobiazgi. Pokazał bosmanowi szklaną kulę z trójmasztowym statkiem w środku, nowy nóż myśliwski, kilka fotografii Sally i spory zapas różnych świecidełek tak pożądanych zawsze przez Murzynów. Łowcy toczyli długie dysputy, które przerwano wtedy dopiero, gdy pociąg zbliżał się do Nairobi.

Po dwudziestu godzinach od chwili opuszczenia Mombasy pociąg zatrzymał się w Nairobi. Tutaj nasi łowcy wysiedli, zabierając z sobą tylko najniezbędniejszy ekwipunek. Resztę bagaży mieli odebrać później na stacji w Kisumu. Przed dworcem oczekiwał na nich mały dwukołowy wózek z oślim zaprzęgiem. Powoził Murzyn zatrudniony na plantacji Anglika Browna, który jako jeden z pierwszych białych kolonistów osiedlił się w pobliżu Nairobi. Hunter przyjaźnił się z Brownem i podczas pobytu w tym mieście zawsze się u niego zatrzymywał.

Załadowawszy bagaże na wózek, łowcy szli za nim piechotą przez miasto. Nairobi miało zaledwie kilka szerokich ulic. W pobliżu dworca rozpościerały się magazyny i budynki administracyjne zarządu kolei, nieco dalej stały szeregi niskich, białych domów z wieloma sklepami, dobrze zaopatrzonymi w najrozmaitsze towary.

Był to zaledwie początek okresu kolonizacyjnego Kenii, toteż na ulicach spotykano niewielu białych. Łowcy przeszli obok rozpoczętej budowy pałacu gubernatora angielskiego, potem minęli mały, brzydki kościółek katolicki, a następnie znaleźli się wśród ogrodów, w których stały wille nielicznych Europejczyków. Za nimi dopiero widać było małe, kwadratowe, ulepione z gliny chaty murzyńskie o czterospadowych dachach krytych słomą.

Posiadłość Browna znajdowała się na peryferiach miasta. Anglik przyjął łowców nadzwyczaj gościnnie. Oddał do ich dyspozycji oddzielny domek w ogrodzie. Wilmowski i Hunter nie skorzystali jednak z możliwości wypoczynku. Zaraz udali się do handlarza koni w celu nabycia kilku wierzchowców. Zdaniem Smugi były one konieczne przy chwytaniu niektórych szybkonogich zwierząt. Wprawdzie Wilmowski wyraził obawę, czy w głębi lądu uda im się utrzymać konie przy życiu z powodu groźnych tse-tse, ale Hunter i Smuga zapewnili go, żeśmiercionośne muchy spotyka się jedynie na niżej położonych terenach.

Tomek i Smuga, nie chcąc bezczynnie oczekiwać na powrót towarzyszy, wyszli obejrzeć plantację kawy16[16Coffea arabica.]. Zaintrygowany Tomek przyglądał się bacznie krzewom kawowym, bujnie rosnącym w cieniu wysokich, rozłożystych palm. Otóż zamiast ziarenek kawy na gałęziach widniały purpurowo-fioletowe dojrzałe owoce, przypominające swym kształtem oliwki lub nasze małe śliwki…

– Przecież te owoce wcale nie mają wyglądu kawy – zagadnął w końcu.

– Czy przypuszczałeś, że ziarna kawy rosną bezpośrednio na krzewach? Jeżeli tak, to byłeś w błędzie – padła odpowiedź. – Właśnie w miąższu tych owoców, zwanych przez plantatorów czereśnią, znajdują się zwykle dwa półokrągłe, spłaszczone, twarde ziarenka, które dopiero po wyłuszczeniu i odpowiednim przygotowaniu stają się kawą, czyli produktem handlowym.

– Coś podobnego, nie wiedziałem – zdumiał się Tomek. – A dlaczego pan Brown nie każe wyciąć palm, które nie dopuszczają słońca do krzewów kawowych?