Выбрать главу

— Wiem, o tym. Zdążyłem już poznać szlachetność młodego sahiba. Zyskał przyjaźń mej siostry i moją. A o tych karabinach radzę wszystkim zapomnieć. Skąd możemy mieć pewność, że to Nazim Chan nie spłatał figla Naib Nazarowi? — odpowiedział Pandit Davasarman.

— Święta prawda — zawołał bosman parskając śmiechem. — Nosisz pan głowę na karku nie od parady. No, niełatwa jest twoja rola.

— Kto służy władcy, ściąga na siebie nienawiść ludu, kto zaś służy własnemu ludowi, ten traci łaskę władcy. Niełatwo omylnemu człowiekowi znaleźć właściwą drogę w labiryncie sprzeczności, lecz mimo to wszystko może zdarzyć się w tych krajach legend i baśni — odparł Pandit Davamarsan — Nawet rozsądni, uczeni ludzie ulegali tutaj nieraz bujnej wyobraźni krajowców.

— Kogo masz pan na myśli? — dopytywał się marynarz. — Chętnie posłuchałbym czegoś ciekawego.

— Doskonała propozycja. Znajdujemy się w mieście-grobowcu, za ścianami domu szaleje buran. Czy to nie wspaniałe warunki do słuchania opowieści? — gorliwie poparł bosmana Tomek.

— Bardzo prosimy, może zna pan jakąś interesującą przygodę Sven Hedina? — przyłączył się do próśb Wilmowski.

— Dobrze, opowiem krótką historię, którą usłyszałem od niego. Otóż jako dwudziestoletni młodzieniec został sekretarzem szwedzkiego poselstwa w Persji. Korzystając z okazji zwiedzał Persję i Mezopotamię. Wtedy właśnie powziął myśl zbadania najwyższej góry w Pamirze, Muztag Ata [164], zwanej przez krajowców “Ojcem Gór Śnieżnych”. Według podań szczyty góry, wbrew wszelkim pozorom, nie były bezludne i jałowe.

Na jej wierzchołku miało znajdować się miasto Dżanaidar, wzniesione w czasach wiecznej szczęśliwości, gdy zamiast występków panowały na ziemi wieczna radość i wesele. Dżanaidar, jak opowiadali krajowcy tonęło w zieleni aromatycznych i nie więdnących kwiatów oraz stale owocujących ogrodów.

W mieście tym mieli mieszkać wiecznie szczęśliwi ludzie, którzy nigdy nie schodzili z góry i nie stykali się z nikim obcym. Żyli prawdziwie wolni i bez trosk. Nie starzeli się, bo nie znali głodu ani zmartwień.

Większość podróżników nie jest pozbawiona wyobraźni i pewnego romantyzmu. Toteż młody wówczas Sven Hedin, porwany urokiem legendy ludowej, postanowił wspiąć się na Muztag Ata. W towarzystwie kilku krajowców rozpoczął wspinaczkę po skałach i lodowcach. Wkrótce część tragarzy zawróciła z drogi, albowiem mocno rozrzedzone powietrze utrudniało oddychanie i przyprawiało o zawroty głowy. Hedin również uległ górskiej chorobie. Krew puszczała mu się ustami i nosem, lecz mimo to wytrwale piął się coraz wyżej. Na nic zdała się jego odwaga i wytrwałość. Nie dotarł do szczytu. Musiał zawrócić w ślad za krajowcami. Czterokrotnie próbował szczęścia. Czterokrotnie zawracał nie osiągnąwszy celu. Dzięki temu krajowcy nadal wierzą w legendę o utopijnym [165] mieście i jego zawsze szczęśliwych mieszkańcach.

— Przyjemnie się słucha legend, ale trudno w nie uwierzyć — roześmiał się bosman.

