– Posłuchajcie przez chwilę głosu rozsądku. Proponuję podzielić siły. Jedni z nas niech udadzą się na południe jako bogaci kolekcjonerzy, drudzy zaś jako zwykli turyści. Mielibyśmy wtedy grupę ubezpieczeniową…
– Masz rację, tato – powiedział Tomek. – Kolekcjonerzy nie jeżdżą chyba stadami. Załatwiają sprawy dyskretnie. Czterech to zbyt wielu.
– Nigdy nie lubiłem, gdy działaliśmy osobno – z namysłem dodał Smuga. – Ale tym razem wydaje mi się to roztropniejsze.
– Przeważnie goniliśmy, Janie, ciebie – uśmiechnął się Nowicki.
– Jak w wyprawie do Indii? Pędziliśmy za Smugą przez cały ten kraj [82]… – uzupełnił Tomasz.
– Tym razem więc, niech to będzie ktoś inny – odpowiedział Smuga – ja będę czuwał nad bezpiecznym przebiegiem całości.
– Zgoda, Janie! Myślę, że najlepszy będzie Tomek. Prezentuje się nie najgorzej, jest pełen młodzieńczej pasji i ma znającą się na rzeczy żonę – głośno rozważał Wilmowski.
– Myślałem tak samo – powiedział Smuga. – Ale kto z nim?
– Jak to kto!? – obruszył się Nowicki. – Wszak ja, szanowny panie. Ja!
– Przecież nie nadajesz się na arystokratę. – Sam o tym przed chwilą wspominałeś… – przypomniał Smuga.
– A kto mówi o arystokracie? Przecież Tomek będzie potrzebował… lokaja! Prawda, ekscelencjo?! – Nowicki pochylił się przed młodym Wilmowskim w uniżonym ukłonie.
Śmiali się wszyscy.
– Cóż, Janie – łapiąc oddech, westchnął Wilmowski – my, starzy, zostaliśmy więc skazani na siebie.
W tym momencie Patryk, już znowu ożywiony, odkąd tylko zaczęli rozmawiać o wyprawie, usłyszał pukanie do drzwi. Podbiegł i otworzył je. Zobaczyli ubranego w elegancki frak mężczyznę w sile wieku. Smuga podniósł się zdumiony.
– Abeer! A jednak jesteś!
– Salaam] – powiedział tamten. – Jestem, by wam pomóc. Zaaprobował w pełni projekt, który mu przedstawili. Później długo w nocy konferował ze Smugą. Wyraźnie wzajemnie się o czymś przekonywali. Przechodzący obok ich pokoju Tomek usłyszał głośniej wypowiedziane słowa Egipcjanina:
– Powinieneś jechać! Tamta sprawa podzieliła was, ale minęło już tyle lat. Nie jesteście wszak wrogami. Czas goi rany. Rozmawiałem z nim. Wiele zrozumiał. Pamiętaj, że może pomóc. Wie, co dobrego i złego dzieje się w tym kraju…
Tomek wrócił do swego pokoju. Nie chciał podsłuchiwać przyjaciela, nie mógł jednak zasnąć. Rozmyślał o Smudze. Znali się i przyjaźnili tyle już lat, a przecież Smuga pozostawał ciągle tajemniczy. Co robił w przeszłości, jakie były koleje jego losu, dlaczego wyjechał z Ojczyzny, chociaż wcale nie musiał…? Także tu w Egipcie miał swoje sprawy, z których nie zwierzał się nikomu. Jakaż dramatyczna tajemnica wiązała się z wcześniejszym pobytem Smugi w tym kraju? Współczuł przyjacielowi, bo z usłyszanych przypadkiem słów wynikało, że wspomnienia ciążyły Smudze. Zasnął z ciężkim sercem.
*
Nazajutrz Abeer uzupełnił ich plan, proponując szczegółowe rozwiązania.
Tomkowi i Sally, wyruszającym z Nowickim i Patrykiem, podsunął pomysł podróży rządowym statkiem, wyruszającym za kilka dni w górę Nilu.
– Bardzo odpowiednie dla ekstrawaganckiego, bogatego młodzieńca z Europy, zwłaszcza miłośnika Egiptu i kolekcjonera starożytności – przekonywał.
