Выбрать главу

Moje lędźwie zdecydowanie nie zapłonęły, kiedy Brandon mnie pocałował. A usta nie paliły mnie niczym żywy ogień (cokolwiek by to miało znaczyć).

Ale poczułam przyjemne mrowienie. Naprawdę przyjemne.

A przecież wcale nie byłam zakochana w Brandonie. Wyobrażałam sobie, jak to jest całować się z kimś, kto się człowiekowi rzeczywiście podoba. Ciekawe, jak by to było, gdyby, powiedzmy, pocałował mnie Christopher…

I wtedy dotarło do mnie, że chociaż moje ciało – czy raczej ciało Nikki – jest zadowolone z tego, co się dzieje, muszę to natychmiast przerwać. Zwłaszcza że miałam wrażenie, że to całowanie mogłoby bardzo, bardzo łatwo doprowadzić do czegoś innego, jeśli nie położę mu kresu, i to tout de suite.

– Uhm – powiedziałam, odpychając Brandona od siebie tak mocno, że nasze usta rozłączyły się, wydając odgłos cmoknięcia.

– Co jest? – burknął z urażoną miną, podrywając się na nogi. – Tęskniłem za tobą! To coś złego?

Mnóstwo dziewczyn byłoby totalnie zachwyconych pocałunkami Brandona Starka. Frida, na przykład, oszalałaby (w pozytywny sposób), gdyby Brandon ją pocałował. I jestem pewna, że podobałoby jej się, gdyby ją porwał.

Ale ja nie doceniałam faktu, że Brandon był superprzystojny ani że wydawał się bardzo mną zainteresowany.

Właśnie w tym problem. Że nie był. To znaczy, nie był zainteresowany mną.

On był zainteresowany Nikki Howard.

A ja nie byłam zainteresowana nim.

– P – przepraszam – wyjąkałam zmieszana, bo zrobiło mi się naprawdę przykro, kiedy zobaczyłam jego zgaszoną minę i kiedy poczułam powiew zimnego powietrza, które dostało się tam, gdzie przed chwilą były nasze złączone usta. Jakąś częścią umysłu żałowałam, że już się nie całujemy. Bo całowanie się wcale nie jest przereklamowane… Naprawdę. – Ale ja… Ja ciebie prawie nie znam.

Chodzimy ze sobą już dwa łata – żachnął się Brandon. - To znaczy, z przerwami. Jak możesz nie pamiętać?

Ściślej owinęłam się kocem, bo nie wiedziałam, co mam zrobić. Albo powiedzieć. Czułam się jakoś dziwnie po tych jego pocałunkach. Jego zarost trochę mnie podrapał i to bolało.

Ale… w miły sposób. Nie dało się zaprzeczyć, że po tych pocałunkach usta aż mnie mrowiły, a teraz zaczynałam odczuwać pewne oznaki ognia w okolicy lędźwiowej.

O mój Boże! Nikki Howard to totalna puszczalska! A może to ja jestem puszczalska, tylko do tej pory nigdy nie miałam okazji się o tym przekonać!

Co się ze mną dzieje? I dlaczego Christopher nigdy nie próbował się do mnie przystawiać tak, jak przed chwilą Brandon? Moglibyśmy całować się cały czas zamiast grać w to głupie Journeyquest!

Nie, zaraz… Czy ja naprawdę to pomyślałam? Boże! Co się ze mną dzieje?

Na szczęście wtedy pojawiła się Lulu z naręczem ciuchów.

Masz – powiedziała, kładąc koło mnie na kanapie jakieś dżinsy, tiszertkę i koronkową bieliznę. – Pomyślałam, że będziesz chciała się ubrać. No bo, w tej sukience niespecjalnie ci dobrze…

To szpitalna koszula, nie sukienka – odparłam. – Ale dzięki. Wzięłam ubrania, a potem niepewnie rozejrzałam się po poddaszu.

Lulu westchnęła.

W głowie mi się nie mieści, że nie pamiętasz. Twój pokój jest tam powiedziała, wskazując drzwi obok kuchni. – Kiedy skończysz, jedzenie będzie już gotowe.

Podziękowałam jej i wstałam, nadal owinięta się kocem. Nie patrzyłam w stronę Brandona, idąc przez poddasze. Po pierwsze… jakoś dziwnie się czułam w tym moim nowym ciele.

Po drugie, przez cały czas czułam jego wzrok na plecach.

Nie miałam mu tego za złe. Jeśli usta mrowiły go choć trochę tak jak mnie… Naprawdę trudno mi było nie zawrócić biegiem, żeby znów zacząć się z nim całować.

Jak to się dzieje, że pary nie całują się przez cały czas? Całowanie się jest fantastyczne!

