— Zgadzam się z tobą, Tommy, że to bardzo romantyczna legenda, lecz chyba brak jej jakiegoś logicznego uzasadnienia — zauważyła pani Allan.
— Powstanie legendy jest bardzo łatwe do wytłumaczenia — wyjaśnił Tomek. — W niektórych regionach zamieszkiwania rajskich ptaków, jak na przykład na wyspach Aru[18] i w Nowej Gwinei, krajowcy interesowali się jedynie ich bajecznie kolorowymi piórami, których używali do ceremonialnego zdobienia głów. Toteż obdzierając zabite ptaki ze skóry odcinali bezwartościowe dla siebie kończyny. W takim stanie również sprzedawali cenne skórki kupcom i bezwiednie przyczynili się do stworzenia dziwnej legendy.
— Nic o tym nie wiedziałam, ale przecież ptaki musiały gdzieś składać i wysiadywać jaja — niedowierzająco powiedziała pani Allan.
— Przypadkowo twórcy legendy i na to znaleźli wytłumaczenie — odparł Tomek. — Przypuszczali, że rajskie ptaki, nie mogąc wysiadywać jaj na ziemi, radzą sobie w inny sposób. Mianowicie samiczki miały składać i wysiadywać jaja na grzbietach samców unoszących się w powietrzu. W późniejszych czasach legenda została nieco zmieniona. W dalszym ciągu wierzono, że rajskie ptaki nie posiadają nóg, lecz za to dwa długie pióra w ogonie, zakrzywione na końcu, miały umożliwiać im zawieszanie się na gałęziach drzew na czas koniecznego odpoczynku. Legenda o beznogich rajskich ptakach znalazła nawet pewne potwierdzenie naukowe, gdy szwedzki uczony, Karol Linneusz, dodał słowo „apoda” czyli „bez nóg”, dla określenia w języku łacińskim wielkiego rajskiego ptaka.
Z czasem przestano wierzyć w legendę, gdyż wielu myśliwych, szczególnie malajskich, urządzało specjalne wyprawy łowieckie na rajskie ptaki do Nowej Gwinei. Wówczas naocznie stwierdzili, że rajskie ptaki, tak jak wszystkie inne, mają nogi, budują na drzewach gniazda i wysiadują w nich jaja. Próżność kobieca i wysokie ceny płacone za pióra przyczyniły się do znacznego wytrzebienia tych pięknych ptaków. Toteż moim zdaniem ów kolekcjoner, o którym wspomniał pan Bentley, słusznie czyni, chcąc uzupełnić swe zbiory. Kto wie, czy w niedalekiej przyszłości rajskie ptaki nie wyginą całkowicie[19].
— Naprawdę jestem zdumiony tak wyczerpującym wyjaśnieniem legendy — z uznaniem odezwał się Hart. — Od razu można się zorientować w pana zawodowych zainteresowaniach.
— Tomek kubek w kubek wdał się w swego szanownego ojca — zawołał bosman Nowicki.
— Słyszałem już o tym od pana Bentleya — potaknął Hart. — Uzupełniając tę obszerną relację dodam tylko, że rajskie ptaki zamieszkują także północno-wschodnią Australię i Moluki, głównie wszakże Nową Gwineę, tak mało przez nas poznaną...
— Krótko mówiąc, proponują nam panowie wyprawę do Nowej Gwinei — powiedział Smuga.
— Dodajmy dla ścisłości, do kraju łowców głów i ludożerców — wtrącił Wilmowski. — Większość Nowej Gwinei jeszcze dzisiaj pokrywają na mapie białe plamy.
— Niewątpliwie ma pan rację — potwierdził Bentley. — Nowa Gwinea jest ciągle dla białego człowieka krainą wielkich tajemnic. Któż może odgadnąć, co zazdrośnie ukrywa jej wnętrze?
— Jest to na pewno bardzo interesujący kraj tak dla geografa, jak i dla etnografa, zoologa, botanika, ornitologa, a także dla poszukiwaczy złota i wszelkich niespokojnych duchów żądnych silnych wrażeń — poważnie rzekł Wilmowski. — Ciekawa, lecz bardzo ryzykowna wyprawa.
— Powiadasz, Andrzeju, że tam są ludożercy — zagadnął bosman Nowicki. — Do licha! Stanowiłbym dla nich pokusę ze względu na moją tuszę.
— Nie ma obawy, panie kapitanie — odrzekł Bentley. — Nie słyszałem nigdy, aby tamtejsi krajowcy zjedli jakiegokolwiek białego.
— Ha, więc są przyjaźnie usposobieni do nas? — zdumiał się Nowicki.
— Nie o to chodzi! — zaprzeczył Bentley. — Każdy człowiek może z łatwością stracić tam głowę bez względu na rasę. Podobno do białych czują wstręt z powodu nieprzyjemnego dla nich zapachu...
