Pomijając Christophera, jak zauważyłam, gdy obejrzałam się, żeby sprawdzić. Nadal spał.
– Uwaga… start – powiedział pan Greer, nastawiając kuchenny minutnik.
– W swoim wystąpieniu chcę wyjaśnić – zaczęła Whitney słodkim głosikiem, zupełnie niepodobnym do tego, którym zwykle każe mi się wypchać – dlaczego nie wierzę w mit twierdzący, że zachodnia cywilizacja stawia kobietom zbyt wysokie wymagania co do urody.
Mnóstwo kobiet narzeka, że moda i film atakują w tym samym stopniu poczucie własnej wartości młodych dziewczyn i starszych kobiet. Chcą one, żeby te dziedziny przemysłu rozrywkowego dostosowały się do, cytuję, bardziej typowej kobiecej figury, koniec cytatu. A ja twierdzę, że to śmieszne!
Odrzuciła na ramiona kilka pasm długich jasnych włosów (podobno farbowanych. A przynajmniej tak twierdzi moja młodsza siostra Frida, która zna się na takich rzeczach) i zapytała, a jej błękitne oczy ciskały gromy:
– Jakim cudem promowanie zdrowej wagi, którą naukowcy określili na indeks masy ciała poniżej dwudziestu czterech koma dziewięć, jako ideału urody miałoby zagrozić poczuciu własnej wartości jakiejś kobiety? Jeśli niektóre kobiety są zbyt leniwe, żeby chodzić na siłownię, bo wolą przez cały dzień siedzieć i grać w gry komputerowe, no cóż, to ich problem. Ale nie powinny potem zrzucać winy na te z nas, które dbają o swoje ciała jak należy, i twierdzić, że mamy seksistowskie poglądy albo że im wyznaczamy niemożliwe do osiągnięcia standardy urody… Zwłaszcza że wiele z nas to żywe dowody, że te standardy niemożliwe do osiągnięcia wcale nie są.
Kopara mi opadła. Rozejrzałam się, żeby zobaczyć, czy kogoś poza mną też zatkało. To tak Whitney zinterpretowała temat, jaki wyznaczył jej pan Greer na dwuminutową wypowiedź perswazyjną? Że kobiety o normalnej figurze powinny przestać obwiniać media za to, że jako ideał urody prezentują chude jak patyki modelki i aktorki?
Najwyraźniej jednak byłam jedyną osobą w klasie, która uznała, że coś jej się pokręciło. Przynajmniej to sugerowały spojrzenia, jakimi wszyscy (a szczególnie męska połowa klasy) wpatrywali się w niezwykle, trzeba przyznać, kształtny biust Whitney.
– Gdyby to było coś naprawdę złego chcieć wyglądać jak na przykład Nikki Howard – ciągnęła, wymieniając nazwisko popularnej supermodelki – to czy kobiety wydawałyby, jak się ocenia, trzydzieści trzy miliardy dolarów rocznie na programy utraty wagi, kolejnych siedem miliardów na kosmetyki i mniej więcej trzysta milionów na operacje plastyczne? Oczywiście, że nie! Kobiety mają swój rozum! Wiedzą, że przy odrobinie wysiłku i, no, nieco więcej niż odrobinie pieniędzy, mogą stać się tak atrakcyjne, jak… dajmy na to ja.
Przerzuciła długie włosy na jedno ramię i mówiła dalej:
– Niektórym – spojrzenie, jakie rzuciła w moją stronę sugerowało: „Tu proszę wstawić nazwisko Emerson Watts” – może się wydaje, że to zarozumialstwo z mojej strony twierdzić, że jestem atrakcyjna. Ale prawda wygląda tak, że uroda to nie tylko metr siedemdziesiąt pięć wzrostu przy rozmiarze XS. Najważniejszym dodatkiem, jaki może sobie sprawić dziewczyna, jest wiara w siebie… A mnie tego akurat nie brakuje!
Niewinnie wzruszyła ramionami i niemal wszyscy chłopcy – i połowa dziewczyn też – aż westchnęli, patrząc na nią tęsknie. Obróciłam się na krześle i z ulgą zauważyłam, że drzemiącemu Christopherowi głowa opadła na pierś. Chociaż jeden facet na czternastu nie był zagrożony.
Odwróciłam się z powrotem, w samą porę, by usłyszeć, jak Whitney dodaje:
– I chociaż różni krytycy wmawiają nam, że tego ideału osiągnąć się nie da, a kobiety umierają, chcąc się przesadnie odchudzić, jedynym czynnikiem, który zabija w tym kraju kobiety, jest przybierająca rozmiary epidemii otyłość.