O Boże, zaledwie od paru minut wiem, że jestem modelką, a mój proces myślenia już ulega takiej erozji? Muszę się wziąć w garść.

Weszłam do sypialni Nikki Howard, z ulgą znikając Brandonowi z pola widzenia – i uderzył mnie obezwładniający aromat róż.

Wkrótce zobaczyłam, dlaczego. Kosz czerwonych róż, który według Lulu dostarczono na poddasze – tych róż od Gabriela Luny – stał na toaletce Nikki Howard. Tylko, że ten „kosz” to była, na dobrą sprawę, drewniana skrzynia… skrzynia po brzegi wypełniona różami.

Gabriel się nie hamował, co?

Sypialnia Nikki bardzo przypominała salon. Wszystko tu było białe. Na podłodze przykrytej grubym futrzakiem stało wielkie łóżko, które wyglądało na bardzo miękkie. W sumie jedynym barwnym akcentem w tym pokoju były róże od Gabriela. W oknach sięgających od sufitu do podłogi wisiały białe atłasowe zasłony. W lustrze nad białą toaletką – na wpół przesłoniętym różami od Gabriela – zobaczyłam swoje odbicie: blada, chuda blondynka w szpitalnej koszuli, przyciskająca do piersi kłąb ubrań i z ramionami okrytymi kaszmirowym pledem.

Właśnie. Blada, chuda blondynko, która, o ile „CosmoGIRL!” Fridy się nie myliło, zarabiała jakieś dwadzieścia kawałków dziennie.

W przeciwieństwie do mnie Nikki nie udekorowała ścian pocztówkami z reprodukcjami obrazów ani plakatami z ulubionych filmów Nie było też tam stosów książek SF i fantasy ani czasopism i komiksów, które u mnie piętrzą się, grożąc w każdej chwili zawaleniem. Na stoliku obok łóżka nie stało żadne zdjęcie. Poza komputerem – laptopem marki Stark (w obrzydliwym odcieniu różu), który stał na toaletce – i płaskim ekranem telewizora marki Stark zawieszonym na ścianie naprzeciwko łóżka, Nikki nie miała żadnego sprzętu elektronicznego.

Miała za to kosmetyki. Przynajmniej tylko kosmetyki znalazłam we wszystkich szufladach, które otwierałam, szukając… Sama nie wiedziałam, czego.

Różne tusze do rzęs. I błyszczyki. Mnóstwo błyszczyków.

Potrzebowała ich, bo biorąc pod uwagę, że najwyraźniej całowała się tak często, musiała wciąż od nowa je nakładać.

Kiedy otworzyłam kolejne drzwi, zobaczyłam, że chociaż Nikki nie miała żadnych książek, miała mnóstwo ciuchów. Jej garderoba była pełna bluzek, żakietów, spodni, sukienek i spódnic wszelkich fasonów i kolorów, a każda rzecz wisiała na drewnianym wieszaku. Niektóre ubrania były całkiem nowe, bo nadal miały metki z cenami. Znalazłam kilka par dżinsów po czterysta dolarów i dość skromnie wyglądającą sukienkę za trzy tysiące dolarów (to musiała być jakaś pomyłka). Pod i nad wiszącymi ubraniami były półki. Na górnych leżały dosłownie setki torebeczek, torebek, toreb, a na dolnych stały buty najrozmaitszych fasonów: kozaki, buty sportowe, balerinki, sandały, szpilki… nawet drewniane chodaki, jak te, które mają holenderskie lalki.

Frida poczułaby się w garderobie Nikki Howard jak w niebie, ja jednak byłam tylko skołowana. Jaką nastolatkę stać na dżinsy za czterysta dolarów? I w ogóle komu potrzebne są dżinsy za czterysta dolarów? I kto utrzymuje swoje ciuchy w takim… porządku? Nie podołała mi się ta garderoba. Była w pewien sposób przerażająca.

Szybko z niej wyszłam, otworzyłam drugie drzwi… i znalazłam się w łazience Nikki.

W przeciwieństwie do reszty poddasza nie była biała. Ściany – to znaczy te, które nie były wyłożone lustrami – pokrywał marmur w odcieniu zgaszonego różu. Były tam kabina prysznicowa i wanna z jacuzzi, a lustro nad podwójną umywalką otaczały żarówki, tak jak w garderobach artystów.

Odłożyłam naręcze ciuchów i sięgnęłam ręką żeby zdjąć gumkę, którą ktoś związał moje (czy raczej Nikki Howard) włosy. Rozsypały się wokół ramion, zupełnie niepodobne do moich własnych, ciemnych i prostych. Włosy Nikki Howard, jedwabiste i złote, układały się w idealne fale… Chociaż nie były rozczesywane ani myte od jakiegoś czasu.