PROLOG
Tropy Śnieżnego Człowieka
Od północnego zachodu ciemnoszare, kłębiaste chmury szerokim łukiem zasnuwały zimny błękit nieba. W wysoko zawieszonych dolinach porywisty wiatr wzbijał w powietrze tumany słonawego, suchego pyłu, lecz pobliskie potężne, urwiste szczyty i wieczne lodowce gór Karakorum [1] już spowijała śnieżna nawałnica.
Czterech mężczyzn ociężałym krokiem wspinało się kamienistym szlakiem po stromym zboczu ku widocznej w dali górskiej przełęczy. Z niepokojem spoglądali na ciemniejący horyzont. Silny wicher dął z północy i szybko niósł na Wyżynę Tybetańską [2] wczesną śnieżną burzę. Trzej Tybetańczycy, poruszeni widokiem nadciągającej zawieruchy, co chwila pociągali za arkany, przywiązane do kółek wpiętych w nozdrza kosmatych jaków [3], by przynaglić zwierzęta do szybkiego marszu. Mimo to zgłodniałe i spragnione jaki wlokły się noga za nogą, opuściwszy nisko rogate łby. Przekrwionymi z wysiłku, nieco zamglonymi ślepiami spoglądały na nie mniej osłabionych ludzi.
Tybetańczycy ubrani byli w miękkie, filcowe odzienia, na które przywdzieli, niby kurtki bez rękawów, skóry jaka odwrócone włosem do wewnątrz. Nakładane przez głowę, przez wycięty w środku otwór, skóry osłaniały plecy i piersi, a ich nie zszywane na bokach krańce, przytrzymywał w talii szeroki jedwabny pas. Spod stożkowatych filcowych czapek, głęboko naciągniętych na głowy, zwisały im na plecy krótkie, pojedyncze, czarne warkoczyki. W filcowych butach, o cholewach sięgających kolan, pewnie stąpali po stromej ścieżynie.
Czwarty mężczyzna, zakutany w długi barani kożuch i czapę z klapkami na uszy, był Europejczykiem. Mimo fizycznego wyczerpania czujnie obserwował idących przed nim trzech krajowców przewodników. Zapewne nie darzył ich zbyt wielkim zaufaniem, ponieważ miał zatknięty za pasem, przygotowany do strzału ciężki nagan [4]. Gdy Tybetańczycy przystawali, żeby nabrać tchu, natychmiast opierał prawą dłoń na rękojeści broni.
Tubylcy w ponurym milczeniu ukradkowymi spojrzeniami śledzili białego wędrowca. Od dwóch tygodni wiedli go przez kamienno-piaszczystą pustynię ku Kaszmirowi [5], graniczącemu z zachodnimi ziemiami Tybetu. Wyruszając ze swymi jakami w drogę, wcale nie mieli zamiaru tak znacznie oddalać się od własnych koczowisk. Podjęli się poprowadzić białego podróżnika o tydzień drogi na zachód, a tymczasem już mijał piętnasty dzień uciążliwego marszu. Małomówny biały człowiek oświadczył im stanowczo, iż zwolni ich dopiero wtedy, gdy będzie mógł nająć nowych przewodników. Krajowcy z niezmiennym uporem każdego ranka odmawiali wyruszenia w dalszą drogę i codziennie wbrew własnej woli szli coraz dalej. Biały potrafił dotąd utrzymać ich w ryzach. W jego stalowoszarych oczach nigdy nie było widać cienia wahania czy obawy. Wydawał rozkazy, wymownie opierając dłoń na rękojeści rewolweru.
Trzej krajowcy nie byli bezbronni. Posiadali długie stare strzelby i myśliwskie noże, jednak mimo to nie odważyli się stawić zbrojnego oporu. Biały podróżnik czujny był bowiem niczym żuraw. W czasie dnia szedł na samym końcu małej karawany. Czasem siadał na jaka i znużony przymykał oczy, lecz gdy tylko któryś z Tybetańczyków odwracał się ku niemu, zaraz napotykał jego przenikliwy wzrok. Podczas wieczornych obozowisk odbierał przewodnikom broń i chował ją w swoim namiocie.
Tybetańczycy kilkakrotnie próbowali w nocy zbliżyć się do niego, ale wszelkie ich wysiłki okazywały się bezskuteczne. Za najmniejszym szelestem podróżnik otwierał oczy i zaraz rozlegał się metaliczny trzask odwodzonego kurka rewolweru.
W umysłach przesądnych Tybetańczyków niestrudzony podróżnik wyrastał na jakiegoś potężnego czarownika. Czy mogli mu się sprzeciwić, skoro nieustannie czuwał uzbrojony w szybkostrzelną broń?
Tymczasem w rzeczywistości biały wędrowiec był już u kresu sił. Podczas długich, uciążliwych marszów niemal zasypiał z otwartymi oczyma, bądź też zapadał w stan odrętwienia prawie graniczącego z letargiem. Wtedy zdawało mu się, że wciąż jeszcze wędruje w pochodzie nieszczęsnych zesłańców [6] na Sybir. Odruchowo pochylał głowę, jakby chciał osłonić ją przed uderzeniami kozackich nahajek. Postękiwania zmęczonych jaków przeradzały się w jego wyobraźni w ciche, tak dobrze wryte w pamięć skargi towarzyszów niedoli. Czasem znów przywidywało mu się, że zaledwie przed kilkoma dniami umknął z korowodu więźniów i wśród kojącej ciszy błąka się w dzikich, górskich wąwozach Turkiestanu Chińskiego.