— W Azji Środkowej popularne są legendy o niezwykłych istotach, czy też nieznanych dotąd stworach — ciągnął Pandit Davasarman. — Od Kaukazu do południowych Chin i od Ałtaju do krajów na stokach gór himalajskich krajowcy snują opowiadania o “Dzikim Człowieku”. Szczególnie wiele słychać o nim w Himalajach, Pamirze i Tien-szanie. W różnych krajach nosi on różne nazwy. Na przykład na pustyni Gobi ma to być małpolud zwany Ałmasem, w Sikkimie oraz Nepalu nazywają go Yeti, w Garhwalu jest to Mirka bądź Metoh Kang-Mi, czyli Ohydny Śnieżny Człowiek, natomiast Tybetańczycy mówią o Mi-go, zwierzęciu chodzącym jak człowiek bądź też o Mi-te, człowieku-niedźwiedziu.

— Ha, gadać można różne niestworzone historie, ale czy ktoś naprawdę widział tego Yeti, czy jak go tam nazywają? — powątpiewał bosman.

— Jak już wam mówiłem, mój brat twierdził, że widział Yeti, schodząc z gór w dolinę — wtrącił Smuga. — W takim jednak stanie wyczerpania, w jakim on się znajdował, łatwo mógł ulec jakiemuś złudzeniu.

— Masz rację, Janie, relacje twego nieszczęsnego brata mogą być nieścisłe — powiedział Wilmowski.

— Na temat Yeti rozpytywałem Szerpów z Nepalu — mówił Davasarman. — Otóż oni wierzą, że spotkanie z tym dziwnym stworem sprowadza na każdego człowieka nieuchronną śmierć. Dlatego trudno podobno znaleźć kogoś, kto go widział.

— To samo opowiadali tybetańscy przewodnicy memu bratu, kiedy po natrafieniu na tajemnicze ślady w górach Karakorum odmówili towarzyszenia mu do bliskiego już Hemis — dodał Smuga.

— Czy według zdania krajowców Yeti jest jakąś nieznaną istotą ludzką? — zagadnął Tomek.

— Nie, tego oni nie mówią — zaprzeczył Davasarman. — Nazwy, którymi określają nieznane istoty, tyle mogą mieć wspólnego z człowiekiem, co wyraz “małpolud” stosowany do małp człekokształtnych.

— Przesądni tubylcy są skłonni do znacznej przesady. Czy poza bratem pana Smugi jeszcze ktoś z Europejczyków wspominał o tym legendarnym stworze? — zaciekawił się Wilmowski.

— Oczywiście, sahibie. Na przykład w połowie XIX wieku Hooker [166] pisał w swej książce, że krajowcy opowiadali mu o dzikich ludziach zwanych Harrum, czyli “Włochaci”, mieszkających w pustkowiach górskich. W 1889 roku pułkownik Waddell, po odbyciu ekspedycji himalajskiej oznajmił, że na granicy Tybetu widział szerokie ślady stóp, które on uważał za ślady niedźwiedzi, podczas gdy Tybetańczycy przypisywali je Włochatemu Dzikiemu Człowiekowi. Najbardziej wszakże sensacyjną wiadomość słyszałem w ubiegłym roku od Elwesa. Miał on jakoby widzieć nie tylko ślady, lecz i owo dziwne stworzenie, przechodzące zaledwie o kilkaset metrów od niego.

Na ciekawej pogawędce czas szybko mijał. Nad ranem burza piaskowa zaczęła przycichać. Wtedy Pandit Davasarman przerwał rozmowę i rzekł:

— Teraz prześpijmy się kilka godzin. Musimy jak najspieszniej ruszyć w dalszą drogę. Wydaje mi się, że najrozsądniej byłoby, abyśmy całą gromadą nie pokazywali się w Chotanie. Ponieważ muszę zobaczyć się tam z pewnym znajomym, sam wstąpię do miasta. Może mi się uda przy okazji dowiedzieć, dlaczego Chińczycy tak interesują się wszystkimi karawanami. Spotkam się z wami w umówionym miejscu. Przez czas mojej nieobecności Udadżalaka poprowadzi wyprawę. Przemkniecie się w kierunku gór pomiędzy Chotanem a oazą Kerija.

