Выбрать главу

Podbiegłam do odźwiernego i wzięłam od niego suczkę. Natychmiast przestała zawodzić i próbowała się schować pod połą mojego żakietu.

– Cosy – szepnęłam, a serce znów mi zmiękło – nie mogę cię zabrać. Tak naprawdę nie jesteś moja. A ja wracam do szpitala. Psów tam nie wpuszczają. Pamiętasz?

Ale suczka tylko uśmiechała się do mnie spod żakietu i posapywała radośnie, wymachując ogonkiem.

Z miejsca pojęłam, że pojedzie ze mną do szpitala, choćby się waliło i paliło.

Jak na ironię, ledwo to sobie pomyślałam, pojawił się Justin Bay. Podszedł do mnie zamaszystym krokiem i złapał mnie za ramię.

Chodzi ci o ten pierścionek? – zapytał cicho. Staliśmy na dość ruchliwej Centrę Street, więc prawie go nie słyszałam w ulicznym hałasie. – Ten, który dałem Lulu? On nic nie znaczy, kotku. Zrobiłem to tylko po to, żeby ją zmylić, bo zaczynała coś podejrzewać. Nie możesz mieć do mnie pretensji za ten pierścionek…

Nie rozumiem, o czym mówisz – odparłam. I nie skłamałam. Ale teraz naprawdę muszę iść…

Aż zaniemówił z wrażenia. A potem, zanim się połapałam, chwycił mnie w ramiona.

Mój drugi pocałunek w ciągu minionych dwunastu godzin był jeszcze fajniejszy niż pierwszy. Poczułam go aż w czubkach palców u nóg, które natychmiast rui się podwinęły w skechersach.

Zawsze parskałam z pogardą, kiedy dochodziłam w romansach Fridy do tych scen, w których książęta brali w ramiona swoje biedne. ale rezolutne ukochane i przyciskali je do gorsów swoich kamizelek czy jakoś tak. A gdy bohaterki reagowały na pocałunek omdleniem, myślałam sobie: „ Akurat, i co jeszcze? Takie rzeczy się nie zdarzają.”

Wyobraźcie sobie, jak byłam zdumiona, kiedy moje własne ciało – czy może powinnam powiedzieć, ciało Nikki Howard – zrobiło się bezwładne w reakcji na pocałunek Justina Baya. Na samym środku Centrę Street, przy odźwiernym, Karlu, sznurze taksówek czekających na zmianę świateł, milionie gołębi i wszystkich innych ewentualnych widzach. O mały włos nie wypuściłam Cosabelli – którą i tak przygnietliśmy między sobą – tak byłam zaszokowana.

Czy to normalne? Czy tak organizm powinien reagować na pocałunek? I to chłopaka, który jest dla mnie praktycznie obcy (pomijając przelotną znajomość związaną z lekturą plotkarskich kolumn w czasopismach)? A może Brandon Stark i Justin Bay po prostu umieli świetnie całować? Bo to całowanie było naprawdę w porzo. To całowanie dawało kopa! Uwielbiałam je. To znaczy, wiem, że to było niestosowne – naprawdę niestosowne – że całowałam się z chłopakiem najlepszej przyjaciółki Nikki Howard, a do tego za plecami chłopaka Nikki Howard.

Nie wspominając już o tym, że żaden z nich specjalnie mi się nie podobał. Bo prawdę mówiąc, nadal podkochiwałam się we własnym najlepszym przyjacielu. Gdyby to on pochylał się nade mną, na Centre Street, to przysięgam na Boga, pewnie doszłoby do jakiejś eksplozji czy coś.

Dlatego wiedziałam, że nie mogę pozwolić, żeby to całowanie trwało dłużej, nieważne, jak bardzo się podobało ciału Nikki Howard. Bo co, gdyby nagle nadszedł Christopher (chociaż to zupełnie nieprawdopodobne) i zobaczył, że Jason Bay pakuje mi język do gardła? On nie cierpi Jasona za to, że spaprał cały Journeyquest swoją beznadziejną grą.

No dobra, mógłby się nie zorientować, że to ja, a nie Nikki Howard.

Ale to nie ma nic do rzeczy.

I co z Lulu? Jeśli za chwilę się obudzi i wyjrzy przez okno, i nas zobaczy? Fakt, porwała mnie. Ale zrobiła to, kierując się dobrocią serca.

Chociaż trudno było coś powiedzieć, mając usta Jasona na swoich, musiałam to przerwać, choćby było nie wiem jak przyjemne. Resztkami sił zmusiłam się do przerwania pocałunku i powiedziałam:

– Przestań, proszę…

– Przecież tego właśnie chcesz – odparł Jason i naprawdę zupełnie jak ci książęta w romansach Fridy! – zamknął mnie w żelaznym uścisku.