Wtem usłyszał jakieś podejrzane szepty. Czyżby to poszukiwacze złota spiskowali, by odebrać mu jego skarb? Ręka mimo woli sięgnęła do rękojeści rewolweru. Drgnął, dotknąwszy gołą dłonią zimnej stali. Przywidzenia rozwiały się natychmiast. Spojrzał już przytomnym wzrokiem.
Znajdowali się na skraju przełęczy. Tybetańczycy przystanęli i naradzali się, gestykulując rękoma. Biały podróżnik podszedł do nich.
— Za tamtymi górami jest Leh [7] — odezwał się do niego jeden z przewodników, wskazując ręką na południowy zachód.
— Ile dni marszu? — krótko zagadnął biały, posługując się, tak jak przewodnicy, językiem tybetańskim.
— Trzy dni, a do Hemis dwa. Zaraz za przełęczą Kaszmir. Możesz już iść sam.
— Doprowadzicie mnie do Hemis, lub w ogóle nie wrócicie do swej phażi [8] — zagroził biały.
— Zły duch chyba przywiódł cię do nas — mruknął Tybetańczyk.
— Zły czy dobry, ruszajcie na przód — rzekł biały nie wypuszczając z dłoni rękojeści broni.
Cienka pokrywa świeżego śniegu zalegała całą przełęcz. Zimny wicher ze zdwojoną siłą hulał na wyniosłości. Ludzie i zwierzęta z niezmiernym wysiłkiem oddychali rozrzedzonym powietrzem.
Naraz idący na przedzie Tybetańczyk przystanął i pochylił się ku ziemi. Gdy jego towarzysze zrównali się z nim, również zamarli w bezruchu.
— Ruszajcie w drogę, głupcy! Czy nie widzicie, że burza nadciąga wprost na nas?! — krzyknął biały mężczyzna.
Tym razem przewodnicy nie zwrócili uwagi na gniewny rozkaz. Jak zahipnotyzowani wpatrywali się w ziemię. Podróżnik przyspieszył kroku. Wkrótce także zatrzymał się zdumiony.
Na śniegu widniały świeże, szerokie ślady bosych stóp. Wydawały się bardzo podobne do śladów pozostawionych przez człowieka, dzięki swemu ułożeniu w jednej linii, z nieznacznymi odchyleniami stóp na obydwie strony. Długość kroku wskazywała na wysoki wzrost nieznanego osobnika.
— Mi-go, zwierzę chodzące jak człowiek! — ściszonym głosem zawołał jeden z przewodników.
— Mi-te, człowiek-niedźwiedź... — dodał drugi. — Przeczuwałem, sahibie [9], że sprowadzisz na nas nieszczęście...
— Jeśli to ślady ludzkie, to mamy najlepszy dowód, że w pobliżu musi znajdować się jakieś osiedle — głośno powiedział podróżnik. — Cieszcie się, wkrótce pozwolę wam wrócić do domu.
— Klasztor Hemis, odległy o dwa dni marszu, jest najbliższym osiedlem — odparł przewodnik. — Człowiek pieszo nie zapuściłby się samotnie tak daleko w góry! Poza tym wiesz dobrze, że Tybetańczycy nigdy nie chodzą boso! To są ślady Śnieżnego Człowieka. Kto go ujrzy, musi zginąć!
Biały podróżnik zmarszczył brwi. Podczas długoletniej włóczęgi po Azji Środkowej nieraz słyszał opowieści o tajemniczych istotach zamieszkujących górskie pustocie. Znajomy Nepalczyk, z którym przez pewien czas wspólnie poszukiwali złota w górach Ałtyn-tag [10], mówił mu o nieznanych stworach zwanych Yeti. Według wierzeń krajowców zetknięcie się z nim miało nieuchronnie sprowadzać śmierć.
1
Karakorum — góry w Azji Środkowej (Kaszmirze i Chinach) drugie na świecie po Himalajach pod względem wysokości. Wybiegają z Pamiru w kierunku południowo-wschodnim między górami Himalajami i Kunlun. Południowym krańcem wrzynają się w Tybet. Posiadają najpotężniejsze na ziemi lodowce: Hispar, Biafo, Baltoro i Sjaczen.
2
Wyżyna Tybetańska obejmuje 5 głównych krain (szersze wyjaśnienie w dalszym odnośniku), z których Tybet właściwy był wówczas państwem kościelnym, rządzonym przez zwierzchnika lamów (nazwa tybetańskich duchownych) zwanego dalajlamą. Obecnie Tybet stanowi autonomiczny obszar Chińskiej Republiki Ludowej w Azji Środkowej, obejmujący największą na świecie wysokogórską wyżynę (4000-5000 m), otoczoną od południa górami Himalajami i Karakorum, a od północy Kunlun.
3
Jak (
4
Nagan — siedmiostrzałowy rewolwer (kaliber 7,62 mm) używany w niektórych armiach, szczególnie w rosyjskiej, od końca XIX wieku; nazwa „nagan” pochodzi od belgijskiego konstruktora Nagant.
5
Kaszmir — piękny kraj górski, księstwo w północnych Indiach. Obszerniejsze wyjaśnienia znajdzie Czytelnik dalej w tekście.
6
Zesłańcy — ludzie skazani przez władze państwowe na specjalny rodzaj kary pozbawienia wolności, polegającej na wywiezieniu (deportacji) i przymusowym pobycie skazanego na odległych terytoriach państwa lub w jego koloniach. Zesłanie było szczególnie szeroko stosowane w dawnej Rosji carskiej w stosunku do działaczy rewolucyjnych, tak Rosjan jak i Polaków, znajdujących się pod rosyjskim zaborem.
7
Leh — stolica Ladakhu (Ladakh) — kraju należącego do Kaszmiru i położonego na jego wschodnich rubieżach.