Выбрать главу

Wilmowski milczał. To była sprawa Smugi. Ale dziwił go kontrast między dotychczasową wylewnością i nagłą nieufnością Egipcjanina. W końcu nie wytrzymał. Chwycił Abeera za rękę i, patrząc mu prosto w oczy, powiedział z naciskiem:

– Jesteśmy uczciwymi ludźmi.

– Na brodę Proroka – uśmiechnął się tamten – język wasz jest jak serce dzwonu, którego dźwięk nie pozwala zasnąć.

Zostali zaproszeni do domu Abeera na śniadanie, skąd z listem polecającym do Al-Habiszi, znanego aleksandryjskiego kupca, właściciela sklepu z antykami. Ten po kilku godzinach przesłał im przez posłańca wiadomość: “Nie w Aleksandrii. Szukajcie w Kairze”.

– Dobre i to – podsumował Smuga – poszukamy w Kairze. Abeer mówił, że Al-Habiszi jest niezwykle prawym człowiekiem. Osiągnęliśmy i tak bardzo wiele. Przełamaliśmy nieufność.

Wysłali jeszcze zebrane pieniądze i list do matki Patryka – telegram Smuga nadał jeszcze ze statku – wyjaśniając, że zabierają chłopca ze sobą na wakacyjną wyprawę. I tak pożegnali Aleksandrię.

*

Ekspres Aleksandria-Kair, z osobnymi przedziałami dla mężczyzn, osobnymi dla kobiet i dzieci, pędził tak szybko, że w tumanach kurzu niemal niczego nie było widać. Wilmowski i Smuga zajęci rozmową nawet nie spostrzegli, że po godzinie minęli Damanthur, po następnych dwu – Tanta, ani że pociąg po trzy- i półgodzinnej podróży oraz po pokonaniu 208 kilometrów wtaczał się właśnie na dworzec.

– Wujku! – krzyknął do Smugi przejęty Patryk. – Kair!

Chłopiec całą drogę trzymał na rękach małego kotka, który przyplątał się do niego w Aleksandrii. Muzułmanie lubią koty, w przeciwieństwie do psów, których nikt nie trzyma w domu. Wałęsają się przeto gromadami po ulicach. Europejski chłopiec z kotkiem na ręku wzbudzał życzliwość i zainteresowanie miejscowych. Nic więc dziwnego, że pomogli podróżnym zdobyć dorożkę, którą ci szybko dotarli do dzielnicy, gdzie Smuga wynajął mieszkanie. Tu wpadli prosto w ramiona przyjaciół.

Powitaniom nie było końca. Ale zdarzył się też niemiły incydent. Patryka powitało psie warczenie. Dingo cały się zjeżył, a przerażony kot zamiauczał przeraźliwie i… tyle go było widać. Zażegnało to pierwszy poważny konflikt. Patryk szybko pogodził się ze stratą i wkrótce zaprzyjaźnił z psem.

– Dobry piesek – tłumaczył mu chłopiec. – Ja, to ja: Patryk. Ty, to ty: Dingo.

I znosił mu wkrótce same smakołyki z pobliskiego targu.

Kiedy Smuga przedstawił plany “miłego” spędzenia czasu w Egipcie, Tomek tylko westchnął, a Nowicki zatarł ręce i znacząco mrugnął do Sally, która chłonęła słowa podróżnika z wypiekami na twarzy. Przy Dolinie Królów, zaklaskała, poderwała się z krzesła i ucałowała Smugę w oba policzki.

– A nie mówiłem – uśmiechnął się Wilmowski. – Sally nie przepuści…

– Czy mógłbyś, Janie, wyjaśnić dokładnie, o co w tym wszystkim chodzi? – spytał Tomasz.

– Cóż, wypada przynajmniej spróbować… – i Smuga rozpoczął po raz kolejny swoją relację, dodając do niej nie znane zainteresowanym szczegóły.