— Ciekawe rzeczy pan opowiada, ale i łepetyny też szkoda narażać dla tych rajskich ptaszków!
— A ty, Tomku, co o tym myślisz? — zagadnął Bentley. Tomek pochylił się do zoologa i rzekł porywczo:
— Mogę wyruszyć z panem nawet i dzisiaj! Oczywiście, jeśli ojciec pozwoli.
— Byłam pewna, że Tomek tak właśnie odpowie! — z entuzjazmem zawołała Natasza.
Sally bacznym wzrokiem obrzuciła Rosjankę. Lekko zmarszczyła brwi i o czymś zaczęła rozmyślać.
— A co na to szanowny pan Wilmowski? — zapytał Bentley.
— Pozwalam memu synowi samodzielnie podejmować decyzje. Natomiast jeśli chodzi o mnie, nie mogę od razu dać odpowiedzi. Mam pewne zobowiązania wobec Hagenbecka, powinienem się z nich wywiązać.
— Zupełnie słusznie, przewidywałem podobną sytuację — powiedział Bentley. — Porozumiałem się z Hagenbeckiem. Oto list od niego!
Wilmowski odpieczętował kopertę. Uważnie przeczytał pismo, po czym podał je Smudze.
— A więc mamy konkretne propozycje od Hagenbecka — rzekł po chwili Smuga. — Czy realizacja tego zamówienia dałaby się pogodzić z pana zadaniem?
— Wziąłem to pod uwagę; zainteresowania Hagenbecka są dość zbieżne z moimi — odparł Bentley. — Oczywiście transport liczniejszych zbiorów będzie sprawiał nam więcej trudności.
— Tomku, przeczytaj list Hagenbecka — powiedział Smuga, podając mu pismo.
Młodzieniec dwukrotnie przeczytał list; potem podsunął go kapitanowi Nowickiemu. Ten zaledwie pobieżnie rzucił na niego okiem i mruknął:
— Nie lubię patroszyć ptactwa, lecz mam w tym niejaką wprawę. Kucharzowałem kiedyś na pewnej krypie. Wszystko mi jedno, przecież goli teraz jesteśmy jak święci tureccy!
— Naprawdę zręcznie oporządza pan ptaki — przyznał Tomek. — Jest to bardzo ważne w tropikalnym kraju, gdyż preparowanie okazów wymaga niezwykłej staranności. Trzeba strzec zbiorów przed zepsuciem, przed wszelkimi owadami, a ponadto ustawicznie przewietrzać, chronić przed wypłowieniem...
— Widzę, że zna się pan na tym — z uznaniem powiedział do Tomka dyrektor Hart. — Wobec tego mam dla pana również pewną prywatną propozycję. Za każdy oryginalny okaz motyla zapłacę pięćdziesiąt funtów. Mogę od razu podpisać umowę z zaliczką, powiedzmy... pięciuset funtów. Oczywiście, jeśli trafi się jakiś rarytas, uzgodnimy odpowiednią cenę.
— Najpierw omówmy zasadniczą sprawę — przerwał Smuga. — Przez ostatnie dwa lata nie odbywaliśmy łowów. Toteż w tej chwili nie posiadamy funduszy na zorganizowanie wyprawy. Jakie są pana propozycje, panie Bentley?
— Cenię męskie stawianie sprawy — odpowiedział zoolog. — Przede wszystkim muszę wyjaśnić, że dyrekcja ogrodu zoologicznego w Sydney i mój ogród w Melbourne są również zainteresowane podobną wyprawą. Oczywiście obydwie instytucje posiadają pewne fundusze na ten cel. Razem z kwotą ofiarowywaną przez prywatnego kolekcjonera stanowi to dość poważną sumę. Jest ona już zdeponowana w tutejszym banku.
— Jak by się przedstawiał nasz udział w wyprawie? — indagował Smuga.
— Dla każdego z panów przeznaczyliśmy po dwa tysiące funtów. Jedna czwarta płatna natychmiast po podpisaniu umowy, reszta byłaby zdeponowana na panów nazwiska w banku wskazanym przez was. Z własnych pieniędzy pokryliby panowie jedynie osobisty ekwipunek. Natomiast organizatorzy wyprawy opłacą koszty podróży morskiej, transportu pieszego w Nowej Gwinei, wyżywienia oraz dadzą pewną kwotę na zakup eksponatów etnograficznych.
— Szanowny panie, czyżby rajskie ptaszki i kwiatki przedstawiały aż tak wielką wartość? — zdumiał się kapitan Nowicki.
18
Wyspy Aru (Aroe Islands) - grupa ok. 90 małych wysp na południowy zachód od Nowej Gwinei.
19
Od 1924 r. polowanie na rajskie ptaki oraz wywożenie ich piór z Nowej Gwinei zostały zakazane. Obecnie jedynie Papuasi mogą polować na nie dla własnych potrzeb zdobniczych.