– Czy wcześniej, przed nimi, Polacy również tu bywali? – spytał.
– O! To miły polskiemu sercu i rozległy temat – odparł Tomek. – Pierwszym ze znanych podróżników polskich w Egipcie był książę Mikołaj Radziwiłł, zwany Sierotką. Wyruszył w kwietniu 1583 roku do Ziemi Świętej i stamtąd udał się do Egiptu, dokąd dotarł w sierpniu. Tu powitały go polskie bociany, które już przybyły na zimowy wypoczynek. Książę zabawnie opisuje w swym pamiętniku hipopotamy, które nazywa końmi morskimi podobnymi do żubrów i dlatego dziwi się, że rogów nie mają. Żali się, że niszczą one uprawy ryżu, tak iż trzeba kopać rowy ochronne lub wały, by nie mogły wejść na pola…
– Toś ty, brachu, ten pamiętnik dokładnie przejrzał – zdumiał się nie na żarty Nowicki.
– Nie tylko! Przeczytałem! – pochwalił się Tomasz. – Mogę ci opowiedzieć, że książę polował na kaczki, strzelał także i do owych hipopotamów właśnie. Przez Bulak, wówczas wioskę pod Kairem, gdzie o mało nie został aresztowany przez Turków, dotarł do stolicy.
– Aresztowany, i to przez Turków? – wpadł mu w słowo Nowicki coraz żywiej zainteresowany opowiadaniem.
– Wzięli go za francuskiego kupca, a ci często coś przemycali i oszukiwali władających tu Turków, jak mogli…
– Ale myślę, że Radziwiłł, wszak Polak i książę, wybawił się z kłopotu.
– Owszem, ale nie sam; przy pomocy przełożonego celników, Żyda pochodzącego z polskich kresów wschodnich.
– A potem, oczywiście, nudził się w Kairze jak my…
– Nie całkiem. Był wnikliwym obserwatorem. Zostawił opis miasta: meczetu Al-Azhar, cytadeli… Nakreślił obraz Nilu w okresie wylewu, zdał relację z wycieczki na szczyt piramidy Cheopsa i do Memfisu, gdzie zwiedził stare, grobowe komory. A była to bardzo niebezpieczna wówczas wyprawa, gdyż Arabowie napadali na turystów.
– Napadali?
– Tak, w celach rabunkowych, oczywiście. Dlatego Europejczycy wybierali się tam w większych grupach i uzbrojeni. Jedna grupa oglądała podziemia, a druga z bronią strzegła bezpieczeństwa u wrót. Zdarzało się bowiem nawet, że zwiedzających żywcem zasypywano.
– To ten Radziwiłł, podobnie jak my, szukał guza – ucieszył się Nowicki. – Podoba mi się, choć przecież to książę, burżuj…
– Pamiętaj Tadku, że nie każdy arystokrata jest godzien potępienia – roześmiał się Tomasz. – Przecież nasz znajomy z opowiadania Jana, angielski lord, to bardzo przyzwoity gentleman.
– Słusznie – rzekł Nowicki. – Klaruj dalej, brachu!
– Cóż, trzeba dodać, że władze tureckie jeszcze raz chciały go aresztować. Tym razem chodziło o politykę… Turcja i Polska rywalizowały ze sobą bardzo mocno. Turcja była imperium islamu, a Polskę nazywano przedmurzem chrześcijaństwa. Warto więc było zatrzymać pod jakimś pretekstem ważną polską osobistość, by mieć potem kartę przetargową w rozmowach z królem Stefanem Batorym. Książę i tym razem jednak wymknął się Turkom z rąk. I na dodatek pomógł jeszcze grupie znajomych, których doszczętnie ograbili Beduini – dodał Tomek.
– Znać Polaka! – z dumą spoglądał na wszystkich Nowicki.
– Później wspólnie zwiedzili Aleksandrię, gdzie pod koniec pobytu – uważaj Tadku – Radziwiłł kupił wiele zwierząt…
– Jak to? Chciał założyć ogród zoologiczny? Może w Warszawie?
– Tego nie wiem, ale kolekcja była bogata: dwa lamparty, dwa szczury faraonowe [77], koczkodan, wiele papug, trzy koziorożce… Niestety, większość po drodze wyzdychała… Wreszcie, po wielu perypetiach i rocznej niemal nieobecności w kraju, książę wrócił w lipcu następnego roku do rodzinnego Nieświeża.
– Nasi rodacy rozpoczęli wędrówki po tutejszej ziemi dość wcześnie – rzekł Wilmowski.
– Wizyty w Egipcie wiązały się na ogół z pielgrzymkami do Ziemi Świętej. Gościem aleksandryjskiego klasztoru franciszkanów był znany w XVIII wieku awanturnik, Tomasz Wolski [78]. Do Aleksandrii docierali wtedy również misjonarze, jak choćby bernardyni Hieronim Lisowski i Antoni Burnicki, oraz reformat, Józef Drohojowski, który po powrocie do Polski chował u siebie w celi kameleona, zacinając go czasem cienkim pręcikiem, by kolor zmieniał. Kiedy kameleon zdechł, ofiarował zasuszone zwierzę gabinetowi przyrodniczemu na Uniwersytecie w Krakowie.
– Do czasów Napoleona i Muhammada Alego w Egipcie gościło jednak niewielu Polaków i w ogóle Europejczyków, bo było to niezbyt bezpieczne w dobie zmagań chrześcijaństwa z islamem. Wielu pielgrzymów przejeżdżało przez Aleksandrię, ale już do Kairu, z wyjątkiem kupców weneckich czy francuskich, rzadko kto odważył się jechać – uzupełnił Smuga.
– Tym większa chwała księciu Radziwiłłowi – żartobliwie odpowiedział Wilmowski.
– Byli jeszcze w Egipcie banici, szukający schronienia przed prawem, były dzieci polskie porwane w jasyr, no i jeńcy chrześcijańscy – kontynuował Smuga.
– No, ich los nie był godny pozazdroszczenia – smutno stwierdził Nowicki.
– Podobnie jak dzisiaj los zesłańców syberyjskich – dorzucił Tomasz. I zadumali się chwilę nad historią Polski, nad swoim wielkim, niemożliwym do spełnienia marzeniem: wrócić razem do Ojczyzny, wywalczyć niepodległość, w spokoju budować przyszłość… Ile o tym rozmawiali, ile snuli planów, ile wspomnień…
– Wykupem jeńców chrześcijańskich zajmowały się niektóre zakony – powiedział po chwili zadumy Tomek.
– Tak zakon trynitarzy [79], których w tym celu sprowadził do Polski po zwycięstwie wiedeńskim król Jan III Sobieski i ufundował dla nich Kościół Św. Trójcy w Warszawie, na Solcu. To mój rodzinny kościół – dodał z dumą Nowicki.
[77] Prawdopodobnie chodzi o ichneumona, czyli mangustę egipską
[78] Wolski Tomasz (1700-1736) – znany awanturnik, niespokojny duch. Wiele podróżował. Walczył z Turkami jako dowódca floty papieskiej.
[79] Trynitarze -jeden z zakonów powstałych podczas wypraw krzyżowych (1096-1291), wykupujący chrześcijańskich jeńców i niewolników z rąk mahometan. Powołany przez Jana z Maty i Feliksa z Valois w 1198 r. Do Polski sprowadził trynitarzy Jan III Sobieski w 1685 r. i osadził we Lwowie, skąd trzy lata później przybyli do Warszawy i osiedli na Solcu, budując, stojący do dzisiaj, kościół Św. Trójcy.