— Panie kapitanie, chyba nie pozostawimy nieszczęsnych krajowców w rękach piratów?! — zawołała Sally.
— Niełatwa sprawa — powątpiewająco powiedział Stanford. — Blackbirderzy przeważnie rekrutują się z różnego rodzaju awanturników, wykolejeńców, a nawet więźniów zbiegłych z zesłania na wysepki Oceanii, słowem z ludzi stojących poza prawem. Nie zawahają się przed niczym. Bez walki nie dadzą sobie wyrwać łupu!
— Ano, zobaczymy! — odparł Nowicki, groźnie marszcząc brwi. — Spełnię swój obowiązek!
— Jaki masz plan? — ponowił pytanie Smuga. — Jeśli zamierzasz uderzyć pierwszy, to cyklon szalejący w tej chwili jest naszym sprzymierzeńcem!
— Wprost czytasz pan w moich myślach! — rzekł kapitan Nowicki. — Postanowiłem unieruchomić statek piratów. Wtedy będą zmuszeni przyjąć nasze warunki.
— Więc chciałbyś uniknąć otwartej walki? – niedowierzająco zapytał Smuga. — Przypuszczałem, że zamierzasz w jakiś sposób uwolnić niewolników i razem z nimi uderzyć na piratów.
— Wtedy mielibyśmy liczebną przewagę — dodał Tomek. — Można by ich rozkuć, korzystając z osłony burzy...
Nowicki westchnął ciężko. Jemu również uśmiechała się taka rozprawa z piratami, lecz tym razem, jako kapitan „Sity”, osobiście ponosił odpowiedzialność za bezpieczeństwo własnej załogi. Otrząsnął się, jakby odganiał pokusę, i powiedział:
— Bardzo mnie swędzą łapska na tych drani, ale nie mogę narażać życia moich ludzi. Rozprawię się z piratami bez rozlewu krwi.
Smuga i Tomek oniemieli. Nowicki nigdy dotąd nie unikał otwartej walki. Toteż spodziewali się, że i obecnie zechce skorzystać z okazji. Widocznie zauważył ich zdumienie, ponieważ zaraz się usprawiedliwił:
— Mam na pokładzie dwie kobiety... Poza tym oswobodzenie niewolników nic by nam nie pomogło. Nie znają nas i na pewno nienawidzą białych. W jaki sposób mogliby się zorientować w walce, kto jest ich wrogiem, a kto sprzymierzeńcem? Musimy liczyć tylko na własne siły.
— Nie pomyślałem o tym! Ma pan rację, ojciec będzie dumny z pana! — z zapałem zawołał Tomek.
— Zgoda, na „Sicie” komenda należy do ciebie! Jak zamierzasz unieruchomić statek? — zapytał Smuga.
— Zniszczymy piratom urządzenia sterowe! — wyjaśnił Nowicki.
— Świetny pomysł! — pochwalił Tomek. — Ale jeśli czuwają, może dojść do starcia!
— Ha, wtedy wszyscy będziecie świadkami, że starałem się uniknąć walki — odpowiedział Nowicki z trudem tłumiąc radość, która ogarnęła go na samą myśl o możliwości bezpośredniej rozprawy.
— Może pan na mnie liczyć, kapitanie — poważnie powiedziała Natasza.
— Na nas wszystkich — dodała Sally. — Wkradnę się z panem na statek piratów. Będę stała na straży, podczas gdy pan...
— Nie gadaj głupstw, sikorko! — zgromił ją Nowicki. — Chwali ci się odwaga, ale to męska sprawa. Pan Smuga i Tomek będą moją osłoną. Kto z was pomoże mi zmajstrować ładunek wybuchowy?
— Ja! Robiłam już bomby dla moich towarzyszy w Rosji — zaofiarowała się Natasza.
— Dobrze, proszę do mojej kabiny. Gdy cyklon nieco sfolguje, musimy być gotowi do akcji.
Nim minęły dwie godziny, na koi kapitana leżała dość duża, ciężka paczka owinięta w nieprzemakalny brezent. Teraz Nowicki zwołał całą załogę do mesy. Trójka śmiałków ubrana była jedynie w ciemne obcisłe spodnie i koszule. Talie ich opinały mocno ściągnięte pasy z rewolwerami i myśliwskimi nożami.
— Podczas mojej nieobecności Ramasan obejmuje komendę na statku — krótko oświadczył Nowicki. — Przekazuję ci moją czapkę kapitańską, ale... lepiej jej nie noś! Masz mniejszą łepetynę, więc wiatr mógłby spłatać nam figla!
— Ay, ay, sahibie kapitanie! — odrzekł Indus.
— Już się przyzwyczaiłem do niej, leży jak ulał — ciągnął Nowicki.
— Teraz słuchaj uważnie:, jeśli na pirackiej balii gruchną strzały, a my nie powrócimy do świtu, natychmiast rozwiniesz żagle i jak najszybciej popłyniesz do Port Moresby. Tam złożysz odpowiedni meldunek gubernatorowi. On już będzie wiedział, co należy robić.
