Tomek właśnie kończył wachtę. Określił już pozycję statku na mapie, wpisał ją do dziennika. W ciągu ostatniej godziny szybkość jachtu znacznie się zmniejszyła. Mimo to Tomek w doskonałym nastroju wyszedł na mostek kapitański. Zaledwie półtora dnia żeglugi dzieliło ich jeszcze od Port Moresby, skąd lądem wyruszyć mieli w głąb tajemniczej wyspy.
Przystanął przy burcie. „Sita” wolno płynęła po otwartym morzu. Duże żagle prawie nieruchomo zwisały na masztach. Nie było w tym nic niepokojącego. W strefie równika znajdował się pas ciszy, w którym prądy powietrzne były ledwo wyczuwalne. Było coraz bardziej gorąco. „Przydałoby się trochę deszczu dla ochłody” — pomyślał Tomek. Z zadowoleniem stwierdził, że niebo od północne-wschodniej strony jakby trochę pociemniało. W strefie tej deszcze padały niemal codziennie w godzinach popołudniowych lub wieczornych. W tej chwili na pokładzie pojawił się Zbyszek Karski. Po trapie wszedł na mostek kapitański. Przystanął obok kuzyna.
— Ma rację mój ojciec mówiąc, że podróże kształcą człowieka — powiedział, wachlując się chusteczką. — Podczas lekcji geografii w szkole zastanawiałem się, dlaczego największe morze świata nazwano Oceanem Spokojnym. Olbrzymie przestrzenie wodne wydawały mi się ogromnie niebezpieczne. Tyle przecież słyszałem groźnych opowieści o tajfunach i cyklonach[48]. Tymczasem rzeczywistość rozwiała wszelkie wątpliwości. Olbrzymi Ocean Spokojny naprawdę „zachowuje się” spokojnie i nie budzi lęku.
Tomek roześmiał się i odparł wesoło:
— Tylko nie mów tego przy kapitanie Nowickim! Czy pamiętasz, jak nas zgromił za zachwyty nad pięknem raf koralowych? Nie jestem tak przesądny jak on, ale na morzu nie czuję się zbyt pewnie. Nazwę Ocean Spokojny nadal tym wodom Magellan[49], który podczas całej podróży po tym oceanie, trwającej trzy miesiące i dwadzieścia dni, nie napotkał ani jednej burzy. W strefie pasatu często zdarzają się dłuższe okresy dobrej pogody. Mimo to przeżyłem już cyklon na pełnym morzu.
— Nie mówiłeś mi o tym! Kiedy to było? — zapytał zaciekawiony Zbyszek.
— To był mój chrzest żeglarski podczas pierwszej wyprawy do Australii. Porządnie się wtedy wystraszyłem!
— Czy cyklon nagle was zaskoczył?
— Wypadki następowały po sobie dość szybko — wyjaśnił Tomek. — Najpierw na horyzoncie pojawiła się mała, czarna jak smoła chmurka. W powietrzu panowała dziwna cisza. Tylko powierzchnia morza zaczęła się marszczyć krótką falą. Wkrótce całe niebo pokryły ciemne chmury. Spadły pierwsze krople deszczu, po nich zaś ogromna ulewa. Zerwał się okropny wicher. Statek miotany na wszystkie strony trzeszczał cały, jakby miał się rozlecieć.
— Tomku, spójrz na horyzont! — przerwał mu zaniepokojony Zbyszek. — Niebo robi się czarne, zupełnie tak samo, jak mówiłeś przed chwilą!
Przez jakiś czas Tomek badawczo wpatrywał się w niebo na północnym wschodzie. Trochę tylko ciemniejsze pasemko na horyzoncie, na które przedtem sam zwrócił uwagę, obecnie mocno poczerniało. Tomek zmarszczył czoło i pobiegł do kabiny nawigacyjnej. Niebawem pojawił się w drzwiach.
— Pędź, co tchu po kapitana! Ciśnienie gwałtownie spada! — zawołał.
Po dwóch lub trzech minutach Nowicki już wchodził po trapie na mostek kapitański. Widocznie został wyrwany z popołudniowej drzemki, gdyż idąc zapinał kurtkę.
— Barometr leci w dół, kapitanie — meldował podniecony Tomek. — Niech pan spojrzy na północny wschód!
Nowicki popatrzył w niebo, po czym wszedł do kabiny nawigacyjnej. Tomek wsunął się za nim. Stary morski wyga tylko zerknął na barometr, po czym zaraz pochylił się nad mapą.
— Czy to cyklon nadchodzi, kapitanie? — niespokojnie zapytał Tomek.
— Jak amen w pacierzu, możesz być tego pewny — odparł kapitan.
— Kto jest przy sterze?
— James Balmore...
— Zastąp go Ramasanem — rozkazał Nowicki. — Zarządź alarm! Wszyscy na pokład do zmiany żagli. Sztormowe[50] mają być na masztach, zanim cyklon w nas dmuchnie, zrozumiano?! Ja tymczasem zerknę przez lunetę. Gdzieś w pobliżu znajdują się wyspy koralowe. Warto by się schronić w jakiejś zacisznej lagunie.