– Wiadomo, że Egipt to jedna z najstarszych cywilizacji świata. Od przeszło stu lat zainteresowanie nim wciąż wzrasta. Coraz więcej zbieraczy, nie zawsze w legalny sposób, często od przypadkowych sprzedawców, kupuje starożytne przedmioty. Jak już mówiłem, poznałem w Manaus angielskiego lorda, który od wielu lat pasjonuje się kolekcjonowaniem wszystkiego, co jest związane z Egiptem i nawet zaczął uchodzić za znawcę w tej dziedzinie. Nie czuł się więc zdziwiony, gdy pewnego późnego wieczora odwiedził go dziwny gość. Zapytany o nazwisko, odpowiedział: “Jestem władcą Doliny Królów”. Możecie sobie wyobrazić ten dreszcz, który przeniknął naszego egiptologa. Opisał mi dokładnie owego niespodziewanego gościa takimi mniej więcej słowami: “Z półmroku wynurzył się mężczyzna ubrany w ciemny europejski strój. Początkowo nie mogłem mu się przyjrzeć dokładnie. Zauważyłem jedynie, że jest prawie mojego wzrostu. Potem, w świetle, zdumiały mnie jego ostre, przenikliwe oczy i faraońskie rysy ciemnej twarzy”. Faraońskie rysy twarzy – lord powtórzył to kilkakrotnie i kontynuował: “Wyglądałby jak żywa mumia, gdyby nie mimika twarzy i przedziwne, przeszywające oczy… Przyznam, że zrobił na mnie niesłychane wrażenie. Poczułem dreszcz takich emocji, jakich już dawno nie przeżywałem. Przez chwilę zdawało mi się nawet, że jestem nie w angielskiej rezydencji, ale gdzieś w starożytnym Egipcie…”

– Widzicie więc kochani – mówił dalej Smuga – że niespodziewany gość wzbudził żywe zainteresowanie kolekcjonera. Tak żywe, że kiedy mi to opowiadał, przeżycie wróciło na tyle intensywnie, że poczuł się wyczerpany i musiał chwilę odpocząć. Dopiero po długiej chwili podjął opowieść.

“Gość nie chciał usiąść. Bez ogródek wyjawił cel wizyty. Mówił nienaganną angielszczyzną, z londyńskim akcentem: «Może pana to zainteresuje – wyjął kilka drobnych przedmiotów – proszę sprawdzić ich autentyczność i przygotować – tu wymienił dużą sumę. – Zgłoszę się wkrótce…». Złożył ukłon i wyszedł”.

Smuga przerwał i sięgnął po fajkę. Celebrował jej nabijanie, aż Sally nie wytrzymała:

– I co dalej?

– Dalej już zwyczajna sprawa. Przedmioty okazały się cenne i bardzo stare. W opinii rzeczoznawców naturalnie, bo lord do końca nie ufał swojej wiedzy i wyczuciu. Nastąpiła wymiana. Tajemniczy gość dostarczył towar, lord – pieniądze. Nawet specjalnie się nie targowali.

– O co więc chodzi? Lord powinien być zadowolony!

Smuga, spowity kłębami dymu, sam wyglądał jak postać nie z tej ziemi. Przynajmniej w oczach Sally, która najmocniej przeżywała opowieść.

– Był zadowolony! – niespiesznie uśmiechnął się Smuga. – I oczarowany tajemniczością nocnego gościa. Dopóki nie przekonał się, że większość przedmiotów kupionych podczas drugiej wizyty jest doskonale podrobiona.

Tak Smuga zgasił niesamowity nastrój i sprowadził wszystkich na ziemię. Pierwszy zareagował Nowicki:

– Hę, hę, hę – roześmiał się – niech to wieloryb połknie! To ci dopiero numer!

– Tego, Janie, jeszcze mi nie mówiłeś… Twój lord został więc oszukany. Nie było to dla niego takie zabawne – wtrącił Wilmowski.

– Rzeczywiście, stracił moc pieniędzy. Ale gdybyż o pieniądze tylko chodziło! Nie omieszkał się jednak pochwalić przed przyjaciółmi, po czym okazało się, że on, znawca przedmiotu, szanowany i ceniony, został haniebnie nabrany! To była kompromitacja. I tego zwłaszcza nie mógł przeżyć. Obmyślał plan zemsty, ale wypadła podróż do Ameryki Południowej… i dalej, już wiecie… Byliście w Egipcie, więc podjąłem się tej misji. A Sally tak chciała zwiedzić Dolinę Królów… Poniekąd więc cała sprawa spadła jak z nieba…