Noc zapadła nad górską doliną. Zawieja śnieżna przybierała na sile. Śnieg pokrywał martwego jaka i człowieka umierającego ze zmęczenia pod płachtą namiotu. Wiatr wył triumfalnie i wzbijał w powietrze śnieżne tumany.
Tuż przed świtem, jak to się zwykle dzieje w tych okolicach, wichura zaczęła przycichać. W dali rozbrzmiało jękliwe huczenie długich, mosiężnych trąb, którymi lamowie od wieków oznajmiali światu nadejście nowego dnia. W tym właśnie czasie w dolinę wjechał samotny jeździec. Na odgłos trąb przynaglił konia do szybszego biegu. Śnieg tłumił tętent wierzchowca. Nagle koń uniósł głowę, zastrzygł uszami, cicho zarżał i rzucił się w bok.
Jeździec przytrzymał się kulbaki. Już miał smagnąć konia arkanem, gdy naraz ujrzał wystający spod śniegu róg jaka. Uważnie rozejrzał się wokoło. Z pobliskiej zaspy śnieżnej wystawał koniec bambusowego kija. Po chwili wahania jeździec zeskoczył z wierzchowca. Zbliżył się do zaspy. Zanurzył w nią rękę. Dotknął brezentu. Nogami rozkopał śnieg. Ujrzał filcowe buty. Pochylił się, odrzucając rękoma śnieg. Wkrótce wyciągnął ze śpiwora skostniałego mężczyznę. Gołą dłonią dotknął jego twarzy. Była jeszcze ciepła. Szybko rozpiął na nim futro, by sprawdzić, czy serce nie przestało bić w jego piersi. Z trudem wyczuwalne uderzenia nie rokowały zbyt wielkich nadziei. Zastanawiał się, co ma uczynić, gdy naraz ujrzał pękaty woreczek na piersi nieprzytomnego. Przesunął dłonią po woreczku, po czym drapieżnym ruchem rozchylił otwór. W promieniach wschodzącego słońca błysnęło prawdziwe złoto.
Już sięgnął po nóż, aby przeciąć rzemień, na którym na szyi zwisał woreczek, gdy wtem tuż za jego plecami rozległ się chrzęst śniegu. Jeździec obejrzał się i natychmiast szybko przykrył kożuchem pierś zmarzniętego człowieka. Z obłudnym, uniżonym uśmiechem na ustach powitał lamę z klasztoru w Hemis oraz jego dwóch służących.
Lama lekko skinął głową. Nie przestając odmawiać różańca, wzrokiem wydał nieme polecenie służącym. Zsiedli z osłów. W milczeniu rozgrzebali zaspę. Jeden z nich wlał do ust zmarzniętego kilka kropel jakiegoś rozgrzewającego płynu, po czym ostrożnie potarł śniegiem jego twarz. Po jakimś czasie nieszczęsny podróżnik uchylił powiek. Najpierw spostrzegł pochyloną nad sobą przeciętą szeroką blizną twarz jeźdźca, potem ujrzał mamroczącego modlitwę lamę i jego służących. Zanim zdążył rozchylić usta, by odezwać się, znów zapadł w odrętwienie.
Lama cichym głosem wydał krótki rozkaz. Służący wraz z jeźdźcem z blizną na twarzy ostrożnie ułożyli nieprzytomnego podróżnego na grzbiecie osła. Pospiesznie ruszyli w drogę ku klasztorowi.
Nieszczęsny biały podróżnik z wolna odzyskiwał przytomność. W końcu zdołał otworzyć oczy. Z bieli sufitu wzrok jego przesunął się na poważne, zatroskane twarze lamów. Wśród nich dojrzał człowieka z szeroką blizną. Uczynił olbrzymi wysiłek i wyszeptał:
— Czy... będę żył?
— Jeśli nie jest ci przeznaczone inaczej, duch pozostanie jeszcze w twoim ciele — filozoficznie odparł jeden z lamów.
— Gdzie jestem?
— Znajdujesz się w klasztorze w Hemis.
Błysk radości pojawił się w oczach na wpół żywego człowieka.
— Dzięki Bogu, do was właśnie chciałem dotrzeć... — szepnął.
— Kto zdąża do świętego miejsca zjednuje sobie łaskę Buddy [12].
Podróżnik zacisnął zęby pod wpływem straszliwego bólu.
— Odzyskuje czucie, to dobry znak — powiedział mnich. — Najwyższy czas powziąć decyzję...
— Czy nie lepiej, żeby umarł, niż żył tak okropnie okaleczony?! — zawołał człowiek z blizną.
— Nie my daliśmy mu życie, więc nie będziemy skazywali go na śmierć. Co przeznaczone, musi się spełnić — rzekł lama i znów wlał kilka kropel życiodajnego płynu do ust zemdlonego.
Podróżnik odzyskał przytomność.
— Chcę zawiadomić brata... muszę wysłać list. Trzeba go natychmiast napisać po angielsku — szepnął. — Kto może napisać?
— Uspokój się, sahibie, umiem pisać w tym języku. Mieszkam w Leh, wyślę twój list. Ja pierwszy znalazłem cię w zaspie śnieżnej — pośpiesznie zawołał człowiek z blizną.
— Wynagrodzę cię sowicie...
Sięgnął ręką do piersi. Dopiero teraz spostrzegł, że jest rozebrany i leży na matach przykryty kocem. Lamowie dojrzeli jego niepokój. Jeden z nich odezwał się:
— Będziemy strzegli twego skarbu. Nie myśl teraz o niczym. Gdy przebudzisz się, uczynimy wszystko, co zechcesz.