— Ay, ay, kapitanie!
Niedwuznaczne polecenia Nowickiego wywarły na załodze przygnębiające wrażenie, lecz on sam zupełnie się nie przejmował niebezpieczeństwem. Smuga i Tomek również mieli raźne miny. Podczas kolacji Tomek wpałaszował swoją porcję i pocieszał wystraszone dziewczęta, które nawet nie tknęły jedzenia. Balmore wprost nie mógł oderwać wzroku od Tomka, gdyż odczuwał głęboki niepokój na samo wspomnienie groźnych postaci piratów...
Ramasan ze swoimi ludźmi objął wachtę na pokładzie. Reszta załogi oczekiwała poprawy warunków atmosferycznych. Dopiero na jakieś trzy godziny przed świtem wachtowy pokazał się w drzwiach.
— Sahibie kapitanie, wichura nieco słabnie! — zameldował.
— Szalupa gotowa? — zapytał Nowicki.
— Gotowa! Wyznaczyłem dwóch ludzi do wioseł!
— A więc w drogę! Idziemy na bosaka, może będziemy musieli trochę popływać — rzekł Nowicki powstając z fotela.
Po ciemku wyszli na pokład. Deszcz jeszcze zacinał, ale wiatr nie był już tak gwałtowny. Kapitan Nowicki wyniósł z kabiny dużą, ciężką paczkę i butelkę z zamkniętym w niej ultymatywnym pismem do piratów. Ostrożnie umieścił je w łodzi. Owinął się w pasie liną zakończoną hakiem, po czym siadł przy sterze. Tomek uścisnął Salty, która po cichu udzielała mu ostatnich przestróg, i również zajął miejsce przy Smudze. Dwaj marynarze zsunęli się po linach do lodzi wtedy dopiero, gdy dotknęła powierzchni wody. Odbili od burty. Nowicki sterował łódź w kierunku wybrzeża. W milczeniu opływali lagunę. Tomek i Smuga pomagali marynarzom w wiosłowaniu, trzeba było bowiem uważać, aby wzburzone fale nie rozbiły łodzi o brzeg. Pot spływał po ich czołach, zanim ujrzeli ciemny kontur pirackiego statku. Na masztach ani na pokładzie nie było żadnych świateł. Wiatr i szum fal tłumiły wszelkie odgłosy.
Kapitan Nowicki śmiało poprowadził łódź w pobliże dziobu statku, z prawej strony burty. W ten sposób znaleźli się pomiędzy statkiem i lądem. Łódź otarła się o łańcuch kotwiczny zwisający z kluzy[55]. Smuga i Tomek natychmiast uchwycili go rękami i przyciągnęli do niego swoją łódź. Nowicki przywiązał ją sznurem do łańcucha. Na migi wydał ostatnie rozkazy, po czym zręcznie zaczął się wspinać po łańcuchu kotwicznym. Po chwili był już przy owalnym otworze, w którym znikał łańcuch. Chwycił dłonią za krawędź kluzy, podciągnął całe ciało do góry. Teraz, przytrzymując się nogami, drugą ręką odpasał sznur z hakiem. Za pierwszym rzutem hak zaczepił się o burtę. Nowicki ostrożnie wspiął się na pokład i przycupnął obok burty. Uważnie rozejrzał się wokoło. Nikogo nie zauważył, więc zaczął się skradać ku odległej o kilka metrów sterówce. Statek uderzany w lewą burtę krótką falą lekko kołysał się na boki. Pokład śliski był od deszczu, który jeszcze nie przestał padać.
Nowicki powoli, ostrożnie dotarł do sterówki. Zajrzał do jej wnętrza. Zaledwie o wyciągnięcie ręki ktoś siedział na ławce. Opuszczona na piersi głowa okryta kapturem pozwalała się domyślić, że drzemie. Nowicki wydobył zza pasa rewolwer, ujął go za lufę. Wśliznął się do sterówki. Rękojeścią broni uderzył w pochyloną głowę; natychmiast przytrzymał bezwładnie osuwające się ciało. Wydobył z kieszeni sznur i knebel. Szybko ściągnął z wartownika kaptur oraz przeciwdeszczowy długi płaszcz. Wprawnie zakneblował mu usta, związał ręce i nogi. Teraz zarzucił go sobie na ramię i podążył ku dziobowi statku. Tam położył zemdlonego przy burcie, po czym przywiązał do balustrady. Ubezpieczywszy się w ten sposób, podbiegł do przeciwnej burty. Trzykrotnie szarpnął liną zwisającą z końca haka zaczepionego o balustradę. Wkrótce na pokładzie pojawił się Smuga, a po nim Tomek. Zachowując największą ostrożność, wciągnęli na pokład ciężką paczkę.
55
Kluza — owalny bądź okrągły otwór w kadłubie statku, przez który przechodzi łańcuch kotwiczny przy zrzucaniu i podnoszeniu kotwicy.