— Pandicie, radzę weź kogoś z nas z sobą. W przypadku niebezpieczeństwa, dwóch ludzi łatwiej da sobie radę — zaproponował Smuga.

— Ty, szikarze, jako dowódca musisz pozostać przy karawanie — upomniał Pandit Davasarman.

— Weź pan mnie, chętnie przyjrzę się obcemu miastu — zawołał bosman. — Rozerwę się trochę po tych nudach na pustyni.

— Zgoda, sahibie. Jeśli ty idziesz ze mną, to tak, jakby było nas co najmniej dziesięciu.

— Ja także chciałbym pójść z wami, pozwolisz ojcze, prawda? — poprosił Tomek.

— Niech decyduje pan Davasarman — odparł Wilmowski. — Przecież ma się tam z kimś spotkać.

— Możemy jechać w trójkę. Bez jucznych zwierząt łatwo przemkniemy się o zmroku przez bramę miasta — zakończył rozmowę Hindus.

 Chińska uczta i zła wiadomość

Następnego dnia podróżnicy dotarli do rzeki Kara-kasch-darii i przez płytki bród przeprawili się na drugi jej brzeg. Obecnie znajdowali się w widłach, utworzonych przez Kara-kasch-darię i Jurung-kasch-darię, z których pierwsza wypływała z gór, druga z wyżyn Tybetu. Obydwie rzeki zbiegały się w Kotlinie Tarymskiej i płynęły dalej jako rzeka Chotandaria. Ginęła ona w piaskach w głębi pustyni Takla Makan, bądź też, w przypadku większego przyboru wody, stanowiła dopływ rzeki Tarym.

вернуться

164

Góra Muztag Ata (Muztagh-ata) ma 7860 m.

вернуться

165

Utopijny — nie dający się urzeczywistnić, będący tylko marzeniem, mrzonką.

вернуться

166

Joseph D. Hooker “Himalayan Journals” (Notatki himalajskie) 1854 r.; płk L. A. Waddell “Among the Himalayas” (W Himalajach) 1889 r.; podróżnik Elwes 1906 r. — notatki w zapiskach Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie.

W późniejszych latach, o czym bohaterzy niniejszej powieści nie mogli wówczas wiedzieć, liczne wyprawy górskie w Azji Środkowej napotykały w Himalajach, Karakorum i w Tybecie tajemnicze ślady, które krajowcy przypisywali Yeti. N. A. Tombazi w 1925 r. stwierdził nawet, że nie tylko badał ślady, lecz także widział w odległości 200 m stworzenie przypominające nagiego człowieka. Na podstawie kilku fotograficznych zdjęć śladów, dokonanych przez szereg podróżników, zoologowie orzekli, iż były to ślady niedźwiedzi himalajskich. C. O. Dyhrenfurth podał, że w 1948 r. dwaj Norwegowie mieli widzieć i usiłowali schwytać dwa ogoniaste stwory, lecz potem owych Norwegów nie zdołano zidentyfikować.

W 1942 r. były polski oficer, Sławomir Rawicz, schodząc wraz z towarzyszami z Tybetu do Sikkimu miał napotkać dwa stwory o kwadratowych głowach i długich rękach, przypominające jakby skrzyżowanie wielkiego niedźwiedzia z orangutanem.

W celu wyjaśnienia intrygujących pogłosek oraz faktów w postaci sfotografowanych śladów, angielski dziennik “Daily Mail” sfinansował specjalną wyprawę poszukiwawczą z doświadczonym zoologiem na czele. Znalazła ona ślady i odchody, lecz nie natrafiła na nieznane stwory. Wyprawa zebrała opowiadania krajowców i legendy oraz obejrzała ukryte w kilku klasztorach tybetańskich skalpy jakoby z głów Yeti. W ostatnich latach szereg wypraw wyruszyło na poszukiwanie legendarnych stworzeń, lecz nie natrafiło na ślad istnienia Yeti.