I w sumie miał rację. Chciałam tego. Jak diabli. Ale nie byłam aż taką idiotką, żeby się do tego przyznać.

– Nie – zaprotestowałam słabo. – Nie chcę. Tak nie wolno. W Paryżu mówiłaś coś innego – przypomniał mi Jason.

– Hm, sama nie wiem – powiedziałam, nadal starając się odwracać od niego mrowiące usta, w razie gdyby znów spróbował mnie przekonywać. – Nigdy nie byłam w Paryżu. Proszę, puść mnie…

Chwilę później, ku mojemu zdziwieniu, faktycznie mnie puścił. Ale nie dlatego, że go o to prosiłam. Puścił mnie, bo Gabriel Luna akurat on! – pojawił się znikąd i szarpnięciem odsunął ode mnie Jasona.

– Zdaje się, że ta młoda dama prosiła, żebyś ją puścił – odezwał Nie ze swoim czystym, brytyjskim akcentem.

Wow! Z minuty na minutę robiło się coraz bardziej, jak w jakimś romansie Fridy! I to w taki przyjemny sposób.

– Co, u diabła… – burknął Jason, sprawdzając, czy skórzana kurtka nie podarła się w miejscach, gdzie szarpnął za nią Gabriel.

Za kogo ty się masz?

– Za przyjaciela Nikki – odparł chłodno Gabriel. PeeN! Gabriel Luna sam przed chwilą nazwał siebie PeeNem!

A do mnie odezwał się o wiele cieplejszym, pełnym troski głosem.

– Nic ci nie jest, Nikki?

Pokręciłam głową, głaszcząc Cosabelle, której niespecjalnie się podobało, że została prawie rozpłaszczona między nami, a teraz warczała na Justina z całą gwałtownością kilogramowego rottweilera.

Nic mi nie jest. Tylko martwię się… No wiesz. Że ktoś mógł nas zobaczyć.

Oczywiście, miałam na myśli Christophera – i Lulu. Kiedy to po – wiedziałam, Justin rozejrzał się dookoła, jakby dopiero teraz do niego dotarło, że stoimy na rogu dosyć ruchliwej ulicy. Ale ani razu nie zerknął w stronę wielkich okien w budynku za nami. Łajdak! A może bydlę to właściwsze słowo? Będę musiała sprawdzić w romansach Fridy.

– No właśnie – podchwycił Gabriel, zauważywszy nagłą paniki; Jasona. – Paparazzi mogą się zjawić lada chwila. Kiedy tu jechałem, wydawało mi się, że widzę jednego za rogiem.

To wystarczyło, żeby Jason rzucił:

– Zadzwonię do ciebie później, kotku.

A potem podniósł kołnierz kurtki i odszedł szybkim krokiem.

Coś niesamowitego! O Lulu, rzekomo swojej dziewczynie, w ogóle nie pomyślał. Ale paparazzich wystraszył się tak bardzo, że z miejsca zwiał! Co za pacan. Czy drań. Czy jak to się nazywa.

Gabriel popatrzył na mnie i zapytał:

– Naprawdę nic ci nie jest, Nikki?

Wytrzeszczyłam na niego oczy, a potem obejrzałam się na Karla. który gapił się na nas z lekko otwartymi ustami, zaciskając palce na telefonie komórkowym, jakby właśnie miał zamiar dzwonić na policję. Napotkawszy moje spojrzenie, szybko schował telefon.

– Wszystko w porządku – powiedziałam do Gabriela. – Serio Tylko… muszę wracać. Do szpitala. Ja… Nie powinnam była tak wcześnie wychodzić i… No, po prostu muszę wrócić.

– Rozumiem – rzekł Gabriel tym samym spokojnym tonem, którym wspomniał o paparazzich. – Właśnie stamtąd jadę. Postanowiłem zajrzeć i zobaczyć, jak się czujesz, i zastałem tam istny cyrk, bo zniknęłaś. Wymknęłaś się w nocy trochę się zabawić?

Popatrzyłam na niego, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Wyniknęłam się, żeby się zabawić? Nie, zostałam porwana przez dwójkę SZTŻSS przebranych za chirurgów.

Ale potem dotarło do mnie, jaką scenę zobaczył, nadchodząc – stoję przed swoim domem (no cóż, przed domem Nikki Howard) i całuję się z Justinem Bayem – i jak to musiało wyglądać.

Poczułam, że się czerwienię po korzonki włosów.

– N – nie – zająknęłam się. – To nie było tak. Zupełnie nie. To Lulu! Lulu Collins i Brandon Stark…