Właściwie bez potrzeby, bo zwłaszcza marynarz tęsknił za wodą.
– Natura ciągnie wilka do lasu, marynarza na wodę, a warszawiaka… – tego ostatniego członu zdania Nowicki nie skończył, ale wszyscy i tak wiedzieli, co miał na myśli…
Smuga natomiast wybierał się najpierw, i to koniecznie z Abeerem, do oazy Al-Fajjum, nie tłumacząc jak zwykle dlaczego. Wilmowski postanowił przyłączyć się do nich, gdyż świetnie odpowiadało to zamiarowi działania w dwóch osobnych grupach. Mogli, znowu za radą Abeera, dołączyć do kupieckiej karawany, wyruszającej z Kairu za dwa dni, bardzo zresztą potrzebne na dokończenie przygotowań. Mimo opóźnienia, które przy tym sposobie podróżowania trudno byłoby dokładnie wyliczyć, druga grupa miała szansę znaleźć się w porę w pobliżu pierwszej dzięki kolejowemu połączeniu między miastem Al-Fajjum, w okolice którego się udawała, a Luksorem ustalonym miejscem spotkania.
Tyle plan, resztę dopowiedzieć miała przygoda.
W gore Nilu
Abeer miał rzeczywiście dobre informacje. Z Bulak [83]odpływał do Asuanu parowiec rządowy. Portowa dzielnica Kairu z fabryką broni, żelaza i przędzalnią bawełny stawała się coraz bardziej wielkomiejska. Naprzeciwko, na wyspie o tej samej nazwie, w sztucznie urządzonej grocie, mieściło się przepiękne akwarium. W jego 24 basenach pływały wszystkie rodzaje ryb żyjących w Nilu. Obejrzeli wszystko z przyjemnością. Na rządowym parostatku okazało się jednak, że wszystkie miejsca pasażerskie są zajęte. Kapitan zaproponował im krzesła na pomoście, ale przy dłuższej podróży mogło się to okazać zbyt męczące i nie za dobrze pasowało do dystyngowanego Anglika, za jakiego miał uchodzić Tomasz.
– Co teraz zrobimy? – Tomek poczuł się bezradny.
– Spróbujemy wynająć żaglowiec – powiedział Abeer.
– Rzeczywiście, jest ich tu bardzo wiele – zauważyła Sally.
– Te małe, nędzne noszą nazwę kanża [84] – wyjaśnił Abeer – ale wam nie wypada. Powinniście płynąć większą, porządniejszą daabiją, jak choćby ta – wskazał na dość dobrze się prezentujący, dwumasztowy stateczek.
– Całkiem zgrabny – ocenił Nowicki.
– Nie zapomnij, kapitanie, że jesteś lokajem – zaśmiał się młody Wilmowski.
– Niech cię o to, braciszku, lordowska główeczka nie boli. Będę znakomitym sługą – głęboko skłonił się Nowicki, błazeńsko wykrzywiając się w stronę bardzo tym rozbawionej Sally.
– Jak one będą płynąć pod prąd? – spytała po chwili.
– Mają małe zanurzenie, więc w górę rzeki łatwo popycha je wiatr, a w dół podążają same – wyjaśnił Abeer.
Zaraz potem poszedł szukać właściciela lub kapitana “Cheopsa”, bo tak nazywał się wybrany przezeń żaglowiec. Znalazł go łatwo, wykrzykując nazwę statku w pobliskiej tawernie. Reis [85], który przedstawił się jako Abdullach, wyglądał na takiego, który gotowy byłby popłynąć nie tylko do Luksoru, ale samego piekła. Potężnie zbudowany, gruby, w złocistym turbanie, z niesfornie wymykającymi się spod niego kręconymi włosami, obdarzony tubalnym głosem, wyglądał imponująco. Spór o cenę wynajmu trwał długo, chociaż Tomasz gotów był zapłacić bez targowania, bo Egipt był dla Europejczyków tani. Istniało jednak ryzyko, że utracą szacunek załogi z kapitanem na czele. Ekstrawagancki Anglik, który z żoną i lokajem przybył na brzeg, zawzięcie więc dyskutował, przy pomocy tłumacza Araba, o kosztach podróży.