Tomek wybiegł z kabiny. Ostre dźwięki gwizdka rozbrzmiały w południowej ciszy. Zaraz też cała załoga wyległa na pokład. Nowicki rozchmurzył się, słysząc energiczne rozkazy Tomka. „Sprawne chłopaczysko! — pomyślał. — Z czasem mianuję go moim zastępcą...”
Uzbrojony w potężną lunetę wyszedł na mostek. Długo przepatrywał horyzont; potem pochylił się nad otworem tuby akustycznej, by uprzedzić sternika o mających nastąpić manewrach i sprawdzić jego gotowość do ich wykonania.
— Halo, sternik! — zawołał.
— Ay, ay, sahibie[51] kapitanie, tu sterówka — padła odpowiedź. Nowicki zadowolony uśmiechnął się, Ramasan, bowiem był doskonałym marynarzem. Można było na nim polegać.
— Bądź w pogotowiu! Trzy obroty w lewo! — rozkazał.
— Ay, ay, sahibie kapitanie! Trzy obroty w lewo — jak echo odpowiedział Ramasan.
Nowicki znów przyłoży! lunetę do oka. Donośne sygnały gwizdka wciąż rozbrzmiewały na pokładzie. Załoga pracowała w pocie czoła, gdyż gorący podmuch wiatru już marszczył toń oceanu. Nim minęła godzina, żagle sztormowe łopotały na masztach. Kapitan co chwila pochylał się nad tubą akustyczną. Jacht sterowany wprawną dłonią pruł krótkie, jakby trochę gniewne fale. Oficerowie wraz z Bentleyem weszli na mostek kapitański. Nowicki z lunetą przy oku ustawicznie przepatrywał zachodnią stronę oceanu.
— Tomek mówił, że zamierzasz się skryć w zacisznej lagunie — zagadnął Smuga. — Czy już widać coś na horyzoncie?
— Na mapie zaznaczone są w tej okolicy wysepki koralowe, w których można znaleźć przystań w razie nagłej potrzeby — wyjaśnił Nowicki.
— Jak dotąd nic nie zauważyłem — wtrącił Tomek.
— Nie martw się brachu, fala wysoka, z daleka nie wypatrzysz wyspy nieznacznie tylko wystającej ponad wodę — pocieszył go Nowicki. — Gdy ją w końcu ujrzymy, w kilkanaście minut zwiniemy żagle.
Przez dłuższą chwilę stali w milczeniu. Czarne chmury coraz większym półksiężycem pokrywały niebo na północnym wschodzie. Porywisty wiatr, jako przednia straż cyklonu, uderzał w żagle „Sity”, zwiększając teraz jej szybkość.
— Czy nie byłoby bezpieczniej zupełnie zwinąć żagle? — naiwnie zapytał zaniepokojony Bentley. — Cyklon może nas dopędzić, zanim zdążymy znaleźć jakąś przystań. Wtedy napór wiatru na żagle może przewrócić jacht.
— Bez żagli utracimy możność sterowania jachtem i niezawodnie roztrzaskamy się na rafach. Czy nie widzi pan, że cyklon mknie ze wschodu na zachód, czyli wprost na Wielką Rafę Koralową? Zaraz widać, że pan nie obeznany z morzem! — odparował Nowicki.
48
Cyklon — potężny wir powietrza, w którym ciśnienie maleje w kierunku środka; cyklony tropikalne, o stosunkowo niewielkich rozmiarach, powstają między 10° i 15" północnej i południowej szerokości geograficznej. Bardzo często towarzyszą im huraganowe wiatry, silne burze i ulewne deszcze. Tajfun — chińska nazwa cyklonu tropikalnego nad Morzem Południowochińskim, Filipinami i przylegającą do nich od wschodu częścią Oceanu Spokojnego (Pacyfiku).
49
Ferdynand Magellan (1480-1521) — portugalski żeglarz w służbie hiszpańskiej; oprócz innych historycznych wypraw odkrywczych kierował pierwszą podróżą dookoła Ziemi. Również pierwszy odkrył i przepłynął niebezpieczną cieśninę (nazwaną później jego imieniem), obfitującą w podwodne skały, oddzielającą Ziemie Ognistą od Ameryki Południowej. Był jednym z najwybitniejszych postaci epoki wielkich odkryć. Poległ na Filipinach w walce z krajowcami, którym chciał przemocą narzucić wiarę chrześcijańską.
50
Żagle sztormowe, mniejsze niż zwykle, sporządzone są z bardzo grubego płótna, że wzmocnionymi linkami.
51
Ay lub aye — tak (wyraz stosowany w angielskim jako potwierdzenie). Sahib — kurtuazyjny tytuł używany przez mieszkańców Indii w stosunku do Europejczyka lub wysoko urodzonego Indusa.