Wszyscy pokiwali zgodnie głowami, jakby to wszystko logicznie się ze sobą łączyło. A przecież wygadywała bzdury. Przynajmniej moim zdaniem.
– No cóż, to by było na tyle. Wystarczyło na dwie minuty?
W tej samej chwili kuchenny minutnik zadzwonił, a pan Greer rozpromienił się i stwierdził:
– Dokładnie dwie minuty. Świetna robota, Whitney. Whitney znów uśmiechnęła się kokieteryjnie i ruszyła w stronę swojego miejsca. Ponieważ widziałam, że nikt inny się nie odezwie (jak zwykle), podniosłam rękę w górę.
– Panie profesorze? Rzucił mi znużone spojrzenie.
– Tak, panno Watts?
– Wydawało mi się – powiedziałam – że w wypowiedzi perswazyjnej należy przekonywać słuchaczy za pomocą faktów i statystyk.
– I właśnie ten efekt osiągnęłam – oznajmiła Whitney, siadając.
– Osiągnęłaś tylko tyle – odpaliłam – że wszystkie dziewczyny w tej klasie, które nie są tak chude jak Nikki Howard, fatalnie poczuły się we własnej skórze. Wspomniałaś przecież, że większość z nas nigdy nie będzie wyglądała jak ona, niezależnie od tego jak bardzo będziemy się starać ani ile na to wydamy kasy.
Odezwał się dzwonek, głośny i natarczywy.
Kiedy wszyscy poderwali się z miejsc, żeby iść na następną lekcję, Lindsey odezwała się do mnie:
– Jesteś zwyczajnie zazdrosna.
– Totalnie – poparła ją Whitney, gładząc się dłońmi po szczupłych udach. – I co do jednego masz rację. Jakbyś się nie starała, nigdy nie będziesz wyglądała tak dobrze jak Nikki.
Śmiejąc się z własnego dowcipu, wyszła z klasy, a za nią, chichocząc, podreptała Lindsey. Zostałam sam na sam z panem Greerem. z Christopherem.
– Możesz poruszyć te kwestie w przyszłym tygodniu, Em – zasugerował pan Greer – kiedy będziemy zajmować się replikami obalającymi jakiś punkt widzenia.
– Bardzo dziękuję, panie profesorze – odparłam, patrząc na niego z wyrzutem.
Wzruszył ramionami z zażenowaniem. Spojrzałam na Christophera, który powoli się budził.
– Tobie też wielkie dzięki. Za całe wsparcie. Zamrugał zaspanymi oczami i potarł powieki.
– Kobieto, słyszałem każde twoje słowo – powiedział.
– Doprawdy? – Uniosłam brew. – To na jaki temat mówiłam?
– Hm… Nie jestem pewien. – Uśmiech Christophera był nieco asymetryczny. – Ale wiem, że to miało coś wspólnego z szortami. I fosforyzującymi nalepkami z dinozaurami.
Pokręciłam głową. Czasami wydaje mi się, że szkoła średnia została wymyślona po to, by wystawiać nastolatki na coś w rodzaju testu sprawdzającego, czy mają dość odporności, żeby przetrwać w prawdziwym świecie.
I jestem całkiem pewna, że ja ten test oblewam.
2
Pewnie myślicie, że w weekend mogę odetchnąć od wszystkich Whitney Robertson tego świata.
Problem w tym, że moja siostra się w nią zamienia. To znaczy w taką Whitney.
Na razie nie jest tak okropna jak Królowa Wredoty. Ale powoli do niej równa. Zdałam sobie z tego sprawę w sobotę rano, kiedy mama powiedziała, że muszę iść z Fridą na wielkie otwarcie Stark Megastore, bo w wieku czternastu lat moja siostra jest jeszcze „za młoda”, żeby na takie imprezy chodzić sama.
Wstawcie w powyższym zdaniu słowo „głupia” zamiast „młoda”, a zrozumiecie, o co z grubsza chodziło mamie.
Nie, żeby Frida była upośledzona umysłowo. Tak jak ja dostała się do Liceum Autorskiego Tribeca z pełnym stypendium naukowym.
Ale ona po prostu zamienia się w następną Whitney Robertson… Czy, wyrażając się bardziej precyzyjnie, w Żywego Trupa. Tak właśnie określamy z Christopherem większość ludzi z naszej klasy.
Oboje uważamy, że to właśnie popularni ludzie z LAT bardzo przypominają zombie, chociaż, technicznie rzecz biorąc, zaliczają się do żywych istot.
Ponieważ jednak nie mają żadnych własnych prawdziwych zainteresowań (a jeśli nawet, to duszą je w sobie, żeby się dopasować do reszty) i robią to, co ich zdaniem będzie najlepiej wyglądało na podaniu na studia, są zwykłymi zombie.