— Muszę napisać do mego brata... — szepnął podróżnik.
Pod wpływem okropnego bólu znów zaczął tracić przytomność. Lamowie porozumieli się wzrokiem. Jeden z nich wsączył mu w rozchylone usta nasenny napój. Podróżnik ciężko westchnął. Z wolna zapadał w stan odrętwienia. Lamowie odkryli koc. Pochylili się nad sinawobiałymi, odmrożonymi nogami nieszczęsnego człowieka.
Człowiek z blizną
Na wschodnim horyzoncie sinawe pasmo lądu wyłaniało się ze szmaragdowych fal Morza Arabskiego. Statek “Gwiazda Południa”, w miesiąc po wypłynięciu z Hamburga [13], zbliżał się do Bombaju [14], zwanego również Bramą do zachodniej części Półwyspu Indyjskiego [15].
Po pewnym czasie na pokładzie pojawił się barczysty olbrzym. Rozejrzał się wokoło, jakby kogoś szukał, a dojrzawszy Tomka, zwinnym, lekkim krokiem podszedł do niego. Rubasznie klepnął go po ramieniu i zapytał:
— Coś się tak zagapił, brachu? Nic tu nie wypatrzysz, bo ktoś inny już odkrył Indie.
— Do licha, bosmanie, chyba jest pan jasnowidzem! Prawie odgadł pan moje myśli! Właśnie rozmyślałem o pewnej ciekawostce z dziejów odkryć geograficznych związanej z Indiami — odparł Tomek obrzucając bosmana, Tadeusza Nowickiego, wesołym spojrzeniem.
— Nie trzeba być jasnowidzem, żeby odgadnąć, o czym myślisz. Wrodziłeś się, brachu, w swego ojca. On również wciąż wodzi nosem po książkach, byle tylko wyczytać, kto pierwszy odkrył jakieś tam bajoro czy górę, bądź też jakie dzikie bydlęta żyją w różnych krajach.
— Oj, bosmanie! Przygaduje nam pan z tego powodu, lecz sam ciekawi się tymi sprawami nie mniej od nas — odpowiedział Tomek śmiejąc się głośno.
— Z kim kto przestaje, takim sam się staje. No, ale skoro los już pokarał mnie towarzystwem moli książkowych, to gadaj, o czym rozmyślałeś.
— Przeniosłem się myślami w XV wiek, kiedy to portugalski żeglarz, Vasco da Gama [16], jako pierwszy Europejczyk, dotarł drogą morską do Indii, a ściślej mówiąc, do portu Kalikat [17].
— Stara to i znana nawet ciurze okrętowemu historia — rzekł bosman wzruszając ramionami. — Dlaczego akurat teraz przyszła ci ona do głowy? Przecież Kalikat leży dalej na południu, u podnóża Ghatów Zachodnich [18]. Wobec tego nie ujrzymy go nawet z daleka!
— Ma pan rację! Historia odkrycia drogi morskiej do Indii jest powszechnie znana, lecz czy panu również wiadomo, że w dniu historycznego lądowania Vasco da Gamy w Kalikacie, wśród dworzan tubylczego władcy witających go w porcie znajdował się Polak, który, jak z tego wynika, musiał tam przybyć o wiele wcześniej od Portugalczyka?
— Ejże, brachu, czy poważnie to mówisz?
14
Bombaj — drugie co do wielkości miasto w Unii Hinduskiej leżące na małej wysepce odległej o około 12 km od środkowo-zachodniego wybrzeża Półwyspu Indyjskiego.
15
Należy wyjaśnić, że Autorzy “Polskiego Nazewnictwa Geograficznego Świata”, przygotowanego przez Instytut Geografii Polskiej Akademii Nauk (PWN 1959 r.), zalecają używanie terminu India na określenie państwa indyjskiego (Unii Hinduskiej), a termin Indie zachowują dla regionu geograficznego obejmującego poza Indią — Pakistan, Cejlon i Nepal. Mimo dania pierwszeństwa nazwie India, “Polskie Nazewnictwo Geograficzne Świata” uznaje równorzędność terminów India i Indie, jako określeń państwa hinduskiego. W niniejszej powieści autor nie chcąc stwarzać możliwości dwuznacznej interpretacji znaczenia terminu India, które może zdarzyć się przy jego odmianie, używa terminu Indie, jako określenia państwa hinduskiego, a termin Półwysep Indyjski, gdy ma na myśli region geograficzny.
16
Portugalski żeglarz Vasco da Gama urodził się w Sines ok. 1460 r. Dnia 20 maja 1498 dotarł do Kalikat, odkrywając tym samym morską drogę do Indii. Drugą wyprawę odbył 1502-3, a trzecią w 1524 i wtedy, wkrótce po przybyciu do Indii, zmarł w Koczinie. Był świadomym celu, lecz bezwzględnym w środkach odkrywcą. Dążył przede wszystkim do otwarcia nowych dróg handlowych w celu umocnienia potęgi swego kraju.
17
Kalikat (Calicut) — port i miasto na Malabarskim Wybrzeżu, to jest wąskim pasie nizinnym między morzem a górami Ghat Zachodnimi. Góry Ghat Wschodnie natomiast, leżące wzdłuż wschodniego wybrzeża Wyżyny Dekanu obramowują tak zwane Koromandelskie Wybrzeże.
18
Wyżyna Dekanu Indii Przedgangesowych (Przednich), wzniesiona na 600 do 900 m nad poziomem morza, obniża się ku wschodowi. Zachodnim jej obramowaniem są góry Ghat Zachodnie.